Neo i Duo to jakiś cyrk, ale Surface Pro X może być najistotniejszym sprzętem Microsoftu
Nowa odmiana Surface Pro i w istotny sposób zmodernizowany Surface Laptop mają duże szanse by stać się najlepszymi urządzeniami w swojej klasie. W przeciwieństwie do dwuekranowych dziwolągów, których przeznaczenia sam Microsoft nie był w stanie wyjaśnić.
Jest bardzo możliwe, że brakuje mi wyobraźni – trzymajmy się tej wersji – ale nie mam zielonego pojęcia w jakim celu miałbym kupić telefon Microsoftu z Androidem i dwoma wyświetlaczami. Nie pojmuję tego, skoro dokładnie to samo oprogramowanie mogę mieć na dużo lepszym, na przykład, Galaxy S10+. Jasne, nie ma on dwóch wyświetlaczy i prawdopodobnie niszowemu użytkownikowi taki zestaw ekranów dotykowych się przyda. Bardzo niszowemu. W całej reszcie (chociażby aparat) wygrywają konstrukcje innych partnerów Google’a.
Jeszcze mniej sensu widzę w Surface Neo. Niech będzie, że kieszonkowy telefon na modłę pomysłów LG ma jakiś sens. Przynajmniej mieści się w kieszeni, a po wyjęciu z niej urządzenia mamy możliwość łatwej pracy z dwiema aplikacjami równocześnie. Tymczasem patrzę na ten podwójny tablet i serio: nie rozumiem. Nie ogarniam. Nie mam pojęcia czemu to ma służyć. Jedyne, co mnie w nim ciekawi, to Microsoft Lite Windows 10X. Ale o nim jeszcze przyjdzie pora nam porozmawiać.
Zacznijmy od Surface Laptop 3. Prawdopodobnie nowego króla wśród ultrabooków.
Niniejsze przemyślenia piszę z Matebooka X Pro wyprodukowanego przez Huaweia. W mojej ocenie jest to niezrównana maszyna w kategorii ultrabooków. To taki Surface Laptop, tyle że bez niepraktycznej Alcantary, z bezramkowym wyświetlaczem o doskonałych do pracy z Office’em proporcjach 3:2, bogatszym zestawem portów, lepszym oprogramowaniem (sic!) i wyższą kulturą pracy. Problem w tym, że nowych Matebooków już nie będzie. No chyba, że z Linuxem. Administracja Trumpa o to zadbała.
To oznacza, że Microsoft znów jest jedynym liczącym się na świecie producentem laptopów z wyświetlaczem dotykowym o proporcjach 3:2. Do większości zastosowań (wiem, że nie wszystkich) są to dużo wygodniejsze do pracy proporcje niż 16:9. Zwłaszcza jeśli pracuje się na oprogramowaniu Microsoftu.
Surface Laptop 3 nie tylko kontynuuje tę piękną tradycję, ale również pozbywa się Alcantary (przez chwilę się zastanawiałem, czy pokazać wam jak wygląda alcantarowa Surface Type Cover po roku używania, ale możecie to czytać przy jedzeniu, a widok jest bardzo nieciekawy), dodaje USB-C (wybaczam brak Thunderbolta 3, choć z grymasem) a na dodatek siedzi w nim zaprojektowany specjalnie pod ten sprzęt niestandardowy procesor firmy AMD.
Ten procesor to bardzo ciekawa sprawa. AMD do tej pory nie miał dużych sukcesów na rynku układów dla smukłych laptopów do pracy. Tymczasem podobno ten customowy układ scalony ma nam zapewnić dużą ilość mocy (zarówno jako CPU, jak i GPU) przy doskonałej kulturze pracy i długim czasie funkcjonowania bez potrzeby podłączania sprzętu do ładowarki.
Na razie to tylko teoria z ulotki reklamowej, ale sam fakt projektowania układu scalonego specjalnie z myślą właśnie o tym komputerze brzmi bardzo obiecująco. Póki co, jestem kupiony. Wiem, że do Łukasza Kotkowskiego frunie już egzemplarz przeznaczony do recenzji. Jak na szpilkach czekam na jego wrażenia z użytkowania tego sprzętu.
No i Surface Pro X. To potencjalnie najistotniejszy sprzęt Microsoftu od czasu Surface Pro 3.
Moi stali czytelnicy zapewne pamiętają, że byłem ogromnym entuzjastą linii Surface Pro. I to od pierwszej generacji tego tabletu, wysoce niedoskonałej. Hybryda tabletu i peceta to genialny pomysł, który dziś jest naśladowany przez niemal wszystkich. I to nie tylko przez partnerów Microsoftu, a również przez Google’a i Apple’a. Na dodatek Surface Pro 3 przestał być niedoskonałym pokrakiem, stając się urządzeniem do którego trudno było się doczepić. Surface Pro 4 wykonał kolejnych kilka kroków w stronę doskonałości. Dlaczego więc piszę, że entuzjastą linii Surface Pro byłem, a nie jestem?
Bo Microsoft w zasadzie osiadł na laurach. Kolejne generacje Surface Pro nie wnosiły absolutnie niczego. To znaczy, oczywiście: procesory Intela nowszych generacji w kolejnych odsłonach tego tabletu przekładały się na wyższą wydajność i lepszy czas pracy na akumulatorze. Nie o jakieś istotne wartości, ale było to jakieś usprawnienie. Problem w tym, że konkurencja na wspomnianych laurach nie osiadła.
