W Stanach mają swojego Ziębę. Instagram przyłapany na promowaniu pseudonaukowego konta
Instagram poleca leczenie raka piersi ziołami, podważanie osiągnięć współczesnej medycyny i wyciskanie z chorych kasy. System rekomendacji opartych na popularności nie działa i czas zacząć o tym poważnie rozmawiać. Najlepiej przed wybuchem epidemii odry.
Pseudonauka i pseudolekarze mają się dobrze, a ich cichymi sprzymierzeńcami są niesforne dzieci mediów społecznościowych — algorytmy odpowiedzialne za rekomendacje. Niepilnowane odpowiednio przez nikogo berbecie promują niebezpieczne biznesy współczesnych znachorów.
Kontrowersyjna teoria Dr Sebiego
Zakładającym konto na Instagramie algorytmy polecają na start kilka ciekawych profili do obserwowania. Jak informuje Business Insider w Stanach Zjednoczonych, wśród rekomendacji znajduje się profil sprzedający suplementy diety i produkty inspirowane teoriami Dr Sebiego. Człowieka, który głosił między innymi, że choroby nie są powodowane przez jakieś współczesne wymysły tupu bakterie czy wirusy, ale przez nadmierne wydzielanie śluzu. Jasne.
Na stronie sklepu, który promuje profil, nie znajdziemy w opisach produktów jednoznacznych wypowiedzi, że dany produkt leczy taką czy inną chorobę, są one raczej zachowawcze i opisowe. Nie ma jednak co się bać, takie deklaracje są, ale zostały sprytnie przeniesione do komentarzy. W ofercie znajduje się więc zestaw leczący między innymi raka piersi (1 500 dol.) oraz fantastyczny tonik przeznaczony dla dzieci, który, według recenzji, wyleczył nastolatka z zaburzeń dwubiegunowych, u babci cofnął demencję, a u innego użytkownika regularnie powstrzymuje ataki paniki. Niektóre produkty po prostu pomagają w codziennym życiu. Komentujący Tyler Patrick zwierza się „Po 4 dniach użytkownika uprawiałem sex i niemal trzykrotnie wydłużyłem czas erekcji. Dziewczyna potem chciała się ze mną jeszcze umówić lol”. To Imponujące, że magiczne oleje pomagają też umówić się na randkę.
Alternatywna medycyna to świetny biznes. Nie tylko w Polsce
Dzięki darmowej promocji ze strony firmy Marka Zuckerberga konto Official Dr Sebi's Cell Food ma ponad milion obserwujących i według analiz firmy Social Blade przybywa mu 2 tys. obserwujących dziennie. Można na nim znaleźć przede wszystkim oferty różnego rodzaju tabletek (50 dol. za butelkę), a także złote myśli doktora typu „Opiekun w zoo nie karmi goryla tym samym jedzeniem co niedźwiedzia polarnego, mam rację? Jak się więc dzieje, że my jemy pokarm wszystkich”.
Użytkownik, który skuszony pojawiającą się na profilu niewinną promocją warzyw i przepisami, skusi się na dodanie profilu Dr Sebiego do obserwowanych, karmiąc algorytm informacją, że lubi pseudonaukę. Serwis zacznie mu polecać więcej podobnych profili, promować antyszczepionkowców i wszechmocne wyciskarki do trawy. Użytkownik znajdzie się w spirali dezinformacji i bańce w kolorze pięknej zieleni ziół leczących raka. I zieleni dolarów.
Nasz swojski Jerzy Zięba z ogromnym majątkiem na wyspach i wyciskarką do trawy za 2 tys. to tylko biedniejsza wersja amerykańskiego znachora. U Sebiego leczyli się u niego między innymi John Travolta czy Michael Jackson, obaj gotowi wydać ciężkie pieniądze na cuda, który miały ich uzdrowić. Ale znachorów łączą nie tylko sukcesy finansowe, zamiłowanie do alternatywnej medycyny i brak tytułu doktora, ale też problemy z prawem. Jerzemu Ziębie prokuratura zarekwirowała zawartość sklepu, a on sam usłyszał zarzuty nielegalnej sprzedaży produktów leczniczych. Dr Sebi zmarł w więzieniu, do którego trafił w 2016 r. aresztowany za pranie pieniędzy.
Algorytmy potrzebują klauzuli przynajmniej nie szkodzić
Algorytmy swoje działanie opierają na dowodzie społecznej słuszności, według którego popularne rzeczy są wartościowe, bo przecież tak wiele osób nie może się mylić. Media społecznościowe z założenia polecają to, co jest popularne, co się klika, co budzi gorące emocje. Jednak coraz częściej zaczynamy dostrzegać realne problemy płynące z tej praktyki. Instagram, Facebook i YouTube zaczynają być pociągane do odpowiedzialności za to, co podsuwają swoim użytkownikom, więc cyklicznie dodają na czarną listę nowe kanały i tematy.
Być może czas na to, żeby zamiast wciąż gasić kolejne pożary, zrobić dwa kroki do tylu i przemyśleć to, co leży w samym sercu systemu rekomendacji. Instagram wycofał się już z rekomendowania kontrowersyjnego profilu, ale problem przez to nie zniknie. I choć następnym razem objawi się w pod nieco inną postacią – kolejnego pseudolekarza, antyszczepionkowców, zwolenników teorii spiskowych, to jego sercem będzie to samo założenie. Algorytm ma polecać to, co budzi emocje i jest popularne bez oceniania, czy jest szkodliwe społecznie, żeruje na chorych ludziach lub jest groźne dla zdrowia.
Może jednak warto zastanowić się, czy nie lepiej zapobiegać, zamiast leczyć i wprowadzić do systemu rekomendacji, choćby tylko tych pierwszych, klauzulę po pierwsze nie szkodzić?