REKLAMA

Jimmy H10 Pro. Zobaczyłem to, czego nie chciałem zobaczyć - test

Wydawało mi się, że generalnie udaje mi się utrzymać w domu jako taki porządek. Odkurzacz Jimmy H10 Pro pokazał mi, że zdecydowanie żyłem w błędzie - i udało mu się to zrobić na dwa sposoby.

Jimmy H10 Pro. Zobaczyłem to, czego nie chciałem zobaczyć - test
REKLAMA

Co ciekawe, wyjmując H10 Pro z pudełka, byłem przekonany, że ten drugi sposób to tylko zbędny gadżet, a ostatecznie okazało się, że jest to funkcja, z której korzystam zdecydowanie częściej, niż zakładałem.

REKLAMA

Ale zacznijmy od specyfikacji technicznej i - żeby przesadnie nie słodzić - od jednej rzeczy, która niespecjalnie przypadła mi do gustu w Jimmy H10 Pro. Tym bardziej, że tych rzeczy "na nie" będzie raczej niewiele.

Jimmy H10 Pro - specyfikacja

Jest - i to bez cienia przesady - na bogato, zarówno jeśli chodzi o specyfikację techniczną, jak i wyposażenie dodatkowe. Nie powinno to dziwić, bo H10 Pro to obecnie najbardziej zaawansowany model w gamie tego producenta, kosztujący ok. 1700-1800 zł - można więc oczekiwać, że będzie dobrze.

Od strony technicznej Jimmy H10 Pro oferuje m.in.:

  • maksymalną moc na poziomie 650 W
  • moc ssącą na poziomie 245 AW
  • zestaw akumulatorów składający się z 8 ogniw po 3000 mAh (do 90 minut pracy, ładowanie - realnie ok. 5 godzin)
  • silnik bezszczotkowy
  • zbiornik o pojemności 0,6 l
  • demontowalny akumulator, który można ładować i bezpośrednio w urządzeniu, i poza nim
  • komunikaty głosowe dotyczące statusu urządzenia (np. poziomu naładowania akumulatora, trybu pracy, zabrudzenia szczotki lub rur)
  • wyświetlacz informujący m.in. o poziomie naładowania, wybranym trybie pracy czy poziomie zabrudzenia
  • czujnik kurzu (o tym później)
  • automatyczne dostosowywanie intensywności ssania do nawierzchni i poziomu zabrudzenia
  • 3 manualne tryby mocy ssania
  • zestaw 6 LED-ów doświetlających odkurzany obszar przed odkurzaczem
  • demontowalny filtr HEPA (można myć)

Do tego dochodzi jeszcze spory zestaw akcesoriów, obejmujący m.in. stację bazową widoczną na zdjęciu powyżej oraz:

"Łamaną" rurę do odkurzania, która przyda się np. podczas odkurzania pod meblami:

Szczotkę szczelinową, z której najczęściej korzystałem w samochodzie:

Elastyczną rurę:

Miękką szczotkę:

Łącznik:

Mała szczotka do tapicerki:

Duża elektroszczotka:

Osobna rolka do dywanów:

Mniejsza elektroszczotka do materacy czy kanap:

No i oczywiście sam odkurzacz, w komplecie z jednym akumulatorem:

Co do jakości wykonania i wyglądu - trudno mieć jakiekolwiek poważniejsze zastrzeżenia. Większość elementów ma wprawdzie wyraźnie "sztucznotworzywowy" charakter, ale jest on odczuwalny dopiero w momencie, kiedy weźmiemy sprzęt do ręki i nie jest to też odczucie z kategorii negatywnych. Ot, po prostu solidne tworzywo sztuczne, do tego zaprojektowane i wykończone kolorystycznie tak, żeby nie rzucało się to w oczy. Miałem dokładnie zero problemów z tym, żeby postawić H10 Pro w widocznym miejscu domu. Dodatkowo wszystkie punkty mocowania wyglądają solidnie i "wklikują się" z satysfakcjonującym odgłosem. Podczas testów nie miałem żadnego przypadku, żeby coś odpadło, poluzowało się, czy nie chciało pasować. Jak będzie za rok czy dwa - tego niestety nie jestem w stanie sprawdzić. O ile przy tym nie obawiam się przesadnie o elementy z klikającym zamknięciem, o tyle większość akcesoriów jest po prostu wciskana na siłę i to z czasem prawdopodobnie się wyrobi - aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, że akcesoria wciskane są stosowane na tyle rzadko, że małe są szanse na wystąpienie tego problemu.