Apple przez długi czas dość otwarcie nabijał się z pomysłów Microsoftu. Tim Cook śmiał się, że mieszając lodówkę z tosterem konkurencja się nieco pogubiła (to nie jest dosłowny cytat, to moja synteza z różnych jego wypowiedzi). Przewijamy kilka lat później i najlepszą hybrydą przenośnego tabletu i komputera jest… iPad. Tablet Apple’a już od dłuższego czasu przestał być iPhone’em z dużym wyświetlaczem. Nadal obsługa za pomocą myszki i gładzika leży i kwiczy w iPadzie, nadal nie skorzystamy za wiele podłączając go do zewnętrznego monitora i nadal brakuje mu paru istotnych aplikacji do pracy.
Tyle że ten sam iPad jest wydajniejszy od najszybszego z Surface’ów Pro (jeżeli wierzyć syntetycznym benchmarkom – ale i praktyka również wykazuje duży zapas mocy). iPadOS w desktopowej pracy sprawuje się naprawdę dobrze. Sam tablet błyskawicznie się wybudza i idzie spać, Surface Pro ma nadal z tym problemy. Na spokojnie możemy go zabrać na produktywny weekend i zapomnieć ładowarki, tymczasem Surface Pro poprosi o doładowanie już po paru godzinach. Jest wygodny, sprawny, absolutnie bezproblemowy. Ma bardzo dużo świetnych programów do mobilnej pracy.
A jeszcze by dobić leżącego i upokorzonego Surface'a Pro: zwykły iPad (bo iPad Pro to już trochę fanaberia) z modemem 4G jako bonus kosztuje około 2000 zł. Doliczmy do tego jakąś klawiaturę ze stojakiem za około 300 zł. Tymczasem Surface Pro w najtańszej ale też i sensownej konfiguracji to wydatek 5700 zł. Do licha, Microsofcie. Nawet w tej kategorii kopie cię w przyrodzenie firma, która oferuje zazwyczaj produkty o absurdalnie niekorzystnej relacji ceny do możliwości.
Surface Pro X może zmienić tu bardzo wiele. Może, bo wszystko zależy od praktyki. Wysoce istotne jest tu pożegnanie się z Intelem. I związana z tym kultura pracy urządzenia.
Surface Pro X, czyli potencjalnie „taki iPad, ale z porządnym systemem operacyjnym”.
Nie to by iPadOS był kiepskim oprogramowaniem – jest wręcz przeciwnie. Zawodowcy jednak na pewno bardzo mocno krzywili się nad moim wychwalaniem iPada jako świetnej hybrydzie tabletu i komputera, na której mobilna praca to przyjemność. iPadOS nadal dopiero bogaci się w prawdziwe oprogramowanie do pracy – i choć tego cały czas przybywa, to nadal Windows jest pod tym względem niedościgniony.
Układ ARM w Surface Pro X, zaprojektowany specjalnie z myślą o tym urządzeniu wspólnie przez Microsoft i Qualcomma rodzi ogromne nadzieje. Co prawda już na starcie pojawia się pewien problem: Surface Pro X nie uruchomi 64-bitowych aplikacji Win32 pisanych z myślą o architekturze procesorów x86. Poradzi sobie z 32-bitowymi aplikacjami Win32 na x86, 32- i 64-bitowymi aplikacjami Win32 na ARM oraz z 32- i 64-bitowymi aplikacjami UWP. A także z webowymi, w zakresie istotnie szerszym niż iPad. Znając prawa Murphy’ego zabraknie nam tej jednej 64-bitowej aplikacji x86. Ale przecież i tak to znacznie więcej niż tablet Apple’a. No i nadal pozostają w mocy wszystkie zalety zwykłego Surface Pro, w tym praca w oknach, pełna obsługa myszy i gładzika, możliwość pracy na wielu monitorach czy szeroka zgodność z akcesoriami.
Przede wszystkim jednak wspomniany procesor rodzi nadzieję, że Surface Pro X w swojej kulturze pracy dorówna iPadowi. A więc że sprzęt błyskawicznie będzie się wybudzał i usypiał. Że jego czas pracy na akumulatorze wybaczy nam roztargnienie w pakowaniu ładowarki do plecaka. Że będzie działał równie stabilnie i równie pewnie, co iPad – nie jak Surface Pro z układami Intela. W teorii to jest nam obiecywane. W teorii mamy mieć wydajność na poziomie procesora Core i5 od Intela z kulturą pracy tożsamą dla układów ARM. I ta teoria jest wysoce prawdopodobna.
Na razie to – podobnie jak w przykładu Surface Laptopa – oczywiście myślenie życzeniowe, opierające się wyłącznie na entuzjazmie Microsoftu. Udało mu się jednak mnie tym entuzjazmem zarazić. Surface Neo i Surface Duo to cyrk, który ma głównie wywołać zamieszanie. Za to Surface Laptop 3 i Surface Pro X to potencjalnie nowa poprzeczka, do której konkurencja i partnerzy będą próbowali dobić. Jeżeli Microsoft tego nie schrzanił, to na nowo stanę się entuzjastą marki Surface.