REKLAMA

Nie, Jerzy Zięba nie ma racji. Witamina C nie leczy raka

Ta sytuacja powtarza się dość regularnie. Ktoś wrzuca mi jakiegoś linka do wyników badań z użyciem witaminy C i prowokuje: „to jak, Zięba miał rację?”

Witamina C nie leczy raka. Badania nie dowodzą, że może być skuteczna
REKLAMA
REKLAMA

Nie, nie miał racji. Bo wspomaganie leczenia jakąś substancją nie oznacza, że możemy to leczenie przeprowadzić wyłącznie za jej pomocą. Zresztą, witaminę C podaje się już wspomagająco w chemioterapii. Tak, ma funkcję pomocniczą przy istniejącej już terapii (łagodząc jej skutki).

Badania, jakie od czasu do czasu się pojawiają, na razie nie dają nadziei na skuteczność witaminy C w leczeniu nowotworów. Bo eksperyment polegający na wstrzyknięciu czegokolwiek do komórki rakowej w warunkach laboratoryjnych i spowodowanie, że ona obumarła, to jeszcze nie jest metoda leczenia.

Istnieje wiele substancji, które zaburzą równowagę chemiczną komórki na tyle że obumrze - jak jednak przenieść to na konkretny ludzki organizm? W tej chwili nie ma też skutecznego sposobu na celowe podanie substancji do konkretnej komórki, choć istnieje już wiele zaawansowanych badań w onkologii, które próbują różnych sposobów na „oznaczanie” komórek nowotworowych.

Czy więcej znaczy lepiej?

Bardzo rzadko. I tylko do pewnego stopnia. Jak wiadomo trucizna jest w dawce i wszystko, nawet ta lubiana witamina C, w większej dawce okazuje się szkodliwa.

Cudowne właściwości przedawkowywania witaminy C nie mają jednak żadnych podstaw naukowych, a ich początki to nie jest wbrew pozorom tradycja czy źródła ludowe. Nie wymyślił tego też Jerzy Zięba. Są nimi książki laureata Nagrody Nobla z chemii Linusa Paulinga, który był przekonany (również bez żadnych podstaw), że duże dawki witaminy C mu pomagają i utrzymują w dobrym zdrowiu.

Pauling do końca życia stosował propagowaną przez siebie terapię. Wielokrotnie przekraczał bezpieczną dawkę - zaczął od 3000 mg dziennie, a w swojej książce „How to Live Longer and Feel Better” (Jak żyć dłużej i czuć się lepiej) zalecał już 12 000 mg.

Pauling w pewnym momencie nabrał też przekonania (również niepopartego żadnymi badaniami), że duże dawki zapobiegają nowotworom i wspomagają ich leczenie (Vitamin C and Cancer, Linus Pauling). Pauling zmarł w 1994 roku na raka prostaty.

Żeby była jasność. Duże dawki witaminy C zdają się wspomagać organizm w warunkach stresu oksydacyjnego (witamina C jest przeciwutleniaczem), który pojawia się np. w trakcie chemioterapii. Jednak, jak na razie nie ma żadnych wartościowych w warunkach klinicznych badań, które wskazywałyby skuteczność witaminy jako środka terapeutycznego skuteczniejszego od innych już stosowanych.

Istnieją badania typu: „gdy polejemy witaminą komórkę rakową na szkiełku, to obumiera” lub „szczury z nowotworem którym podawano witaminę C i chemioterapię przeżywały średnio dzień dłużej”. Istnieje spore badanie (obejmujące 18 tys. pacjentek z rakiem piersi), gdzie stwierdzono pozytywny wpływ podawania normalnych dawek witaminy C w trakcie leczenia nowotworu (nie zamiast).

REKLAMA

Spróbujmy to sobie zobrazować w ten sposób: frytki z solą są lepsze niż frytki bez soli. Jednak frytki posypane kilogramem soli nie robią się jeszcze lepsze. Sama sól jest nie za dobra i może być trująca. Dotarło?

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA