Poznaj Victorię. Właśnie zaczęła rodzić i jest... symulatorem pacjenta
Symulatory (oprócz, rzecz jasna, gier) kojarzą się przede wszystkim z branżą lotniczą. Okazuje się, że z powodzeniem stosowane są również w medycynie.
Polska firma Qumak zaprezentowała niedawno mobilny symulator lokomotywy Simtraq. Maszyniści mogą oswajać się dzięki niemu z ekstremalnymi sytuacjami na torach. Tego typu rozwiązania od dawna nie zaskakują. Symulatory pomagają w szkoleniu m.in. pilotów wojskowych i cywilnych. Korzystają z nich nie tylko kierowcy, maszyniści i lotnicy, ale także lekarze i personel medyczny.
Victoria właśnie zaczęła rodzić.
Symulator narodzin stworzony przez pochodzącą z Florydy firmę Gaumard Scientific został zaprezentowany dwa lata temu. Zestaw Victoria S2200 to przede wszystkim "lalki" pełniące funkcję matki i dziecka. Szkolenie przy ich pomocy obejmuje różne fazy porodu. Zestaw jest bezprzewodowy (baterie pracują do 10 godzin na jednym ładowaniu), zatem ćwiczenia odbywają się w różnych warunkach, również w ruchu.
Przyszli lekarze nauczą się znieczulania zewnątrzoponowego. Są w stanie monitorować pracę serca płodu i mierzyć poziom nasycenia krwi matki tlenem. Victoria „zapewnia” skurcze porodowe, a nawet płyn owodniowy. Różne scenariusze obejmują zarówno prawidłowy poród bez komplikacji, ale także pośladkowy czy dystocję barkową. Ta ostatnia objawia się zaklinowaniem barku dziecka w miednicy matki już po pojawieniu się główki. Noworodek potrafi zdradzać po narodzinach różne objawy, np. sinicy. Przy użyciu narzędzi chirurgicznych lekarze przeprowadzą nacięcie krocza, zapobiegające jego rozerwaniu lub uszkodzeniu głowy dziecka. Oczywiście nie zapomniano też o łożysku i pępowinie.
Nie tylko poród.
Symulatory pacjenta pozwalają uczyć się opieki pielęgniarskiej, pierwszej pomocy, prostych zabiegów chirurgicznych czy leczenia niewydolności oddechowej przy użyciu wentylacji mechanicznej. Zestaw Apollo sprzedawany prze firmę CAE Healthcare ma nie tylko realistyczny wygląd, ale imituje ruch klatki piersiowej podczas oddychania czy drgawki. Do czego się przyda? Do nauki resuscytacji krążeniowo-oddechowej, intubacji pacjenta, oznaczania czynności życiowych. To nie wszystko. Wyposażony został w 1,5-litrowy zbiornik sztucznej krwi. Personel wykona więc drenaż lub zahamuje krwotok.
Osobną kategorię stanowią symulatory działań medycznych na polu bitwy. Oferują szkolenie w zakresie leczenia obrażeń charakterystycznych w warunkach bojowych. Symulator Caesar nie tylko krwawi, cierpi z powodu utraty nogi, ale pozwoli nauczyć się zabiegu konikotomii, czyli inwazyjnego udrożnienia dróg oddechowych czy odbarczania odmy, czyli dekompresji klatki piersiowej przy pomocy specjalnej igły.
Oczywiście symulatory nie zastąpią kontaktu z pacjentem.
Nie są w stanie zaoferować również wszystkich możliwych komplikacji zachodzących podczas leczenia czy ratowania życia. Mają jednak podobne zadanie, jak urządzenia wykorzystywane w innych branżach. Pozwalają oswoić się z najczęstszymi sytuacjami, wyćwiczyć odpowiednie odruchy, nauczyć się reakcji i działania pod wpływem stresu. Przywołane przykłady tego typu rozwiązań, to nie tylko naszpikowane czujnikami "lalki", ale też oprogramowanie i biblioteka wielu scenariuszy zachodzących podczas leczenia. Co ciekawe naśladując naturalne warunki, producenci oferują nawet możliwość wyboru koloru skóry symulatora pacjenta. Wspomniana Victoria potrafi imitować ruchy płodu podczas porodu, odgłosy oddychania i bicia serca, płacz itp.