Wysokie ceny i cichy zgon małych matryc dla profesjonalistów - wybraliśmy fotograficzne rozczarowania roku
Szybujące ceny, zgon małych matryc w profesjonalnym sprzęcie z jednej strony i brak alternatywy dla pełnej klatki z drugiej - wybraliśmy tegoroczne porażki na rynku fotograficznym.
Rynek fotograficzny mocno się skurczył, a tańsze aparaty, które kiedyś stanowiły trzon sprzedaży, dziś sprzedają się bardzo źle, lub wcale. Przeciętnego konsumenta znacznie mocniej rozpala nowy smartfon z trzema obiektywami, niż podstawowa lustrzanka czy bezlusterkowiec.
To odbija się na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, w 2018 r. brakowało ciekawych premier tanich aparatów. Bazowe linie są odświeżane co rok lub dwa, ale kolejne generacje nie wnoszą praktycznie niczego nowego. Widać ogromną stagnację i brak pomysłu na konkurowanie ze smartfonami.
Drugim problemem są rosnące ceny zaawansowanego sprzętu. 2018 r. obfitował w świetne konstrukcje, zarówno jeśli chodzi o korpusy, jak i obiektywy. Niestety stają się one coraz mniej przystępne cenowo. Każda kolejna generacja sprzętu jest zauważalnie lepsza, ale też droższa od poprzedniej. Nic dziwnego, że rosnącą popularnością cieszą się wszelkie wyprzedaże i cashbacki, w których można kupić taniej sprzęt sprzed kilku lat.
Nie licząc Fuji X-T3, w tym roku nie ukazał się ani jeden sprzęt z małą matrycą, oferujący profesjonalne możliwości. A właśnie takich aparatów szukają mniej zamożni entuzjaści czy zawodowi fotografowie z mniejszym budżetem. Jeśli ktoś liczył na to, że w tym roku wymieni leciwego Nikona D7200 na coś innego niż rozczarowujący Nikon D7500 z 2017 r., albo Canona 7d mk II na coś nieco świeższego, to niestety, nie ma szczęścia.
Potężnie rozczarowani muszą czuć się także miłośnicy systemu micro 4/3. Po zeszłorocznej premierze Lumiksa G9 nastała cisza – w tym roku nie ukazał się ani jeden istotny w segmencie aparat, a jakby tego było mało, wszystko wskazuje na to, że micro 4/3 po prostu odchodzi w niepamięć, o czym świadczy choćby to, że Panasonic zapowiedział wejście w pełną klatkę, a Olympus milczy odnośnie potencjalnego następcy OM-D EM-1 mk II.
Skoro o micro 4/3 mowa, to dodałbym do listy KIT roku moją osobistą porażkę: zainwestowanie w aparat z małą matrycą. Biorąc pod uwagę powyższe, była to bardzo zła decyzja.
Największym rozczarowaniem 2018 roku był brak nowych, ciekawych aparatów dla początkujących, które nie zrujnują portfela. Wszystkie tegoroczne poważne nowości to aparaty o wysokich cenach, będące w dużej mierze poza zasięgiem przeciętnego pasjonata fotografii w Polsce. Zdecydowanie brakuje świeżego powiewu w grupie aparatów do 2000, 3000 zł. Kto wie, może po prostu ten segment już niebawem zupełnie przestanie istnieć, a firmy skupią się na rozwoju bardziej profesjonalnych konstrukcji z większymi matrycami?
Wchodząc głębiej w temat, jestem też nieco zaniepokojony i chyba trochę zaskoczony brakiem aktywności firmy Olympus. Poza odświeżeniem lifestylowego E-PL9 nie zaprezentowano żadnego nowego aparatu, a sztandarowy model E-M1 Mark II ma ponad 2 lata. Olympus jest jedyną liczącą się marką z branży fotograficznej, która nie ma w ofercie aparatu pełnoklatkowego czy średnioformatowego. Jaka będzie jej przyszłość? Wprawdzie mamy zobaczyć nowy topowy model, ale będzie to nadal korpus M 4/3 i raczej dla niszowej, profesjonalnej grupy fotografów.
Dla mnie osobiście największym KITem 2018 roku jest rezygnacja VSCO z rozwoju ich świetnych presetów w wersji na komputery. Jako ich wierny klient od wielu lat czuję mocno rozczarowany. Fotografia mobilna coraz bardziej zjada branżę foto, co jest widocznie także w tym wypadku.