Pojedynek: dwa koty kontra Roomba e5
Zamieszkała z nami ostatnio Roomba e5. Pora ocenić, jak ten samojezdny odkurzacz wypadł w starciu z dwoma kocimi rezydentami.
Miałem już w przeszłości styczność z robotami sprzątającymi, ale dopiero teraz dojrzałem do tego, by sprawić sobie takie ustrojstwo na stałe. Skoro i tak siedzimy teraz praktycznie cały czas w domu i wychodzimy z niego tylko do sklepu, to niech chociaż będzie w nim czysto zawsze, a nie raz w tygodniu.
Od początku wiedziałem też, że nowy mechaniczny domownik, który zamieszkał obok szafki z telewizorem, nie będzie miał z nami łatwo. Samojezdny odkurzacz z serii Roomba, który postanowiliśmy z narzeczoną przygarnąć na czas naszej dobrowolnej kwarantanny, stanął do nierównej walki z dwoma kocurami.
iRobot kontra dwa koty
Od zeszłego roku dzielimy nasze czterdzieści metrów kwadratowych z Loganem i Arnoldem. Oba kociaki to Maine Coony, które przyszły na świat odpowiednio w marcu i sierpniu ubiegłego roku. Zwierzaki tej rasy cechują się długim futrem, które po kilku miesiącach wspólnego życia mamy wszędzie. Dosłownie wszędzie.
Chłopaki już teraz ważą łącznie ponad 13 kg, a będą rośli aż do trzeciego roku życia. Ilość włosów w mieszkaniu będzie tylko rosła. Do tego pierwszy z kotów jest umaszczony na jasno, a drugi na ciemno, więc nie ma materiału, na którym nie byłoby widać u nas kłaków. Do tego dochodzi pył z kuwety. Jednym słowem — dramat.
Roomba e5 to z kolei zawodnik klasy lekkiej.
Producent przekonuje jednak, że Roomba e5 sprawdzi się idealnie właśnie u właścicieli futrzaków i z tego powodu się nią zainteresowaliśmy. Urządzenie waży jedynie 3,29 kg, a jego wymiary to 33,5 cm średnicy i zaledwie 9,3 cm wysokości. Pojemność zbiornika na kurz i inne śmieci to 600 ml.
Wbudowane ogniwo zasilające wystarcza natomiast na 90 minut ciągłej pracy. Za pochłanianie brudu odpowiadają z kolei dwie gumowe rolki pod spodem obudowy oraz jedna boczna szczotka z twardego włosia w kształcie śmigiełka, która nakierowuje kurz i kłaki w odpowiednie miejsce, by mechanizm zassał je do środka.
Urządzenie wygląda przy tym elegancko, więc nie chowam go nigdzie po kątach, a stacja dokująca stanęła obok telewizora.
Miałem przy tym nieco szczęścia, bo kabel zasilający wpina się w jej prawą krawędź, co pasowało do mojego układu mieszkania i nie musiałem kombinować z układaniem przewodu. Robot potrafił za to przesunąć stację, gdy dokował, ale znalazłem sposób, by sobie z tym poradzić — przykleiłem ją do podłogi dwustronną taśmą.
Miałem przy tym obawy o to, czy Roomba e5 sobie poradzi z wjazdem i wyjazdem z tego swojego minigarażu, gdyż ma ciut mniej miejsca po swojej prawej stronie, niż powinna go mieć wedle instrukcji (0,5 metra z każdej strony). Wygląda jednak na to, że iRobot wyznaczając te dane, podmuchał na zimne.
Odkurzacz parkujący 25 cm od szafki nie ma żadnego problemu ani z samodzielnym wyjazdem z bazy, ani z powrotem na miejsce.
Do nawigacji wykorzystywany jest czujnik umieszczony nad zderzakiem, a urządzenie to taki dysk w czarnym kolorze. Na jego powierzchni widać kilka pierścieni w różnych odcieniach. W centrum są trzy guziki obok diod sygnalizujących połączenie z Wi-Fi, stan naładowania akumulatora i ewentualne problemy.
Do tych przycisków nie trzeba się jednak wcale schylać. Jest na to aplikacja na smartfony z Androidem oraz iPhone’y o prostej nazwie iRobot. Konfiguracja trwa chwilę — polega na wciśnięciu przycisku na obudowie i podłączenia się jednorazowo w telefonie do tej sieci bezprzewodowej, z której ma korzystać robot.
Trzeba tylko pamiętać, że Roomba e5 wymaga podłączenia do sieci Wi-Fi w standardzie 2,4 GHz.
Sam na co dzień używam sieci bezprzewodowej nadającej na częstotliwości 5 GHz, bo zapewnia ona lepsze transfery, ale Roomba e5 nie będzie przecież pobierać do swojej pamięci filmów ani gier. Robot ma natomiast dotrzeć do każdego zakątka mieszkania, a Wi-Fi 2,4 GHz ma lepszy zasięg.
Szkoda tylko, że iRobot nie pozwala już podłączać jednego urządzenia do kilku kont użytkownika, ale producent tłumaczy to względami bezpieczeństwa. Domownicy mogą jednak zalogować się na to samo konto i odbierać jednocześnie powiadomienia o np. zakończeniu cyklu lub zablokowaniu się robota.