Plusa mogę też natomiast już teraz przyznać za solidność bazy, w której odstawiamy odkurzacz po sprzątaniu. Podstawa jest solidna i zdecydowanie zabezpieczona przed przypadkowym przesunięciem - do tego stopnia, że nawet celowe przesunięcia stacji nie należą do najłatwiejszych. Dodatkowo pionowy element wykonany jest z metalu i skręcany - niestety przez nas, ale zajmuje to minutę - małymi śrubami, więc o nic nie trzeba się martwić. Trochę tylko do tej całej bazy - w dużej części metalowej - nie pasuje uchwyt na akcesoria, który z kolei wykonano po prostu z tworzywa i tyle. Właściwości użytkowe są oczywiście super i regularnie z tego uchwytu korzystałem, ale sprawia on wrażenie... wytłoczkowego.

Mamy więc na start świetny zestaw, który powinien bez problemów wystarczyć do sprzątania w każdym miejscu, dobrą jakość wykonania, to teraz przejdźmy od razu do tego, co leżało mi tak średnio.

Jimmy H10 Pro - jak to się ładuje?

Producent chwali się, że opcje są dwie - możemy ładować demontowalny akumulator albo poza urządzeniem, albo w nim. W rzeczywistości jednak jedna i druga opcja jest dokładnie tym samym - podłączamy zasilacz bezpośrednio do akumulatora i jeśli jest zamontowany w odkurzaczu - zobaczymy na wyświetlaczu informację o poziomie naładowania.

Plusem takiego podejścia do bezpośredniego ładowania akumulatora niezależnie od jego lokalizacji jest to, że możemy kupić więcej niż jeden akumulator i tym samym wydłużyć sprzątanie "ciągiem" - tym bardziej, że czas ładowania to około 5 godzin, więc jeśli zabraknie nam zapasu w akumulatorze - a nie mamy ich więcej - to do sprzątania wrócimy po długim czasie.

Minus? Niestety nie ma opcji, żeby odkurzacz ładował się automatycznie po wstawieniu go do stacji - zawsze trzeba podłączyć przewód i tyle. Przyznam się, że mam u siebie od dłuższego czasu starszy model Jimmy, który również trzeba ładować w ten sposób i od czasu do czasu zdarza mi się zapomnieć o przewodzie, co oczywiście kończy się rozczarowaniem przy następnym podejściu do sprzątania.

Jasne, za 1700 zł - szczególnie przy takiej mocy ssania, co jest jednak podstawą funkcjonowania odkurzacza - nie można mieć wszystkiego. Ale akurat opcję bezprzewodowego ładownia zdecydowanie bym docenił.

Z drobnych uwag - niekoniecznie jestem fanem komunikatów głosowych, którymi chwali się producent, tym bardziej, że są aktywowane m.in. przy włączaniu odkurzacza czy podłączaniu go do ładowania. Niestety instrukcja milczy na temat opcji ich wyłączenia albo przynajmniej ściszenia.

To skoro mamy największe wady - które taka znowu wielkie nie są - za sobą, przejdźmy do dwóch rzeczy, które polubiłem najbardziej. I uwaga - niekoniecznie chodzi o skuteczność odkurzania, choć nią też zajmiemy się osobno.

Widzę, co odkurzam, chociaż nie chcę tego widzieć. I to widzę na dwa sposoby.

