REKLAMA

Wideodomofon Yale. Twój zamek może mieć oczy - test

Yale udało się stworzyć bezprzewodowy i wygodny w obsłudze wideodomofon, który… po prostu działa. I przy okazji ma jedną zaletę, która wyróżnia go na tle konkurencji oraz jeden „kwas”.

Wideodomofon Yale. Twój zamek może mieć oczy - test
REKLAMA

Zacznijmy jednak od tej standardowej części wideodomofonowej.

REKLAMA

Wideodomofon Yale - jak to się instaluje i jak działa?

W tej pierwszej kwestii nie ma tutaj raczej nic wyjątkowego. W zestawie dostajemy dość standardowe akcesoria, obejmujące standardową „płaską” płytkę, płytkę do montażu „pod kątem”, wkręty oraz dwustronną taśmę klejącą. Jak to zwykle bywa w przypadku testowego sprzętu - ograniczyłem się do taśmy klejącej, montując wideodomofon Yale do drzwi miesiące temu i… nic. Całość dalej trzyma się pewnie i solidnie, mimo intensywnych opadów, wysokiej wilgotności i czasem ekstremalnych temperatur.

Jeśli więc ktoś jest leniwy albo nie chce mu się wiercić - czyli tak jak w moim przypadku - może zostać przy taśmie, będzie w porządku. W takim układzie cała fizyczna część procesu instalacji zajmie może jakieś 3 minuty.

Istnieje przy tym opcja uprzewodowienia wideodomofonu Yale i opcje są dwie. Możemy go albo podłączyć do standardowego zasilania np. wcześniej już zainstalowanego dzwonka, albo dokupić specjalny zasilacz Yale. Biorąc jednak pod uwagę długi czas pracy na jednym ładowaniu (4-6 miesięcy według producenta, u mnie działa już 2 miesiące i dalej nie chce się rozładować), opcja przewodowa będzie wybierana przez mniejszą część użytkowników.

W przypadku łączności aż takiego wyboru nie mamy.

Nie ma opcji podłączenia wideodomofonu Yale bezprzewodowo. Urządzenie trzeba połączyć z siecią z pomocą WiFi (2,4 GHz) i alternatywy dla tego sposobu nie ma.

Na plus - moduł WiFi jest wbudowany w wideodomofon, więc nie trzeba kupować żadnych dodatkowych bramek. Na minus natomiast zaliczam to, że w zestawie nie znajdziemy żadnego modułu wewnętrznego, który mógłby robić za faktyczny dzwonek. Owszem, dostajemy powiadomienia przy wykryciu ruchu, przy naciśnięciu przycisku zostanie wykonane do nas wideopołączenie, a do tego wbudowany w wideodomofon głośnik jest naprawdę skuteczny, ale przy stosunkowo wysokiej cenie zestawu konieczność dokupienia wewnętrznego dzwonka jest umiarkowanie przyjemna.

Na pocieszenie można dodać, że wideodomofon Yale współpracuje z innymi systemami smart domu, więc w moim miejscu zamieszkania rolę wewnętrznego dzwonka przejęło Echo z Alexą. Działa świetnie, ale polecam skrócić domyślną nazwę wideodomofonu, bo inaczej Alexa będzie czytać całość, męcząc za którymś razem niesamowicie.

Funkcje? Podstawowe są dwie.

I są to w sumie funkcje, których można oczekiwać 1:1 po domofonie z wbudowaną kamerą i czujnikami. Po pierwsze - po naciśnięciu przycisku na obudowie wideodomofon zacznie dzwonić „lokalnie”, a także na podłączony przez aplikację telefon, a po drugie - jeśli wykryje jakiś ruch, niezależnie od tego, czy ktoś nacisnął przycisk, czy nie, dostaniemy odpowiednie powiadomienie.

Czyli mamy i wideodomofon, i kamerę bezpieczeństwa w jednym. Od razu mogę napisać, że jedno i drugie działa świetnie, może z malutkimi minusami.

