"Rosyjski Elon Musk" zapowiada rakieto-samolot. Inwestorzy obsypali go milionami
Określenie "rosyjski Elon Musk" jest wprawdzie trochę na wyrost, bo póki co jedyne, co łączy obu panów, to kosmiczne marzenia. Michaił Kokorycz jak do tej pory miał dużo mniejsze powodzenie, ale nie planuje się poddawać. Jego nowy projekt to połączenie rakiety z samolotem. Pojazd na wodór ma być najszybszym "dostawczakiem" na świecie.
Destinus już zebrał 29 mln dol. od inwestorów. Firma założona przez Kokorycza, obecnie zamieszkującego Szwajcarię, obiecuje przełom w transporcie. Pojazd niczym rakieta dotarłby do ziemskiej mezosfery, osiągając prędkość hipersoniczną, którą następnie opuszczałby niczym szybowiec, opadając w kierunku miejsca lądowania.
Samolot - nazwijmy go tak dla ogólnej wygody - miałby być napędzany wodorem, zaś mógłby startować i lądować na zwykłych lotniskach. Idealne byłyby te nieopodal morza, tak aby umożliwić produkcję wodoru z odnawialnych źródeł.
Podróż z Europy do Australii zajęłaby godzinę i 45 minut
Z Frankfurtu do Tokio maszyna leciałaby 90 minut zamiast niecałych 12 godzin, jak obecnie.
Autonomiczny pojazd mógłby przewozić np. medyczne towary albo dobra. Wyobraźcie sobie, że świeżo złowione owoce morza z Japonii w naprawdę krótkim czasie mogłyby dotrzeć do Europy czy Stanów.
A to wszystko przy zerowej emisji i nawet mniejszej cenie, niż standardowe loty cargo. "Brzmi to dziwnie, ale to możliwe" - zapewnia Kokorycz. Pierwszy międzykontynentalny lot z ładunkiem o masie 1 tony ma się odbyć już w 2025 roku. Do 2029 rosyjski inwestor chce mieć tysiąc takich samolotów i tyle samo pracowników.
Póki co testowano prototyp wielkości samochodu i cóż: jak widać na załączonym filmiku, lata. Kolejny, wielkości autobusu, ma być gotowy w tym roku.
O trudnych wyzwaniach technicznych Kokorycz mówi krótko: są, ale możliwe do pokonania. Pierwsi inwestorzy zostali przekonani. Rosjanin wyklucza współpracę z gigantami w stylu Boeinga. Obawia się, że ukradną pomysły, a jego zostawią z niczym.
Plany Kokorycza brzmią dość szalenie, jeśli spojrzy się na jego życiorys
Opuścił Rosję w 2014 roku. Wcześniej w ojczyźnie założył prywatną firmę kosmiczną. Przez wsparcie opozycji podpadł władzy, która miała doprowadzić do upadku działalności, niesprawiedliwie oskarżając go o nieprawidłowości finansowe. "Wyjechałem przez Putina" - opowiadał.
Stany Zjednoczone nie okazały się ziemią obiecaną. Owszem, kosmiczne start-upy rozwijają się w Ameryce, ale kiedy jesteś imigrantem z Rosji patrzy się na ciebie niezbyt przychylnym okiem. Właśnie tak Kokorycz tłumaczy swoje problemy na amerykańskiej ziemi. Jego kolejne przedsięwzięcie, Momentus Space, trafiło na celownik tamtejszej komisji papierów wartościowych i giełdy.
Pojawiły się oskarżenia, że firma wprowadziła w błąd inwestorów mówiąc, że przeprowadzono testy w przestrzeni kosmicznej, co nie było prawdą. Wątpliwości budziło pochodzenie Kokorycza, które miało zagrażać bezpieczeństwu całego przedsięwzięcia - wszak przez pogarszające się relacje z Rosją istniało niebezpieczeństwo, że ten przekaże poufne dane np. swoim rodakom. Dlatego też Kokorycz zrezygnował z szefowania Momentus Space i przeniósł się do Szwajcarii.
Inwestorzy raczej nie przejmują się wcześniejszymi potknięciami, jakby faktycznie uznali Kokorycza za ofiarę politycznych gierek. Całe przedsięwzięcie ma jednak sporo znaków zapytania - od technicznych, po regulacyjne. Kokorycz zapewnia, że już prowadzone są rozmowy mające zagwarantować zgody na loty.