Pierwszy wydaje się trochę zbyt prosty, żeby się nim zachwycać, ale nic nie poradzę. 6 LED-ów umieszczonych z przodu elektrycznej szczotki, oświetlających obszar odkurzania, spisuje się naprawdę fenomenalnie. Testowo odkurzyłem kilka miejsc odkurzaczem bez dodatkowego oświetlenia, kończąc w momencie, kiedy uznawałem, że "na oko" jest czysto. Potem atakowałem to samo miejsce z H10 Pro i... byłem trochę przerażony tym, jak wcale czysto nie jest. Niby prosta rzecz, a zmienia sporo - szczególnie np. przy odkurzaniu pod łóżkiem.

Drugą funkcją H10 Pro, która dotyczy poziomu zabrudzenia, a którą na początku uznawałem za zbędny gadżet, jest czujnik kurzu, wyświetlający na żywo informacje na ekranie odkurzacza. Jak to działa? W dużym skrócie - mierzy ilość pyłów o zadanej frakcji i prezentuje je na wyświetlaczu w postaci kołowego wykresu (dla każdej frakcji), z którego możemy po prostu odczytać, czy kurzu jest wciąż dużo, czy już mało albo wcale. Efekt - nawet jeśli wydaje nam się, że jest naprawdę czysto, to lepiej po prostu sprawdzić, czy potwierdza to czujnik kurzu. Również proste i również świetne na co dzień.

Oczywiście trudno mi jest zweryfikować dokładność tych pomiarów, ale... nie mam z tym większego problemu. Nawet jeśli nie są one super precyzyjne, to doceniam po prostu świadomość, że zrobiłem wszystko, co tylko w mojej mocy, żeby było naprawdę czysto.

Jimmy H10 Pro - jak się z tego korzysta?

Zaskakująco wygodnie, biorąc pod uwagę, że całość w najcięższej konfiguracji waży ponad 3 kg, natomiast sama jednostka główna - ok. 2 kg. Kształt rączki jest dobrany naprawdę dobrze, tworzywo, z którego została wykonana, nie jest przesadnie twarde i nie męczy dłoni, a do tego środek ciężkości wypada w takim miejscu, że podczas sprzątania nie musimy walczyć z odkurzaczem i masakrować sobie nadgarstków - wszystko układa się tak, jak powinno i nie zauważyłem, żeby np. w trakcie sesji sprzątania poprawiał chwyt.

Jeśli więc chodzi o ergonomię - całkowite zero uwag. Nie jestem fanem pionowych odkurzaczy, ale po ten sięgałem z przyjemnością. Aczkolwiek pewnie część motywacji do sięgania po niego pochodziło z faktu, że chciałem sprawdzić na ekranie, ile kurzu zebrało się od ostatniego sprzątania.

Bonusowo - nie udało mi się znaleźć zastosowania, w którym Jimmy H10 Pro nie oferowałby odpowiedniego zestawu rur i końcówek. Pokój, samochód, górne części mebli, przestrzenie pod meblami, półki, kanapy, wszelkie dziwne zakamarki - wszystko, co potrzebne, mamy w zestawie.

Jimmy H10 Pro - jak odkurza?

Biorąc pod uwagę rewelacyjną jak na tę cenę moc - tak, można oczekiwać, że będzie świetnie i faktycznie tak jest. Ale po kolei.

Jeśli chodzi o odkurzanie twardych, gładkich nawierzchni, to oczywiście nie ma żadnego problemu. H10 Pro w trybie automatycznym nawet nie udaje, że jest to dla niego jakieś większe wyzwanie, operując głównie w trybie trochę powyżej Eco (sądząc po głośności) - nie jest on może najcichszy, ale też nie powodował bólu głowy przy odkurzaniu w okolicach 30 minut i nie przeszkadzał przesadnie domownikom. Wystarczyło to jednak, żeby skutecznie wciągnąć większość drobinek kurzu, błota, kociej i psiej sierści, jedzeniowych okruchów i podobnych. Jest to o tyle dobra informacja, że w trybie Eco z elektroszczotką możemy odkurzać bez przerwy ok. 60 minut - i faktycznie tyle da się osiągnąć, natomiast w trybie auto, choć zależy to od wielu czynników, 40 minut nie powinno być wyzwaniem.