Ale po kolei.

Jak się obsługuje wideodomofon Yale i co można skonfigurować?

Obsługa realizowana jest z pomocą aplikacji Yale Home - tej samej, z pomocą której obsługujemy m.in. zamki do drzwi, i jest tak prosta, że łatwiej już chyba nie może być. Na jednym ekranie mamy listę naszych zamków i miniaturkę ostatniej aktywności wykrytej przez domofon. Kliknięcie na nią przekierowuje nas do panelu wideodomofonu, gdzie możemy się z nim „połączyć”, żeby uzyskać obraz na żywo, włączyć lub wyłączyć dźwięk, włączyć lub wyłączyć przekazywanie głosu z naszej strony, nagrać „z ręki” aktualną scenę albo zrobić po prostu zdjęcie. Jeśli chodzi o podstawowe opcje - to tyle, czyli tyle, ile potrzeba.

Dużo więcej ustawień znajdziemy, jeśli przejdziemy do opcji zamka. Możemy zmienić m.in. głośność urządzenia, jakość obrazu (maksymalnie 1080p), włączyć wysyłanie powiadomień przy wykryciu wybranych typów ruchu (np. człowiek czy samochód), zdefiniować strefy wykrywania, czułość wykrywania, długość nagrania po wykryciu ruchu, czas do ponownego powiadomienia o wykryciu ruchu i strefy prywatności.

W skrócie: jest tutaj wszystko, co niezbędne, żeby nasz wideodomofon działał dokładnie tak, jak chcemy. I co najważniejsze:

To wszystko działa. Tak po prostu.

Powiadomienia w 99 proc. przypadków docierają na telefon natychmiast. Sprawnie wykrywany jest właściwie każdy ruch, jaki ma miejsce przed kamerą, a że kąt widzenia jest spory (154 stopnie), możemy monitorować naprawdę dużą część posesji. Bez problemu przebiegają też wideorozmowy (ok, wideo jest tylko w jedną stronę, bo nasz rozmówca nie ma nas jak zobaczyć), a opóźnienie jest na tyle akceptowalne, żeby dało się porozmawiać z kurierem czy nieoczekiwanie odwiedzającym nas znajomym.

Dobrze działa też kontrola stref monitorowania i prywatności, a i samo łączenie oraz przekazywanie obrazu na żywo odbywa się bez jakichkolwiek znaczących problemów. Jakość obrazu nie jest może porażająco dobra, ale całkowicie wystarczy do tego, do czego został stworzony wideodomofon.

Czyli w dużym skrócie: wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być. Działa, działa sprawnie, niezawodnie i jest banalnie proste w konfiguracji oraz obsłudze.

Gdzie więc wspomniany „kwas”?

Możesz wykupić subskrypcję. Tylko że nie możesz.

Tak, wideodomofon Yale oferuje wbudowaną pamięć o bliżej nieokreślonej pojemności i jest w stanie przechowywać lokalnie materiały archiwalne, które elegancko umieszczone są chronologicznie na liście aktywności domu - wspólnej m.in. dla aktywności zamka.

Problem w tym, że najwyraźniej tej pamięci nie ma zbyt wiele albo celowo ogranicza się lokalną historię, bo zaglądając w tym momencie do aplikacji, nagrania z wczoraj (!) z godziny 19:45 (czyli mające minimalnie ponad dobę) są już niedostępne. Policzyłem przy tym, że od ostatniego nagrania zarejestrowane zostały kolejne 23 10-sekundowe klipy. Niezbyt porywający wynik.

Można go oczywiście poprawić dzięki wykupieniu subskrypcji, ale… nie jest ona dostępna w naszym kraju. Jednocześnie - przynajmniej w teorii - obejmuje ona także niektóre typy obiektów wykrywanych automatycznie przez kamerę.

