Pracowałem na tablecie Samsunga i jestem pod wrażeniem. Za takiego iPada zapłaciłbym 2 razy więcej
Siedzę i siedzę, myślę i myślę. I wychodzi mi, że Samsung Galaxy Tab S8+ wyniósłby mnie lekko ponad połowę tego, ile Apple życzy sobie za analogicznego iPada. Do tego sprawdziłem Samsunga i jest lepszy, niż sądziłem.
Od jakiegoś czasu dużo jeżdżę po polskich miastach, a trasę wykorzystuję na pracę. Z tego względu moim kompanem od niepamiętnych czasów jest laptop, a konkretnie MacBook Pro z procesorem M1. Uwielbiam ten sprzęt, ale łapie się na tym, że w obecnych czasach w podróży mógłby mi wystarczyć tablet.
Bo co właściwie robię, kiedy jestem w pociągu lub na fotelu pasażera w aucie? W takich warunkach raczej nie obrabiam zdjęć ani nie montuję wideo, ponieważ trzynastocalowy ekran MacBooka jest zwyczajnie za mały. Do tego w trasie dochodzą różne odbicia światła i inne nieoptymalne warunki, więc materiały i tak musiałbym poprawiać na dużym monitorze.
W trasie mogę jednak dopinać scenariusze, odpisywać na maile, odhaczać tableki w moim znienawidzonym Excelu a także pisać artykuły, takie jak ten. Słowem: wykonywać dość prostą pracę biurową, która jednak jest czasochłonna. Tym bardziej cenię sobie fakt, że mogę ją wykonywać w trasie.
Wszystkie te czynności na siłę mógłbym zrobić na smartfonie, ale jest to bardzo upierdliwe i niepotrzebnie zjada czas, chociażby na poprawianie błędów robionych na klawiaturze ekranowej. Stąd pomysł: a może tablet?
Przecież mamy 2022 r., więc czas najwyższy, by hasło "mobile first" w końcu się ziściło. Tablety mają dziś komplet aplikacji potrzebnych do pracy biurowej, obsługują dodatkowe akcesoria (klawiatury z touchpadami, a nawet myszki), a w końcu mają fantastyczny czas pracy. Do tego na ogół dochodzą też bardzo dobre ekrany, więc po skończonej pracy można sobie uprzyjemnić resztę trasy odcinkiem serialu. Główną przewagą na laptopem jest jednak mobilność, czyli niższa masa jak i większa poręczność. Kiedy jadę na jednodniowy plan zdjęciowy z samym plecakiem, ma to znaczenie.
Tablety są naprawdę w porządku, ale tablet to dziś nie tylko iPad.
Od kilku lat w naszej branży można spotkać się z opinią, że jeśli tablet, to iPad. iPady faktycznie poszły do przodu, bo nie straszą już ramkami, mają USB-C, a sam iPadOS dogaduje się z klawiaturami i nawet z myszkami, a do tego (częściowo, ale jednak) obsługuje pracę na wielu oknach. Co więcej, za chwilę w iPadOS pojawi się nowy tryb zarządzania oknami pt. Stage Manager, a wraz z nim - po raz pierwszy - praca na oknach o zmiennym rozmiarze. Oczywiście częściowo zmiennym, bo to jednak Apple.
Problem polega na tym, że mój iPad nie dostanie Stage Managera. Mam podstawowego iPada z 2018 r., który może i sprawdza się w kuchni do aplikacji VOD, ale do pracy nadaje się kiepsko. Chodzi mi po głowie wymiana tabletu, ale mocno waham się nad tym, czy przesiadać się na lepszego iPada, czy może nie skręcić w kierunku Androida.
Bo spójrzmy na ofertę Apple: jeśli iPad do pracy, to taki z procesorem M1. A gdybym chciał coś większego niż 11 cali (a chcę), to zostaje mi tylko iPad Pro M1 12,9", który w bazowej wersji kosztuje 5,5 tys. zł, a z klawiaturą 7200 zł. Po dodaniu rysika mamy już ponad 7800 zł. Jak za maszynę do pisania w trasie, zdecydowanie za dużo.
Postanowiłem więc sprawdzić głównego konkurenta po stronie Androida, czyli Samsunga.
Najnowszy tablet trafiający w moje potrzeby to Samsung Galaxy Tab S8+ z ekranem 12,4". Bazowy wariant kosztuje 3800 zł, a rysik jest w zestawie. Oficjalna klawiatura z dodatkową podstawką to koszt 600 zł, a więc za całość robi się 4400 zł. Nadal dużo, ale jednocześnie jest to tylko 56 proc. kwoty, jaką musiałbym wydać za to samo, tylko z logo Apple’a.
Nie myśląc wiele, wypożyczyłem taki sprzęt od Samsunga i pracuję na nim od kilku tygodni. Czas zatem na wrażenia.
Jedna rzecz, którą tablet Samsunga robi lepiej od iPada, to Dex.
DeX. Dobrze pamiętałem, że ten tryb zrobił na mnie duże wrażenie w poprzednich tabletach Samsunga, więc to od niego zacząłem moją przygodę z Tab S8+. I spodobało mi się tak bardzo, że podstawowy interfejs włączałem tylko z ciekawości, dla porównania. DeX stał się podstawowym trybem pracy z tabletem.
Dla niewtajemniczonych DeX to rodzaj interfejsu w sprzętach Samsunga, który bardzo upodabnia Androida do desktopowego systemu. Nie powiedziałbym, że jest to odpowiednik Windowsa, ale jak najbardziej można go zestawić z najnowszą wersją ChromeOS znaną z Chromebooków.
W trybie DeX mamy coś na kształt pulpitu i paska zadań, który może być widoczny nawet po otwarciu aplikacji. Z kolei aplikacje domyślnie otwierają się w oknach, które można dowolnie skalować (choć nie we wszystkich aplikacjach - pozdrawiam niereformowalnego Instagrama). Wiele aplikacji uruchomionych w trybie DeX zachowuje się tak, jak na komputerze. Wliczają się w to również przeglądarki, do tego nie tylko systemowy Samsung Internet, ale nareszcie również Google Chrome. Mamy więc pełnoprawny pasek kart, pasek zakładek i tryb wyświetlania stron jak na desktopie.
Co więcej, Android ma komplet moich aplikacji, na których pracuję na Macu. Jest przeglądarka, jest Slack, jest iA Wirter, w którym od 8 lat piszę każdy z moich tekstów. Jest Trello, są pakiety biurowe od Microsoftu i Google. Do tego dochodzi komplet aplikacji systemowych, od kalendarza po kalkulator (tak, w Samsungu jest wbudowany, w odróżnieniu od iPada). I właściwie na tym kończą się moje potrzeby.
Oczywiście apki społecznościowe, w tym mój nieodzowny Twitter, też działają w oknach. To samo tyczy się też serwisów VOD. Bardzo podoba mi się też fakt, że DeX może odpalać się automatycznie po podłączeniu klawiatury. To drobiazg, który oszczędza czas.
Jak sprawdza się Samsung Galaxy Tab S8+?
Pod kątem sprzętowym jest to bajka. Ekran ma 12,4" i oczywiście jest to panel sAMOLED. Jego rozdzielczość to 2800 x 1752 pikseli. Jest fantastyczny, ale chyba nikt nie spodziewa się niczego innego po najnowszym sprzęcie Samsunga. Proporcje ekranu to 16:10, czyli tak samo, jak w moim MacBooku. Sprawdza się to i w pracy i w rozrywce, przy filmach.
Podoba mi się fakt, że choć w bazowej wersji tabletu mamy 128 GB, to pamięć można rozszerzyć kartą microSD (do 1 TB). Z kolei złącze USB ma szybki standard USB 3.2 Gen 1, więc w razie czego można w trasie zrobić szybki backup materiałów z aparatu. Jest też wersja z tacką na kartę SIM.
Do tego dochodzą świetne głośniki stereo (choć w trasie i tak bazuję na słuchawkach), są miniaturowe ramki, jest niezła kamerka do wideorozmów, no i w końcu jest też czytnik linii papilarnych w ekranie. Mamy też dobre aparaty, ale poza testami nie zrobiłem nimi ani jednego zdjęcia.
Bardzo spodobała mi się klawiatura oraz magnetyczne etui, które jest z nią w komplecie. Plecki są wyposażone w stopkę, niczym tablety Surface, a do tego mogą być przyczepione do tabletu niezależnie od klawiatury. Z kolej klawiatura (na marginesie, pasuje tu model od Galaxy Tab S7+) jest wprost genialna. Pełnowymiarowe klawisze mają skok jak w laptopie, więc przesiadka jest bezbolesna. Mamy też touchpad, który z kolei mógłby być trochę większy, ale na dobrą sprawę mamy też dotyk w ekranie, więc nie jest to wielka wada. Jedynym realnym minusem klawiatury jest brak podświetlenia klawiszy. Tablety naprawdę zasługują na tę funkcję.
Rysik jest miłym dodatkiem (w końcu jest w komplecie), choć ja korzystałem z niego niewiele. Jest jednak świetny, więc w razie czego można go wykorzystać do precyzyjnej obróbki zdjęć, czy do rysowania. Z kolei akumulator wręcz trudno ocenić, bo tablet ładowałem tak rzadko, że dwu-, trzydniowe wypady z pracą w tle nie są żadnym problemem i nie trzeba w ich czasie doładowywać sprzętu.
Jeśli nie musisz mieć koniecznie iPada (a nie musisz), Galaxy Tab S8+ jest naprawdę dobrym produktem.
Jestem bardzo ciekaw jak sprawdzi się nadchodzący Stage Manager na iPadach, ale pierwsze opinie na bazie wersji beta nie są szczególnie pozytywne. O ile na komputerze ma to sens, to na tablecie sprawdza się co najwyżej średnio. Być może z biegiem czasu Stage Manager stanie się standardem, ale to tylko gdybanie. Z kolei Samsung ma bardziej zaawansowany tryb DeX tu i teraz. To właśnie DeX sprawia, że tablet Samsunga można bez problemu wykorzystać do pracy biurowej, kiedy liczy się mobilność.
Do tego muszę wrócić do kwestii ceny. 4400 zł za Samsunga z kompletem akcesoriów kontra 7800 zł za analogicznego iPada to potężna, gigantyczna różnica. I choć mam MacBooka, więc doceniam zalety ekosystemu Apple, to trudno mi uzasadnić tak wysoką dopłatę do kilku drobiazgów, które przy pracy w trasie nie mają większego znaczenia. Nie mam wątpliwości, że Apple coraz bardziej odpływa w kwestii wyceny swoich urządzeń.