To były czasy. Kiedy by uruchomić zwykłą grę musiałeś napisać kilka poleceń w MS-DOS
Jaki system operacyjny był zainstalowany na waszych pierwszych komputerach? Ja przez pierwsze kilka lat korzystałem wyłącznie z systemu MS-DOS. Platformy operacyjnej pozbawionej graficznego interfejsu użytkownika.
SET BLASTER=A220 I5 D1
LH C:\CD-ROM\MSCDEX.EXE
LH C:\MYSZKA\MOUSE.COM
CD\GRY\WC
WC.EXE
I już. Gra Wing Commander jest uruchomiona, z obsługą dźwięku, płyty CD-ROM z dodatkowymi danymi gry i kursora myszki. Co prawda nieco na siłę skomplikowałem procedurę uruchamiania gry – pierwsze trzy polecenia można było zautomatyzować, by były wykonywane wraz z rozruchem komputera. Wystarczyło dopisać odpowiednie wpisy w systemowych plikach autoexec.bat i config.sys. Gracze z czasów dominacji rynkowej MS-DOS-a zapewne jednak pamiętają walkę o każde 10 kilobajtów pamięci operacyjnej – ładowanie do pamięci sterowników CD-ROM-u czy myszki lepiej było wykonywać na życzenie. Przecież wiele gier i programów ich nie potrzebowało.
Dla młodszych czytelników to pewnie zabawna abstrakcja, jednak osoby mojego pokolenia – których jeszcze nie dotyka starcza skleroza – traktują powyższy zestaw poleceń jako coś intuicyjnego i oczywistego. Mieliśmy już co prawda Windowsa (moje pokolenie zaczynało od wersji 3.1), jednak służył on w zasadzie wyłącznie do pracy biurowej i do multimedialnych encyklopedii. A jego graficzny interfejs użytkownika zajmował cenną pamięć. Już dużo lepszym pomysłem było kupno Norton Commandera – nakładki na menadżer plików z GUI rysowanym za pomocą tekstowego ASCII (patrz zrzut ekranu niżej). Choć i ten lepiej było wyłączać, by zwolnić pamięć.
Z MS-DOS obcowałem od 1992 r. Historia tego systemu jest jednak znacznie dłuższa.
I tak na dobrą sprawę nie zaczyna się ona nawet w Microsofcie. Pierwotna nazwa tego systemu to 86-DOS. Został on napisany przez Tima Patersona, który z kolei zainspirował się systemem CP/M. Różnił się jednak od niego znacznie lepszym mechanizmem partycjonowania pamięci masowej.
86-DOS pojawił się na rynku w sierpniu 1980 r. i od razu przykuł uwagę Microsoftu. Firma na gwałt potrzebowała działającego na procesorach 8086 systemu operacyjnego, by wypełnić zobowiązania względem swojego partnera, firmy IBM. Kupiła więc prawa do 86-DOS-a za 75 tys. dol. i przemianowała go na MS-DOS. Podobnie jak CP/M, również i MS-DOS mógł działać na dowolnej konfiguracji sprzętowej opartej na procesorze 8086. Sterowniki do dodatkowych podzespołów były uruchamiane opcjonalnie.
MS-DOS nigdy nie był planowany jako sztandarowy produkt Microsoftu. To właśnie dlatego nigdy nie doczekał się chociażby mechanizmu wielu kont użytkownika. Dla zawodowców przeznaczony był oparty o Uniksa microsoftowy system Xenix. O tym jednak świat już dawno zapomniał…
Jak może się rozwijać system oparty o wiersz poleceń? Bardzo dynamicznie!
Trzeba jednak mieć na uwadze specyfikę tamtych czasów. Kiedyś nie istniało pojęcie plug&play (które, swoją drogą, również jest już archaizmem). Za każdym razem, jak pojawiała się jakaś nowa technologia, jej obsługę trzeba było dodać do kernela systemu. A jakie technologie można podać jako przykład? Wystarczy prześledzić historię rozwoju MS-DOS, by je znaleźć – choć to bardzo niekompletna lista zmian, mająca za zadanie tylko dać wyobrażenie co właściwie po kolei dodawano do tego systemu.
Wersja 2.x wprowadziła obsługę dysków o zawrotnej pojemności aż do 32 MB. Umożliwiła też ręczną instalację sterowników przez użytkownika oraz wprowadziła drzewiastą strukturę folderów katalogów a także podprocesów wywoływanych przez główne procesy (czyli programy). Pojawiła się w nim też obsługa dyskietek 5,25 cala do pojemności 360 kb. Wersja 3.x wprowadziła obsługę większych dyskietek tego rodzaju oraz tych 3,5-calowych.
Edycja 5.x wprowadziła z kolei pojęcie wyższej pamięci operacyjnej (i znany weteranom DOS-a związany z tym sterownik HIMEM.SYS). Co rusz dodawano też do systemu użyteczne aplikacje: takie jak chociażby prosty edytor tekstu EDIT.COM. Warto też pamiętać, że choć oficjalnie rozwój MS-DOS został wstrzymany na wersji 6.22, tak w rzeczywistości stanowił on rdzeń licznych edycji systemów Windows.
Dopiero Windows XP ostatecznie pozbył się MS-DOS ze swojej struktury.
Wszystkie wersje Windowsa aż do wersji Windows 95 były w zasadzie rozszerzeniami MS-DOS, wprowadzającymi graficzny interfejs użytkownika oraz dodatkowe moduły do obsługi sprzętu i adresowania pamięci. Fundamentem tych systemów niezmiennie pozostawał tekstowy system operacyjny Microsoftu. Choć Microsoft równolegle prowadził wiele mniej lub bardziej eksperymentów: należały do nich systemy OS/2 czy Windows NT.
Windows 95, Windows 95 OSR2, Windows 98, Windows 98 SE i wreszcie Windows Me były co prawda czymś znacznie więcej, niż graficznymi nakładkami na DOS-a. Nadal jednak bazowały na jego fundamentach, a wręcz – za wyłączeniem tego ostatniego – pozwalały na rozruch bezpośrednio do wiersza poleceń, z pominięciem wszystkich wprowadzanych przez nich rozszerzeń czy graficznego interfejsu.
Przełom nastąpił dopiero przy okazji równoległej premiery dwóch systemów: Windows Me przeznaczonego dla konsumentów i bazującego na Windows NT systemie Windows 2000. Choć to ten pierwszy miał być produktem mainstreamowym, to był zarazem ostatnim ze swojej epoki. Kolejna wielka edycja Windowsa – a więc Windows XP – wykorzystywał fundamenty Windowsa 2000, a również był przeznaczony do masowego użytku.
MS-DOS nadal żyje. W pewnym sensie…
I nie mam na myśli nadal wykorzystywanych prehistorycznych komputerów w fabrykach czy innych zakładach pracy. W 2002 r. opublikowano pierwszą wersję aplikacji DOSBox – darmowego i otwartoźródłowego emulatora komputera z zainstalowanym MS-DOS. Można go uruchomić na nowoczesnych wersjach Windowsa, macOS-a i Linuksa. Znacząco rozwija on możliwości systemu Microsoftu, wprowadzając funkcje przydatne dla graczy – bo z myślą o nich został stworzony – takich jak możliwość łatwego wykonywania zrzutów ekranu czy nagrywania wideo.
Zainteresowanych przygodą z MS-DOS zapraszam do pobrania DOSBox z tego adresu. Niestety nie jest to pod względem użytkowym wierna kopia starego tekstowego systemu Microsoftu, stanowi jednak dostatecznie wierną namiastkę codzienności z mojego dzieciństwa. Szkoda tylko, że wszystkie moje stare dyskietki z grami przestały już działać. A nawet gdyby jeszcze żyły, to… jak właściwie miałbym je podłączyć? Trochę szkoda – długi weekend to idealny moment, by raz jeszcze zagrać w nadal niesamowite stareńkie przygodówki Sierry czy Lucasarts. Bo, nie oszukujmy się, do poważnej pracy DOS nie nadawał się już nawet w czasach mojego dzieciństwa.