W trybie Turbo ten wynik spada niestety do około 20 minut, ale przy automatycznym doborze siły ssania ten mocniejszy tryb włącza się stosunkowo rzadko. Głównie wtedy, kiedy trafi np. na większe skupisko zwierzęcej sierści albo jakiś większy lub cięższy obiekt. Tak, H10 Pro bez problemu wciągał monety, śrubki, spinacze i - nie mam pojęcia, czym to jest, ani skąd się wzięło u mnie w domu - mały, różowy pomponik.

Tryb Max (12 minut pracy), o ile pamięć mnie nie myli, nie aktywował się u mnie automatycznie przy odkurzaniu twardych nawierzchni ani razu - a raczej poznałbym to po dość sporym hałasie, który mu towarzyszy. Natomiast regularnie korzystałem z niego przy odkurzaniu samochodu, bo tylko on był w stanie wydobyć z przeróżnych zakamarków kurz, błoto, psią sierść i - jak podejrzewam - okruszki starych batoników oraz biały proszek z kwaśnych żelek. Niestety, biorąc pod uwagę czas pracy na jednym ładowaniu w tym trybie - lepiej dobrze sobie zaplanować odkurzanie auta albo mieć po prostu drugi akumulator. Aczkolwiek tutaj dwie uwagi - ten czas pracy jest i tak naprawdę bardzo dobry na tle konkurencji. Po drugie - jeśli nie mamy przesadnie zabrudzonego auta, to spokojnie nam tyle zapasu wystarczy.

Na dość zaskakujący dla mnie plus muszę zaliczyć fakt, że główna szczotka elektroszczotki - ta miedziana, na zdjęciu powyżej - nie tylko świetnie wygląda i dobrze zbiera odpady, ale też... niespecjalnie "obwiązuje" się zwierzęcą sierścią. Producent wprawdzie ostrzega, że z czasem może do tego dojść i raz na jakiś czas trzeba ją oczyścić, ale jak na razie, mimo bardzo intensywnego sprzątania intensywnie zakłaczonego domu - nie ma na niej ani jednego kudłatego śladu. Jestem pod wrażeniem.

Co prawdopodobnie jeszcze ważniejsze - główna elektroszczotka właściwie nie ma "martwych punktów" i bez problemu zbiera odpadki przy krawędziach z każdej strony, świetnie radząc sobie również z głębszymi fugami.

Dodatkowy punkt przyznaję za informowanie o tym, że zbiornik na odpadki jest pełny lub że zatkany jest przewód (to drugie akurat nigdy mi się nie zdarzyło) albo zablokowana jest szczotka. W moim prywatnym Jimmy H8, gdzie takiej informacji nie ma, trafia się, że od czasu do czasu przegapię moment, kiedy wypadałoby w trakcie sprzątania oczyścić zbiornik, a to prowadzi właśnie do zapychania się rury. Jedna uwaga - jeśli rzeczą, którą głównie zbieramy odkurzaczem, są zwierzęce kłaki, to niestety powiadomienie o napełnieniu będzie trochę spóźnione, więc w tym przypadku warto zdać się na analogowy monitoring.

Jak radzi sobie Jimmy H10 Pro z dywanami?

Szokująco dobrze. Aczkolwiek raczej szokująco dużo udało mu się wyzbierać z dywanu, który może i nie był najczystszy, ale żeby było w nim aż tyle syfu i sierści - w życiu bym nie powiedział. Oszczędzę wam na wszelki wypadek zdjęcia przepełnionego pojemnika na odpadki, ale efekt zdecydowanie robi wrażenie. Co ciekawe, nie był to wcale dywan z długim włosiem - wręcz przeciwnie, a wszystko, co H10 Pro musiał z niego wyciągnąć, było wprasowane w jego strukturę, co czyni pełny pojemnik z brudem jeszcze bardziej imponującym.

