W przyszły wtorek będzie nas 8 miliardów. Czy Ziemia wytrzyma?
Według szacunków ONZ, mniej więcej 15 listopada liczba ludności na Ziemi przekroczy osiem miliardów. I nieustannie będzie rosnąć, wedle przewidywań. Im nas więcej, tym lepiej. Przedstawiciele ONZ przypominają jednak, że nie jesteśmy gotowi na utrzymanie tak licznej populacji.
Wszystkie dane Organizacji Narodów Zjednoczonych wskazują na to, że już od przyszłego roku ludzkość na stałe będzie już liczona w liczbie co najmniej ośmiu miliardów przedstawicieli. W przyszłym roku również Chiny mają stracić pozycję lidera w kategorii państwa z największą liczbą mieszkańców: wyprzedzić je mają Indie.
Czytaj też:
Wykluczając zjawiska nieprzewidywalne, jak globalne katastrofy czy im podobne zdarzenia, ludności będzie nieustannie przybywać. Choć z drugiej strony ONZ zauważa, że współczynnik dzietności nie był tak niski od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Według wstępnych projekcji, przy bieżących trendach w 2030 r. będzie nas 8,5 mld, w 2050 9,7 mld, zaś w latach osiemdziesiątych ma osiągnąć wartość 10,4 mld i już nie rosnąć aż do przyszłego wieku.
Według statystyk ONZ, dwie trzecie światowej populacji żyje w krajach lub obszarach, gdzie na jedną matkę przypada mniej niż 2,1 potomstwa, co jest wynikiem z punktu widzenia populacyjnego niebezpiecznie niskim. Co więcej, ludności w ponad 61 krajach ma ubywać - nie tylko z uwagi na niski współczynnik dzietności, ale też i w wyniku emigracji.
Przy utrzymaniu bieżących trendów, w latach 2022-2050 raptem osiem krajów będzie odpowiadać za ponad połowę wzrostu globalnej populacji.
Te kraje to Kongo, Egipt, Etiopia, Indie, Nigeria, Pakistan, Filipiny i Tanzania. Na dziś 10 proc. populacji to osoby powyżej 65. roku życia, jednak ONZ zauważa, że osób starych przybywa: w 2050 r. mają stanowić już 16 proc. światowej populacji i będzie ich dwukrotnie więcej niż dzieci do lat pięciu i tyle samo, co dzieci do lat 12. Stanowić to będzie niemałe wyzwanie dla osób w wieku pracującym, które będą musiały opiekować się i potomstwem, i rodzicami.
Zdaniem autorów raportu, to jasny sygnał, by już teraz państwa inwestowały w służbę zdrowia i system opieki dla starców - a także by przemyśleć system emerytalny, który z uwagi na zmiany w proporcjach między ludnością pracującą a tą z uwagi na wiek już do pracy niezdolną może przestać być ekonomicznie sensowny.
Przeciętny człowiek dłużej też cieszy się życiem. Na dziś statystyczny Ziemianin żyje 72,8 roku, a więc o 9 lat dłużej, niż jego odpowiednik z 1990 r. i o 1,8 roku dłużej niż według statystyk z ubiegłego roku, na które wpływ miała pandemia COVID-19. Śmiertelność ma cały czas maleć, a średnia wieku umierania w 2050 r., jak spodziewa się ONZ, to 77,2 roku. Choć Organizacja podkreśla, że uśrednianie tej danej nie powinno być jednym punktem analizy, bowiem średnia ta nie uwzględnia podziału na kraje - a są na świecie i takie, w których ich lokalna średnia odbiega nawet o siedem lat od globalnej.
Bieżąca populacja potrzebuje 1,75 Ziemi, by utrzymać poziom konsumpcji. Zmniejszenie liczby mieszkańców zmieniłoby jednak niewiele.
Jak wskazuje zapytany przez francuską agencję prasową (AFP) ekspert ds. populacji z Uniwersytetu Rockefellera, problemem dla planety nie jest liczba mieszkańców z gatunku homo sapiens, bo ta jest w stanie utrzymać bez większego problemu i większą populację. Problemem jest to, w jaki sposób ludzkość eksploatuje naturalne zasoby. Szczególnym problemem jest nadkonsumpcja najbogatszej części światowego społeczeństwa, w ramach której popyt na dobra i usługi jest sztucznie kreowany tworząc abstrakcyjne potrzeby.
Ekspert w swoim komentarzu powtarza też truizmy, choć wyraźnie należy je powtarzać, skoro dalej opisują nierozwiązany problem. Są to nadkonsumpcja lasów, ziemi i paliw kopalnianych i rujnowanie ekologii morskiej - co wpływa na niebezpieczne dla rodzaju ludzkiego ocieplenie klimatu. Już dziś ludzkość konsumuje 175 proc. ziemskich zasobów - a więc o 75 proc. więcej niż ekosystem jest w stanie odbudować.
O tym, że to nie liczba mieszkańców jest problemem, a złe zarządzanie, świadczyć może inna statystyka: gdyby każdy konsumował tyle co statystyczny mieszkaniec Indii, ludzkość konsumowałaby 80 proc. ziemskich zasobów. Analogicznie, gdyby świat składał się ze statystycznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, współczynnik konsumpcji względem ziemskich zasobów wyniósłby 500 proc.
To oczywiście nie jest takie proste: wspomniany wyżej statystyczny mieszkaniec Indii jest bardzo ubogi i ma problem z dostępem do podstawowych usług, ze służbą zdrowia włącznie. Niezaprzeczalnym jest jednak fakt, że globalna cywilizacja wymaga przeprowadzenia gruntownych i natychmiastowych reform, jeżeli ma długoterminowo przetrwać. I nie może być to, jak niektórzy niegdyś sugerowali, przez sztuczne redukowanie dzietności - bo to problemu raczej nie rozwiąże.