Pojechaliśmy aż do Sztokholmu, żeby zagrać w nowego Star Wars Battlefront - pierwsze wrażenia Spider's Web
Star Wars Battlefront studia DICE to jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tej jesieni. To też pierwsza gra na konsole i pecety z cyklu Gwiezdne wojny związana fabularnie z nadchodzącym filmem Przebudzenie Mocy. To właśnie w Battlefroncie weźmiemy sami udział w bitwie o Jakku - pustynną planetę, na której poznają się filmowi bohaterowie, Finn i Rey.
Na Jakku jeszcze nie miałem okazji polecieć, ale zwiedziłem już cztery inne planety Odległej Galaktyki - zarówno w mundurze walecznych Rebeliantów, jak i w lśniącym białym pancerzu imperialnego Szturmowca. Dusiłem wrogów z użyciem Mocy wcielając się w Vadera, machałem zielonym mieczem Luke’a Skywalkera, latałem myśliwcami i zasiadałem w kabinie machiny kroczącej.
Battlefront to tak naprawdę reboot
Star Wars Battlefront to nowe rozdanie dla serii multiplayerowych gier z gatunku FPS osadzonych w świecie Gwiezdnych wojen. Produkcja DICE z poprzednimi dwoma odsłonami dzieli tak naprawdę tylko nazwę i uniwersum. Można by pomyśleć, że grze będzie blisko do Battlefielda, ale… też tak do końca nie jest i odnajdą się tutaj również fani Call of Duty.
Grałem już w wersję beta gry, w trakcie której brałem udział w bitwie o Hoth. Na targach Warsaw Games Week z kolei pierwszy raz wziąłem udział w potyczce chmary myśliwców. Teraz w Sztokholmie w siedzibie Electronic Arts DICE po raz pierwszy zasiadłem do konsoli i z padem w dłoni spędziłem pierwsze dzień z pełną wersją Star Wars Battlefront.
Strzelanina na konsoli? Czemu nie
Grę ogrywałem na konsoli PlayStation 4 i na czwartym Dualshocku grało mi się zaskakująco dobrze. Auto-aim nie wybacza co prawda tak bardzo błędów jak podczas kampanii singleplayer w strzelankach pokroju Call of Duty lub Far Cry, ale nie kląłem pod nosem na brak myszy i klawiatury. W domu po premierze też będę grał w nowe Gwiezdne wojny na konsoli.
Przyznam, że z początku byłem do nowej gry DICE nastawiony sceptycznie - wolę rozgrywkę dla jednego gracza niż sieciowe shootery. Battlefront pozbawiony jest zaś klasycznego trybu singleplayera i nie znajdziemy w nim nawet krótkiej kampanii. Ta zwykle w shooterach jest dodatkiem do trybu wieloosobowego, a DICE postanowiło nie trwonić na nią czasu i zasobów.
To nie jest drugi Battlefield z nowymi modelami
Podoba mi się to, że Battlefront nie jest symulatorem pola bitwy, a bardziej arkadową strzelanką. Ze względu na respawnowanie się postaci prosto z powietrza w środku akcji i zastosowanie systemu power-upów traktuję konsolowego i pecetowego Battlefronta jak… narzędzie szkoleniowe, z którego mogli korzystać filmowi Rebelianci.
Twórcy nie zadawali sobie trudu, by walki były realistyczne patrząc na zgodność z kanonem. Zamiast tego dostaliśmy grywalną multiplayerową grę FPS pełną znanych motywów i postaci. DICE nie przeszkadzało wysłać na Hoth obok Vadera samego Imperatora, a śnieżnej bazy broni Luke z… zielonym mieczem świetlnym z powrotu Jedi. To gra wideo, więc do diaska z realizmem.
Karty i bonusy zamiast hangarów
Będąc przy realizmie można wspomnieć, że system power upów - pozwalający zebrać potężne uzbrojenie lub dających możliwość wcielenia się w jednego z bohaterów lub pilota - sprawdza się świetnie. Nawet laik po sesji z samouczkiem i rozegraniu kilku meczy zrozumie zasady działania. Gra powoli pozwala odblokowywać kolejne bonusy, a gracz może rozwijać swojego awatara.
Gra jest uproszczona w porównaniu do wielu innych znanych mi shooterów. Nie musimy zbierać amunicji, a tylko dbać o nieprzegrzewanie się broni. Nie ma apteczek - zdrowie regeneruje się samo, jeśli tylko na chwilę się schowamy. Każda z dodatkowych zdolności lub dodatkowe wyposażenie reprezentowane umownie przez karty ma przypisany czas, po jakim się regeneruje.
Gra daje masę frajdy
Star Wars Battlefront należy do gatunku gier “łatwych do nauczenia, trudnych w opanowaniu do perfekcji”. Zasady są bardzo proste i nietrudne w przyswojeniu, ale nauczenie się sprawnego zarządzania ekwipunkiem oraz wykorzystywania odpowiednich umiejętności i sprzętu w zależności do sytuacji zajmie sporo czasu. Już wiem, że Battlefront prędko mi się nie znudzi.
Deweloperzy zastosowali kilka dobrych pomysłów, a jednym z nich jest możliwość dobrania sobie partnera na czas meczu. Jeśli połączymy się z innym graczem w parę, to jego pozycja na planszy będzie zawsze obrysowana żółtą ramkę, a do tego w większości przypadków po śmierci naszego awatara będziemy mogli się zrespawnować zaraz obok znajomego.
Daję DICE kredyt zaufania
Gra jeszcze przed premierą była krytykowana, gdy pojawiły się pierwsze informacje na temat dostępnych trybów rozgrywki, liczby map oraz zaledwie dwóch stron konfliktu - jednak to, że poprzednie Battlefronty miały na papierze bogatszą zawartość, nie zmienia faktu, że tytuł od DICE ma wiele do zaoferowania. Liczę też na to, że będą pojawiały się regularnie DLC.
Jak na razie jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem. Goniłem po lesie Rebeliantów na ścigaczu i siekałem na kawałki buntowników na Hoth. Chwilę później strzelałem do TIE-Fighterów w kanionie na Tatooine, za pomocą kabla obalałem machiny kroczące i zbierałem skrzynki z zaopatrzeniem kolekcjonując arsenał w oczekiwaniu na nadejście AT-ST.
Gra z początku wydaje się bardzo chaotyczna i ma bardzo, bardzo szybkie tempo. Co chwilę padamy i respawnujemy się w samym środku akcji, a gra na pełnym serwerze nawet przez chwilę nie daje nam się nudzić i to niezależnie od trybu, który testowałem. Dobrym pomysłem jest możliwość rozgrywki w dwie osoby w samouczku i kilku prostych, kooperacyjnych misjach.