Trochę więc szkoda, że płacąc ok. 700-800 zł za wideodomofon nie tylko część funkcji wymaga wykupienia subskrypcji, ale też po prostu nie da się jej - zapewne jeszcze - wykupić w naszym kraju. O niewielkiej pojemności pamięci już może nawet dodatkowo nie wspomnę.

Wideodomofon Yale ma natomiast jeden naprawdę ciekawy dodatek.

Jest nim integracja z resztą ekosystemu Yale, a dokładniej - z zamkami Linus. Polega ona po prostu na tym, że przycisk do otwierania albo zamykania zamka - wraz ze statusem otwarcia/zamknięcia drzwi - widzimy bezpośrednio na ekranie podglądu wideo z wideodomofonu.

Co z tego wynika? Że jeśli np. przyjedzie do nas ktoś znajomy albo członek rodziny i chcemy go wpuścić, nie musimy przełączać się do innej aplikacji, żeby to zrobić, przy okazji pewnie rozłączając się z wideodomofonem i potem musząc nawiązać połączenie ponownie. Tak samo, jeśli np. chcemy wpuścić kuriera, żeby zostawił paczkę, również możemy to zrobić jednym kliknięciem z tego widoku.

Oczywiście skorzystają z tego tylko posiadacze zamków Linus, ale taka integracja zdecydowanie liczy się na plus.

Wideodomofon Yale - czy warto?

Biorąc pod uwagę to, jak sprawnie działa to urządzenie - tak, nawet pomimo stosunkowo wysokiej ceny (ok. 720 zł - najniższe oferty w momencie pisania tego tekstu). Montaż jest banalny, konfiguracja jeszcze prostsza, opcje dodatkowe pozwalają nam ustawić niemal wszystko, co tylko moglibyśmy chcieć ustawić, a potem wszystko działa niemal idealnie, a do tego dochodzi jeszcze integracja z zamkiem, co dla posiadaczy Linusów może być naprawdę sporym argumentem. Tym bardziej, że w jednej aplikacji będziemy mieć historię aktywności całego, bez przeskakiwania od apki do apki.

Problemy wideodomofonu Yale są moim zdaniem dwa. Po pierwsze - tanio nie jest, a jeśli chcemy moduł wewnętrzny dzwonka, to będzie jeszcze mniej tanio. Aqara G4 kosztuje ok. 200 zł mniej, a mamy i dodatkowy moduł wewnętrzny i też trudno narzekać na działanie, a w bonusie dostajemy integrację z Apple Home.

Drugim problemem jest ograniczenie niektórych funkcji subskrypcją i to bez możliwości jej wykupienia. Żadna z nich nie jest raczej kluczowa, ale zaledwie dobowa - w moim przypadku - historia nagrań brzmi raczej kiepsko.

Jeśli ktoś jednak planuje zbudować smart dom, a przynajmniej jego część, w oparciu o sprzęty Yale, np. świetnego Linusa - wideodomofon wydaje się naturalnym dodatkiem do tego zestawu.

Wideodomofon Yale - zalety

  • banalnie prosta instalacja;
  • banalnie prosta konfiguracja;
  • dobry czas pracy na jednym ładowaniu;
  • bardzo dobre działanie czujnika ruchu;
  • dobra jakość rozmów;
  • wszystko tutaj po prostu działa;
  • integracja z aplikacją Yale;
  • dobra integracja z innymi usługami (np. Alexą/głośnikami Echo);
  • integracja z zamkiem Linus.
REKLAMA

Wideodomofon Yale - wady

  • konkurencja bywa tańsza, a niekoniecznie dużo gorsza;
  • brak wewnętrznego dzwonka w zestawie;
  • krótki okres przechowywania nagrań we wbudowanej pamięci;
  • brak integracji z Apple Home;
  • przechowywanie w chmurze (i kilka innych opcji) zablokowane subskrypcją, której nie da się wykupić w Polsce.
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA