Słuchawki B&O Beoplay H9 to iPhone świata audio
Bang&Olufsen w świecie audio to takie… Apple świata audio. Ich produkty zawsze stawiają ponad wszystko wrażenia estetyczne i dbałość o detale, a dopiero potem pilnują reszty. A jak jest z najnowszym dzieckiem firmy, słuchawkami Beoplay H9?
Beoplay H9 to zupełnie nowa konstrukcja. Są to słuchawki wokółuszne, bezprzewodowe (obsługujące kodek Bluetooth aptX) i posiadające wbudowaną aktywną redukcję szumów. Cena? "Jedyne" 2200 zł. Za co dokładnie płacimy, kupując B&O Beoplay H9?
Przede wszystkim – za najlepszą w klasie jakość wykonania.
Wystarczy wziąć nowe słuchawki B&O do ręki, by odczuć, że nie są to pierwsze lepsze „puszki”. Nauszniki powleczone prawdziwą skórą i wypełnione pamiętającą ułożenie pianką są mięciutkie i niezwykle przyjemne w dotyku.
Na obydwu słuchawkach znajdziemy aluminiowe panele; tak samo pałąk wykonany jest z aluminium. No i powiedzmy to otwarcie: niezależnie od wariantu kolorystycznego te słuchawki wyglądają po prostu pięknie.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić w kwestii wykonania Beoplay H9, byłyby to dwie rzeczy: po pierwsze twarde wypełnienie pałąka, pokryte tkaniną, która bardzo łatwo się brudzi i nie jest przesadnie wygodna, ze względu na swą twardość; po drugie zaślepka wymiennego akumulatora wyraźnie odcina się od konstrukcji i mam wrażenie, że po jakimś czasie może się zacząć tam zbierać brud.
Oprócz tego słuchawki są leciutkie, wytrzymałe i sprawiają wrażenie takich, które pożyją długie lata.
Nadmienię jednak, że bardzo nie podoba mi się fakt, iż w zestawie ze słuchawkami otrzymujemy jedynie cieniutki woreczek, zamiast twardego etui, chroniącego „luksus” Beoplay H9. Naprawdę, przy tak wysokiej cenie twarde etui powinno być standardem.
Płacimy też za obłędną jakość brzmienia… o ile ktoś lubi, jak mu się je odpowiednio „podreperuje”.
Beoplay H9 to bez wątpienia wspaniale grające słuchawki. Grają czysto, bardzo głośno i niesamowicie klarownie. Zagłębiając się na moment w specyfikację, mamy tu do czynienia z dwoma przetwornikami o średnicy 40 mm, przenoszących dźwięk w zakresie częstotliwości 20Hz do 22 KHz. Na papierze nie prezentuje się to zbyt imponująco, ale jest ku temu powód.
Czego Beoplay H9 nie odtwarzają fizycznie, to sobie dorobią cyfrowo. Już w nagłówku nadmieniłem, że te słuchawki grają obłędnie, o ile ktoś lubi taki typ brzmienia. Jeśli szukasz wiernych, transparentnych dźwięków – omijaj te słuchawki jak najszerszym łukiem. Są one tak wyraźnie „strojone”, że nawet nie wykorzystując wbudowanego w dedykowaną aplikację korektora (o tym za chwilę) czuć ich „cyfrowość”. Nie piszę tego jako wadę – mnóstwo ludzi uwielbia takie brzmienie i zgrzyta zębami zakładając transparentne słuchawki studyjne. Ja niestety (lub na szczęście) należę do tej drugiej grupy.
Co mnie zaskoczyło, to selektywność basu. Przy raptem 20Hz w dole spodziewałem się dużo gorszej reakcji na niskie częstotliwości, a jednak Beoplay H9 odtwarzają je zaskakująco wyraźnie. W tych słuchawkach bas zabrzmi dobrze zarówno w nutach jazzowych, jak i w muzyce elektronicznej. Nigdy nie czuć jednak, żeby basu było zbyt dużo. Zawsze jest go „w sam raz”.
Góry są cudownie czyste; szczególnie głosy wokalistek i sekcje smyczkowe w muzyce orkiestralnej brzmią naprawdę wspaniale. W muzyce rockowej jest nieco gorzej, choć zmienia się to od gatunku do gatunku – rock z niezbyt wysterowanymi gitarami brzmi klarownie, jednak silne djentowe czy numetalowe utwory mają tendencję do „zlewania się”.
Na minus zaskoczyła mnie niestety rozpiętość sceny.
Przy konstrukcji wokółusznej spodziewałem się znacznie szerszego rozmieszczenia instrumentów, tymczasem rozpiętości bliżej jest konstrukcjom nausznym – wszystkie instrumenty są ściśnięte na środku, nie ma tego wrażenia „koncertowości” brzmienia.
Brzmienie możemy kontrolować przy pomocy suwaka w aplikacji B&O na Androida i iOS. Widać jednak, że dedykowana jest ona muzycznym laikom, bo nie znajdziemy tam tradycyjnej korekcji dźwięku, lecz korekcję „nastroju”. Tym niemniej jest ona bardzo czuła i nawet najlżejsze przesunięcie kropki brzmienia po skali skutkuje zauważalną zmianą brzmienia w słuchawkach.
W Beoplay H9 płacimy też za aktywną redukcję szumów.
Do ANC w słuchawkach zawsze podchodzę z rezerwą. Uwielbiam tę funkcję i nienawidzę jednocześnie. Uwielbiam, bo pozwala się odciąć od świata czy też zagłuszyć ryk pędzącego pociągu bądź lecącego samolotu. Nienawidzę, bo niewielu producentów potrafi zaimplementować ANC tak, aby nie wpływała ona na brzmienie.
Jak jest w Beoplay H9? Chciałbym powiedzieć, że idealnie, ale nie mogę. Aktywna redukcja szumów spisuje się wspaniale, to fakt. Wycina cały świat, zostawiając nas sam na sam z muzyką. Tyle tylko, że przy okazji zauważalnie ingeruje w brzmienie słuchawek. Do tego wprawione ucho wychwyci, że przy włączonym ANC dochodzi do jakby lekkiego „fazowania”, kiedy zewnętrzne mikrofony wycinają częstotliwości odpowiedzialne za szum, a wewnętrzne starają się to skompensować.
Na szczęście 99% użytkowników pewnie i tak nie zwróci na żadne z powyższych uwagi. Uznałem jednak, że testując słuchawki warte tak wiele pieniędzy, jestem zobowiązany przyczepić się do każdej drobnostki, która odstaje od ideału. Ostatecznie, za 2200 zł mamy prawo oczekiwać produktu praktycznie pozbawionego wad.
Dlatego też nie jestem kupiony jakością obsługi tych słuchawek.
B&O zastosował tu sterowanie dotykowe przy użyciu aluminiowego panelu na prawej słuchawce. Przeciągnięcie z góry na dół włącza/wyłącza ANC, pojedyncze dotknięcie pauzuje muzykę tudzież odbiera połączenie, a głośność regulujemy przeciągając palcem wokół panelu.
W teorii wygląda to fajnie, w praktyce – jest szalenie niedokładne. Szczególnie regulacja głośności to droga przez mękę, do tego stopnia, że wolałem sięgać do aplikacji w telefonie, niż męczyć się z gestem miziania panelu.
Nie wykluczam jednak, że to jakiś błąd firmware’u, który zostanie szybko naprawiony przez B&O. Zdarza się bowiem, że panel reaguje ze znacznym opóźnieniem, albo nie reaguje wcale, choć słuchawki sygnalizują piknięciem, że coś się zadziało.
A propos sygnalizacji, to bardzo brakuje mi jakichkolwiek komunikatów głosowych dot. Parowania, statusu akumulatora, i tym podobnych. Tutaj o wszystkim informuje nas aplikacja.
Kupił mnie jednak ich komfort.
Przesiedziałem w tych słuchawkach solidne kilka godzin każdego dnia testów i nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem na głowie tak wygodną parę. Nic nie uciska i nie uwiera. Z początku odrobinkę przeszkadza twardy pałąk, ale w praktyce szybko o nim zapominamy.
Trzeba jednak pamiętać, że skórzane nauszniki się pocą – polecam więc co kilkadziesiąt minut robić sobie 5-10 minut przerwy od słuchania, aby nie uszkodzić sobie uszu.
Producent deklaruje 14 godzin pracy przez Bluetooth z włączonym ANC i faktycznie tyle z nich wycisnąłem. Było to chyba nawet ciut więcej. Jeżeli zdecydujemy się słuchać muzyki „po kablu” i nadal mieć włączoną redukcję szumów, słuchawki wytrwają aż 21 godzin bez ładowania.
Troszeczkę zdziwił mnie fakt, iż do ładowania wykorzystano złącze microUSB, nie zaś USB-C, jak np. w głośniku Beoplay A1.
Czy warto kupić Beoplay H9?
Ze słuchawkami Beoplay H9 jest jak z iPhone'em. Odpowiedź na pytanie "czy warto kupić" jest trudna dla tych, którzy podchodzą do zakupów elektroniki kierując się stosunkiem ceny do jakości. Bardzo zaś prosta dla tych, którzy po prostu wyciągają kartę z portfela, gdy coś im się spodoba.
Dla tej drugiej grupy odpowiedź brzmi – absolutnie tak. Za 2200 zł otrzymacie wspaniale wykonane, dobrze brzmiące słuchawki, których estetyka idealnie zgra się z produktami np. Apple’a, które z pewnością posiadacie.
Dla tych pierwszych – to zależy. Jak pisałem na początku, B&O stawia ponad wszystko estetykę i dbałość o detale, a to czasem oznacza też przerost formy nad treścią. Tutaj prawda leży gdzieś pośrodku – forma jest piękna, a treść zachowana, ale cena pozostaje bardzo wysoka. A za kilkaset złotych mniej możemy mieć przecież wspaniałe Bose QC35, z jeszcze lepszą redukcją szumów, bardzo zbliżoną jakością brzmienia, choć znacznie mniej luksusową jakością wykonania.
Wszystko więc sprowadza się do tego, na ile w słuchawkach obok dobrego brzmienia szukacie manifestacji swojego gustu, poczucia smaku, czy statusu społecznego. Jeśli nieszczególnie o to dbacie – to nie jest produkt dla was.
Jeśli zaś chcecie mieć słuchawki, które już z daleka zdradzają potencjał waszego portfela, a przy okazji brzmią dobrze – nie musicie szukać dalej.