To, o czym trzeba pamiętać przy tego typu odkurzaniu, to fakt, że odkurzacz przy pracy z dywanem będzie pracował intensywniej, a więc i głośniej, a do tego szczotka do dywanów jest po prostu głośniejsza - szczególnie jeśli po odkurzaniu dywanów, bez zmiany szczotki, wjedziemy na kafle czy drewno. I o ile żonie nie przeszkadzało jakoś specjalnie, że odkurzałem pokój dalej twardą podłogę, o tyle już odkurzanie dywanu tuż obok niej trochę uprzykrzało jej plan oglądania serialu.

Jest też inna rzecz, która może trochę przeszkadzać w trakcie odkurzania dywanów. O ile przy odkurzaniu twardych nawierzchni "łamana" rura wydaje się w pełni sztywna i "normalna", o tyle przy odkurzaniu dywanów, gdzie opór nawierzchni jest większy, czuć, że na tym łączeniu występuje bardzo wyraźny luz. Nie przeszkadza to wprawdzie w sprzątaniu, ale daje dość dziwny efekt, do którego trzeba się przyzwyczaić.

Jak wygląda czyszczenie Jimmy H10 Pro?

Właściwie tak, jak można byłoby oczekiwać. Filtr HEPA można wyjąć i myć, natomiast zbiornik na odpadki można w dużym stopniu rozkręcić, co szczególnie przyda się osobom, które mają w domu albo mieszkaniu zwierzęta. Konstrukcja zbiornika powoduje bowiem dość często, że sierść zbija się poniżej krawędzi otworu "zrzutowego" i dla pełnego oczyszczenia zbiornika trzeba wyjąć niektóre elementy. Nie trzeba tego robić zbyt często - dużo rzadziej niż np. w przypadku mojego H8 - ale od czasu do czasu by wypadało.

Równie łatwo jest na szczęście wyczyścić także większość szczotek, w tym elektroszczotki, aczkolwiek mam wrażenie, że sposób demontażu szczotki z głównej elektroszczotki jest trochę przekombinowany i element blokujący jest trochę zbyt drobny i delikatny. Lepiej na niego uważać przy czyszczeniu, tak samo jak na sposób wyjmowania samej szczotki, który wymaga trochę więcej siły (albo sprytu), niż by się chciało.

Jimmy H10 Pro - czy warto?

REKLAMA

Odpowiem może tak: widziałbym spokojnie H10 Pro u siebie w domu, jako główny odkurzacz, szczególnie widząc to, jak poradził sobie nie tylko z teoretycznie prostymi twardymi podłogami, ale przede wszystkim z dywanem. Jeśli z tym drugim poradził sobie śpiewająco, to poradzi sobie prawdopodobnie ze wszystkim. W tym z wnętrzem mojego auta, które zdecydowanie za długo obywało się bez czyszczenia. Dorzućmy do tego ergonomię na bardzo wysokim poziomie, akceptowalny hałas (o natężeniu i częstotliwości, które o dziwo mi nie przeszkadzały), solidną stację bazową i mamy naprawdę mocny zestaw.

Oczywiście - to nie jest odkurzacz idealny. Stacja ładowania, która faktycznie ładuje odkurzacz, zdecydowanie byłaby na plus, tym bardziej że właśnie się zorientowałem, że akurat zapomniałem podpiąć odkurzacza po sprzątaniu. Nie miałbym też nic przeciwko temu, żeby całość - nawet przewodowo - ładowała się po prostu szybciej, bo 5 godzin czekania to czasem zbyt długo. Miłym dodatkiem byłoby również dodanie klikającego wpięcia do większej liczby końcówek.

Biorąc jednak pod uwagę cenę, moc i skuteczność - może być trudno o lepszy sprzęt.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA