REKLAMA

Recenzja World of Warcraft Dragonflight: lepsze niż Shadowlands, ale to za mało

World of Warcraft Dragonflight to więcej niż kolejny dodatek do znanej gry. To próba pokazania, że WoW ma rację bytu w świecie abonamentowego MMORPG, zdominowanego przez Final Fantasy XIV. Rozszerzenie próbuje odzyskać zaufanie graczy, spektakularnie stracone przy Shadowlands.

Recenzja World of Warcraft Dragonflight: lepsze niż Shadowlands, ale to za mało
REKLAMA

Poprzedni dodatek do World of Warcraft odrzucił mnie od ekranu w kilka godzin. Shadowlands to fabularna abominacja. Rozszerzenie niszczy ukochane przez miliony graczy postacie, często budowane dekadami. Wizyta w zaświatach WoW-a była torturą: narracyjną, strukturalną i grindową. Na to, co Blizzard zrobił z Sylvaną Obieżyświat, nie ma żadnego usprawiedliwienia. Miliony druidów, paladynów, mnichów i łowców opuściły serwery. W tym mój warlock.

REKLAMA

World of Warcraft Dragonflight to próba odkupienia i odzyskania graczy. Blizzard zdecydował się na ucieczkę do przodu. Stawia grubą kreskę między Shadowlands i nowym rozszerzeniem. Wysyła nas na osobny kontynent, zapoznaje z unikalnymi rasami oraz przedstawia kompletnie nowych wrogów. W parze z fabularną izolacją idą nowe elementy rozgrywki, odświeżające archaicznego WoW-a. Część podjętych decyzji jest naprawdę dobra:

[+] Dracthyr to nowa rasa, która znacząco wyróżnia się na tle pozostałych. Zwłaszcza w terenie.

 class="wp-image-3054921"

Smocze humanoidy otrzymały cechy rasowe wychodzące poza modyfikatory walki. Każdy Dracthyr może swobodnie latać w przestworzach, bez korzystania ze skrzydlatego wierzchowca. Rasa fruwa o własnych skrzydłach, również tam, gdzie nie można przyzywać latających przewoźników. Do tego wykorzystuje nowy mechanizm smoczego lotu, znacznie ciekawszy, bardziej efektowny i bardziej realistyczny od topornego modelu używanego przez skrzydlate wierzchowce.

Niestety, każdy Dracthyr otrzymał potężne ograniczenia wizualno - kosmetyczne. Na smoczych humanoidach nie zobaczymy ulubionego setu pancerza. Tak unikalna gabarytowo nacja nie jest kompatybilna z wieloma elementami odzieży. Możemy ją założyć, zyskujemy jej statystyki, ale nie widzimy jej podczas rozgrywki. Nawet w magicznej formie mieszkańca Azeroth, którą każdy Dracthyr może przybrać, podobnie jak robią to wargowie.

[+] Evoker jest nową klasą idealną dla graczy solo. Bardzo wszechstronną, leczącą i zadającą obrażenia.

Wyłącznie smoki Dracthyr mogą zostać adeptami nowej klasy. Evoker skupia się na ogniu, którym zioną łuskowate stwory. Ten nie tylko pali na popiół, ale ma także właściwości lecznicze, o ile jest wykorzystywany wobec pobratymców i sojuszników. Dzięki temu evoker zadaje poważne obrażenia, jednocześnie zapewniając sobie stałą pulę punktów życia. Nowa klasa jest idealna dla osób takich jak ja, którzy grają w WoW-a przede wszystkim dla zawartości fabularnej, zadań oraz eksploracji.

Większość umiejętności evokera działa na średni dystans. Mamy serię ataków obszarowych oraz solidniejsze ataki indywidualne. Dzięki temu smoczy wojownik odnajdzie się zarówno okrążony wieloma mniejszymi przeciwnikami, jak również tocząc dłuższe, bardziej wymagające starcie z bossem. Porządny evoker jest sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem.

[+] Walka w World of Warcraft nareszcie stała się ciekawsza i bardziej zręcznościowa.

 class="wp-image-3054888"

Na tle takich MMO jak Final Fantasy XIV, system korzystania z bitewnych umiejętności w grze Blizzarda jest bardzo prosty. Prostacki wręcz. Evoker nieco to zmienia. To klasa oferująca ciekawy zestaw mechanik maksymalizujących wyniki w walce. Przykładowo, przytrzymując klawisz podczas ataku ogniem, magazynujemy jego moc. Dłużej trwa ładowanie, ale większe są także obrażenia. Do tego dochodzi sporo skilli w systemie kombinacji oraz ataki obszarowe o unikalnej strukturze, jak możliwość latania nad wrogami i palenia ich z powietrza.

To wciąż nie ten sam efekt grania na skillach niczym z nut co w FFXIV. To wciąż nie ta głębia i nie ten stopień zaangażowania. Blizzard nareszcie oferuje jednak klasę wymagającą większej aktywności, przy której zestaw kilku makr nie wystarcza. Grając evokerem możesz popełniać błędy i możesz maksymalizować efekty. To jest świetne. Rutyna wkrada się nieco wolniej.

[+] Nowy system latania na smokach to sztos. Każdy wierzchowiec powinien z niego korzystać.

 class="wp-image-3054897"

Smocze latanie to zupełnie inny system od tego, z którego korzystają pozostałe wierzchowce. Lot na grzbiecie smoka jest bardziej zręcznościowy, skomplikowany, wymagający oraz satysfakcjonujący. Pikując, nabieramy prędkości. Wznosząc się, tracimy siły oraz impet. Do tego dochodzi zestaw unikalnych umiejętności: rolki w powietrzu, przyspieszenia i tak dalej. Wszystko składa się na złożony system, który jest cholernie przyjemny w praktyce.

Zwiedzanie Smoczych Wysp na grzbiecie smoka to wartość sama w sobie. Loty między strzelistymi wieżami, w korytarzach rzek i nad szczytami gór dają wiele frajdy. Doświadczenie jest kompletnie inne od sztywnego "latania" znanego wcześniej. World of Warcraft oferuje najprzyjemniejszy model powietrznego transportu z jakim miałem do czynienia w MMORPG. Dlatego Blizzard musi, koniecznie musi go rozszerzyć na inne wierzchowce.

World of Warcraft Dragonflight wiele rzeczy robi dobrze, ale przemierzając Smocze Wyspy myślami byłem przy innym MMO

 class="wp-image-3054891"

Chociaż dodatek pozwala zapomnieć o fatalnym Shadowlands i serwuje kilka dobrych rozwiązań, wciąż czułem, że kręcę się w miejscu. Nowa przygoda powiela archaiczne schematy poprzednich rozszerzeń. Ponownie biegamy za 15 skórami wilków, po raz kolejny jesteśmy gońcem na posyłki i ponownie historia stanowi niewyraźne tło do skakania po klawiszach numerycznych. Kolejne zagrożenie na mapie Azeroth nie robi żadnego wrażenia, a historia Smoczych Wysp jest o wiele ciekawsza na zwiastunach przedpremierowych niż podczas rozgrywki.

Grając w Dragonflight myślami byłem przy Final Fantasy XIV i takich dodatkach do japońskiego MMO jak Shadowbringers czy Engwalker. Tam każdy bohater, każdy zwrot fabularny i każda scena przerywnikowa budzi ekscytację. Scenariusz jest znacznie ciekawy, a przygoda ma bardzo personalny charakter. Na tym tle World of Warcraft pozostaje grą sztywną, modułową i pozbawioną wyjątkowości, utraconej gdzieś po Mists of Pandaria. To MMO jak z szablonu. Jak z Excela. Kiedyś WoW wyznaczał standardy. Dzisiaj doszlusowuje do średniej.

World of Warcraft Dragonflight jest odczuwalnie lepszy od Shadowlands oraz Battle for Azeroth.

 class="wp-image-3054903"
REKLAMA

To dobre hasło dla PR-owców Blizzarda, ale wcale nie tak wielkie osiągnięcie z perspektywy rozczarowanych fanów. Ostatnie rozszerzenia WoW-a stanowią potężny regres, podczas gdy konkurencja jest tylko lepsza i lepsza. Dragonflight stawia krok we właściwym kierunku, ale nawet latając ma smoku miałem nieodparte wrażenie: lepiej już było. World of Warcraft zbliża się do kresu swoich dni. Tutaj potrzeba czegoś kompletnie innego. Nowego otwarcia. Świeżej gry z gruntownie przebudowaną walką, narracją i eksploracją, na miarę XXI wieku.

Blizzard woli jednak odcinać kupony, malując ściany tam, gdzie potrzebny jest gruntowny remont. Dlatego, jeśli po prostu tęskno wam za Azeroth, Dragonflight stanowi świetne usprawiedliwienie dla powrotu do WoW-a. Jeżeli jednak liczycie na ten sam poziom, te samą ekscytację i tę samą magię co podczas premiery Burning Crusade, Lich Kinga czy Legionu… cóż, to już nie wróci. World of Warcraft przypomina potwora Frankensteina, chwiejącego się pod naporem własnych rozwiązań, narosłych przez wiele lat eksperymentów. Czuć to nawet na Smoczych Wyspach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA