REKLAMA

Ale wtopa - włożyli 100 tysięcy, a zarobili 2 tys. zł. Białystok nie umie w butelkomaty

W Polsce trwa dyskusja na temat sposobów na to, jak lepiej recyklingować odpady. Wzorem jest coraz więcej państw Unii Europejskiej, które zdecydowały się wprowadzić butelkomaty. W tych maszynach można oddać plastikowe i szklane butelki, odzyskując w ten sposób opłaconą wcześniej kaucję. Białystok chciał wprowadzić podobny system, ale dziś gmina tego żałuje. Ten pomysł skazany był jednak na porażkę - i to nie z winy maszyn.

Butelkomaty za 100 tys. zł "zarobiły" 2 tys. zł. Strata pieniędzy
REKLAMA

Korzyść będzie prospołeczna i ekologiczna. Do tego butelkomatu wchodzi 240 butelek. Mamy możliwość sprzedaży tego, co zostanie wyjęte ze środka, po 10 gr za sztukę. Czyli będziemy otrzymywać 24 zł. I te pieniądze przeznaczymy na nowe nasadzenia drzew, krzewów w mieście, czyli na zielony Białystok - zapowiadał dwa lata temu prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. 

REKLAMA

Butelkomaty w Białymstoku to jedna, wielka porażka

Zbyt wielu drzew dzięki recyklingowi Białystok jednak nie zobaczy. Jak pisze białostocka "Wyborcza", gmina po dwóch latach wycofuje się z pomysłu. W sumie od stycznia 2020 do kwietnia 2022 do butelkomatów wrzucono 18 693 sztuk butelek PET. Na pierwszy rzut oka to nawet całkiem sporo, ale wystarczy rozbić to na liczbę dni i okaże się, że w 2020 dziennie trafiało 11 butelek, a w 2021 już tylko 8.

Zebrana przez ten czas suma to raptem 2 tys. zł. Sęk w tym, że na dwie maszyny miasto wydało prawie 100 tys. zł - jeden automat kosztował 48 tys. zł. Dużo lepiej by było, gdyby od razu wydać chociaż połowę tego na posadzenie nowych roślin.

- Na chwilę obecną spółka nie planuje zwiększenia liczby butelkomatów - komentują służby prasowe prezydenta, cytowane przez białostocką "Wyborczą".

Butelkomaty w Białymstoku

Mieszkańcy od początku przewidywali klapę butelkomatów

Mam pojechać autobusem MPK za 4 zł w jedną stronę, w dwie za 8 zł, aby wrzucić butelkę do automatu, kupionego za 48 tys. za moje pieniądze z podatków, za którą miasto otrzyma 10 groszy? Hmmm, jednak nie skorzystam - pisała rozżalona mieszkanka, cytowana przez Białystok.se.pl.

Problemem butelkomatów była nie tylko ich niezbyt dogodna lokalizacja i mała liczba. Wrzucenie butelki było wyłącznie dobrym gestem ze strony mieszkańców. Nie dostawali za nie pieniędzy, ani nawet żadnych bonusów w postaci zniżki za bilet w autobusie miejskim.

Przedstawiciele miasta tłumaczyli, że gdyby automat wydawał pieniądze za wrzuconą butelkę, wówczas mieszkańcy celowo znosiliby butelki, traktując to jako formę zarobku. Wówczas w maszynach szybko zabrakłoby drobnych. Nie wiem jak wam, ale mnie to brzmi na dobry pomysł - przecież właśnie o to chodzi, aby zachęcić ludzi do oddawania butelek.

Butelkomaty mają sens, ale akcja Białegostoku to strzał w stopę

Domyślam się, że wielu mieszkańców będzie krzywo patrzyło na kolejne proekologiczne pomysły miasta. I trudno im się dziwić. Białystok nie tylko stracił 100 tys. zł na butelkomatach, ale też pozbawił się zaufania mieszkańców. W czasach, kiedy każde skuteczne rozwiązanie mające pomóc w walce z ograniczeniem śmieci czy poprawą klimatu, takie porażki bolą szczególnie. Nawet jeśli kolejne pomysły okażą się sensowne, wielu będzie kręcić głową, pamiętając 100 tys. złstracone na butelkomaty.

REKLAMA

Tymczasem butelkomaty mają sens - o ile wprowadzane są z głową. Pokazuje to przykład Słowacji czy Niemiec, gdzie dzięki kaucjom wskaźnik zwrotów wynosi 98 proc.

Obowiązywanie systemu kaucyjnego w Polsce jest przesądzone, ale... trzeba będzie poczekać do 2025 r.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA