Apple naprawdę się stara, by zniechęcić mnie do zakupu iPada Pro 2018
Od kilku lat planuję wymianę iPada na nowy model, ale mój dotychczasowy tablet sprawuje się po prostu… zbyt dobrze. Teraz gdy już dojrzałem do zakupu nowej wersji, Apple robi wszystko, by mnie do tego zniechęcić.
Tablety marki Apple to urządzenia długowieczne - niczym czytniki e-booków. Nadal korzystam z iPada Air 2, który debiutował ponad 4 lata temu, a po prawdzie spokojnie posłużyłby kolejne lata. Wprowadzenie zaokrąglonych wąskich ramek i Face ID w nowym iPadzie Pro 2018 oraz odświeżenie designu sprawiło jednak, że na poważnie zacząłem rozważać zakup sprzętu nowej generacji.
Sklepowa premiera tych urządzeń odbyła się kilka dni temu. W naszym kraju nie dało się ich kupić od ręki u resellerów, ale po kilku minutach spędzonych z iPadem Pro 2018 na wystawie wiedziałem, że nie muszę, ale chcę go mieć. Kilka rzeczy nie daje mi mimo wszystko spokoju - i to nawet pomijając wywindowaną do granic możliwości cenę tabletu oraz dedykowanych mu akcesoriów.
1. iPad Pro 2018 w 11-calowej wersji ma ramki cieńsze i grubsze od poprzednika. Jednocześnie.
Apple chwalił się podczas konferencji, że w nowym modelu zachował zewnętrzne gabaryty poprzedniego iPada Pro 10.5, powiększając powierzchnię wyświetlacza. Możliwe było to dzięki usunięciu przycisku Home. Po porównaniu obu generacji widać jednak na to, że nie wszystkie ramki są cieńsze niż w poprzedniku.
Te boczne nie zostały bowiem zwężone, a… poszerzone. Każda jest w dodatku nadal wyraźnie widoczna - nie jest to design iPhone’a X. Symetryczność ma swój urok, ale nieco martwi fakt, że iPad Pro 11, chociaż jest cieńszy od poprzedników, ze względu na ostre krawędzie sprawia na żywo wrażenie… grubszego niż iPad Air 2.
2. Brak obsługi pamięci zewnętrznych po wprowadzeniu USB-C dziwi i frustruje.
Apple od zawsze stronił w urządzeniach mobilnych od dawania użytkownikowi dostępu do systemu plików. W końcu jednak się złamał i udostępnił Files.app. Aplikacja daje dostęp do danych zgromadzonych w iCloud i w innych chmurach w jednym miejscu. Pojawiła się nawet możliwość przechowywania danych lokalnie.
Niestety na tym koniec. Chociaż tablety z 2018 roku otrzymały port USB-C zamiast Lightning, to i tak system iOS nie pozwala przeglądać zawartości podłączonych do niego dysków twardych i pendrive’ów. Trudno uwierzyć, że to niedopatrzenie. Jeszcze trudniej znaleźć racjonalny powód tej decyzji.
3. USB-C bez wsparcia Thunderbolt 3 i upośledzony kabel w zestawie to nieśmieszny żart.
Nowe złącze w teorii pozwala podpiąć do iPada Pro wyświetlacze, ale… nie wszystkie. Osoby, które korzystają z promowanego przez Apple’a i bardzo drogiego monitora LG UltraFine 5K jako ekranu do komputera Mac, nie podepną do niego nowego iPada. USB-C w tablecie nie obsługuje standardu Thunderbolt 3.
Na domiar złego, by podłączyć iPada Pro do monitorów z USB-C bez Thunderbolt 3, trzeba dokupić dodatkowy kabel. Przewód z dwoma końcówkami USB-C dostępny w zestawie służy wyłącznie do ładowania - tak samo zresztą jak w przypadku MacBooków. Jestem przekonany, że sporo osób się niemiło rozczaruje.
PS Dodajmy do tego, że iPad Pro na zewnętrznych ekranach 16:9 wyświetla pulpit i aplikacje w letterboksie, bo sam ma proporcje 4:3 (model 12,9-calowy) lub do nich zbliżone (model 11-calowy).
4. Nowa ładowarka jest mniej praktyczna od poprzedniej, a i tak warto dokupić inną.
Apple w tej kwestii od zawsze leci w kulki, dołączając do iPhone’ów ładowarki 1A. Te do tabletów też często są wolniejsze, niż mogłyby być, ale ceniłem je za to, że były dwuczęściowe. Wyjeżdżając do Stanów Zjednoczonych, mogłem wymienić końcówkę ładowarki i korzystać z niej bez uciekania się do wpinania w gniazdka nieporęcznych przejściówek.
Niestety, jak się okazało, kabel to nie jedyna część zestawu do ładowania iPadów Pro 2018, na którą można ponarzekać. Ładowarka o mocy zaledwie 18 W jest nie tylko jednoczęściowa, ale w dodatku nie ładuje urządzenia tak szybko, jakby mogła. Osoby, którym zależy na szybszym ładowaniu, mogą… dokupić ładowarkę od MacBooka.
5. Klawiatura ekranowa ma zmieniony (po raz kolejny) układ przycisków.
Apple kombinował z układem klawiszy w starszych iPadach przy debiucie iOS 12. Najpierw zmieniono miejscami przyciski pozwalające na wprowadzanie znaków specjalnych i zmianę języka, a gdy już zacząłem się do tego przyzwyczajać, aktualizacja przywróciła poprzedni układ.
Byłem zadowolony, ale tylko do momentu, gdy się okazało, że iPad Pro 11, którego zakup planuję, ma inną jeszcze inną klawiaturę. Nie tylko pojawiły się klawisze Tab i Caps Lock, które marnują sporo przestrzeni, ale znów przyciski w dolnym rzędzie zamieniły się miejscami. Istny cyrk.
6. I szlag by trafił skalowanie aplikacji!
Powyższe wady są istotne, ale tego, co się dzieje z aplikacjami, nie mogę przeboleć najbardziej. Co nowa generacja sprzętu mobilnego Apple’a wprowadzająca ekrany o innych proporcjach albo rozdzielczościach, to powtarza się ta sama historia, co po debiucie iPhone’a 5, a potem iPhone’a 6 oraz wersji z Plusem.
Lata temu, gdy diametralnie zmieniały się proporcje, rozdzielczości i rozmiary ekranów w telefonach Apple’a, deweloperzy musieli przepisywać swoje aplikacje z myślą o nowych urządzeniach. Jedni uporali się z tym sprawnie, a na innych trzeba było czekać miesiącami. Wiele aplikacji aktualizacji nie doczekało się po dziś dzień.
Wydawałoby się, że Apple zadba o to, by sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości - ale gdzie tam.
Po debiucie iPhone’a X znowu się okazało, że iOS sobie nie radzi z nowymi rozdzielczościami i proporcjami. Po roku nadal mnóstwo programów, zwłaszcza od polskich programistów, wygląda kiepsko. Minął niecały rok, a pojawił się iPhone XS Max w towarzystwie iPhone’a XR. No i mamy podobną historię.
Doszło do tego, że aplikacje wyświetlające się poprawnie na iPhonie X zaczęły wyświetlać się źle na iPhonie XS - który ma ekran o tej samej rozdzielczości! Dlatego w tym kontekście nie dziwi mnie, a po prostu smuci, że nowego iPada Pro z 11-calowym ekranem spotkało coś podobnego.
Apple zmienił nieznacznie proporcje ekranu w 11-calowej wersji tabletu iPad Pro 2018, co zaowocowało kolejnymi problemami.
Z bólem stwierdzam, że firma nic się nie nauczyła na swoich błędach. W pionie jest nieźle, ale iPad Pro, gdy wyświetla aplikacje niepochodzące od Apple’a w widoku poziomym, zostawia w większości wypadków czarne pionowe pasy po bokach. Programy nie wykorzystują tym samym pełnej powierzchni wyświetlacza.
Zdaję sobie sprawę, że w przypadku popularnych aplikacji deweloperzy zaraz to poprawią, ale na wielu będziemy czekać długie miesiące - skoro nie pofatygowali się do zmian z myślą o nowych iPhone’ach, to tym bardziej nie zrobią tego dla mniej popularnych i do tego pieruńsko drogich tabletów.
Najgorsze jest to, że Apple mógł temu zaradzić lata temu! Programiści i tak dodając aplikacje do App Store’u, muszą spełnić wyśrubowane normy. Przymuszenie ich do tego, by pisali aplikacje tak, by się skalowały odpowiednio niezależnie od rozdzielczości i wielkości wyświetlacza, wyszłoby wszystkim na dobre…