Sytuacje, gdy trzeba interweniować, należą na szczęście do rzadkości.
Robot wybudza się u nas automatycznie trzy razy w tygodniu równo o 15:00 i pracuje przez około godzinę, zbierając ze wszystkich dostępnych powierzchni kłaki i kurz. Warto tylko pamiętać, by robotowi ułatwić pracę poprzez np. uchylenie drzwi od łazienki oraz odsunięcie dywanika i gumowych tacek pod kocie miski.
Nic nie stoi też na przeszkodzie, by puścić Roombę e5 samopas poza harmonogramem za pomocą głównego guzika na obudowie lub z poziomu aplikacji. Do tego w każdej chwili można przywołać ją do bazy, gdy wydawany przez odkurzacz hałas stanie się zbyt uciążliwy — wystarczy wcisnąć przycisk z domkiem.
Co jakiś czas wystawiamy go też ręcznie na loggię, gdzie stoi kuweta ogromne pudło na pościel z Ikei ze żwirkiem.
W tym przypadku przydają się chowana w obudowie rączka oraz przycisk na obudowie, który rozkazuje Roombie e5 sprzątać dokładniej najbliższą okolicę. Wisienką na torcie jest zaś obecny w zestawie akcesorium na baterie, które pozwala utworzyć bezpieczne strefy, do których robot nie będzie miał wstępu.
W zależności od wybranego ustawienia może generować okrągłe pole dookoła siebie, na które robot sprzątający nie będzie miał wstępu lub tworzyć wirtualną ścianę, której maszyna nie będzie przekraczać. Korzystam z tego często, gdy pracuję przy komputerze, by Roomba e5 nie pyrgała kółek mojego fotela.
W oprogramowaniu robota zabrakło natomiast funkcji mapowania mieszkania oraz uczenia się okolicy, ale to nie problem.
Roomba e5 to jeden z tańszych robotów sprzątających w ofercie iRobota, a urządzenie kosztuje teraz ok. 1500 zł. Droższe modele potrafią się uczyć układu pomieszczeń i rysują sobie w pamięci mapę okolicy, ale w przypadku naszego niewielkiego lokum nie ma takiej potrzeby. Robotowi wystarczają czujniki.
Doceniłbym tylko, gdyby odkurzacz powiadamiał o napełnianiu się pojemnika na kurz, aczkolwiek iRobot sugeruje czyścić go po każdym użyciu. Da się go na szczęście łatwo wyjąć, ale za każdym razem z trzewi robota wysypie się wtedy nieco kurzu i ziarek żwiru, więc lepiej tego nie robić obok stacji dokującej w salonie.
Miło natomiast, że aplikacja sama będzie przypominać o konieczności wymiany materiałów eksploatacyjnych.
Producent nie robi tego jednak tylko po to, by ułatwić nam życie, bo w aplikacji można zamówić filtry, szczotkę i rolki prosto ze sklepu producenta. Sam program miło mnie zaskoczył również w kwestii samego interfejsu, bo nawet aktualizacja firmware’u robota okraszona jest przyjemną dla oka animacją.
Jeśli miałbym na coś narzekać, to na fakt, że Roomba e5 pomimo tego, iż mierzy jedynie 9,3 cm na wysokość, potrafi się zaklinować pod naszym łóżkiem, no ale fizyki nie da się oszukać. Sporym wyzwaniem jest dla niej również nasz dywan w salonie z bardzo długim włosiem.
Mimo tego już po kilku dniach mieszkania pod jednym dachem z samojezdnym odkurzaczem doceniłem jego obecność.
Urządzenie pracuje u nas jedynie raz na dwa dni, a ilość kocich i człowieczych kłaków latających po podłodze wyraźnie zmalała, a tym samym znacznie mniej przyczepia się ich do kanapy, a do tego Roomba e5 sprawnie zbiera żwir. Oczywiście nie oznacza to, że całkowicie zrezygnowaliśmy ze zwykłego odkurzacza.
Mimo to, dzięki temu, że mieszka z nami robot, w mieszkaniu jest czyściej, chociaż ręcznie odkurzamy rzadziej. Nie muszę też co chwilę biegać z odkurzaczem albo szczotką i szufelką na loggię. Z początku zdziwiony byłem jedynie tym, że robot pozornie porusza się po pomieszczeniu bez żadnego ładu i składu.
Okazuje się, że związane jest to z tym, iż czujniki wykrywają poziom zabrudzenia i w tym szaleństwie jednak jest metoda. Roomba e5 mile mnie też kilka razy zaskoczyła, gdy myślałem, że się już gdzieś na dobre zaklinowała, a po kilkunastu sekundach kręcenia kółkami uwalniała się z pułapki. Cwana bestia.
PS W moim egzemplarzu Roomby e5 komunikaty głosowe domyślnie podawane były w języku angielskim, ale ze zdumieniem odkryłem, że w aplikacji można wybrać język polski — w urządzeniach tej klasy innych firm, zwłaszcza tych rodem z Chin, nie jest standardem.