Lotnisko w Radomiu, czyli najlepszy przykład jak spuścić w sedesie 120 milionów złotych
Lotnisko w Radomiu, może uchodzić za przykład. Przykład, "jak tego nie robić".
Port lotniczy Radom, znany również jako Radom-Sadków, to lotnisko cywilne zbudowane zaledwie 3,5 km od centrum miasta. Inwestycja została ukończona i oddana do użytku w 2014 roku. Jednak właściwym stwierdzeniem jest wyłącznie fakt, że port został “ukończony”, bo w przypadku radomskiego lotniska o użytku właściwie nie ma mowy.
Port lotniczy w Radomiu istniał już wcześniej, ale wyłącznie jako lotnisko wojskowe. W 2012 roku ruszyły prace, które miały dostosować port do potrzeb cywilnych. Zgodnie z planem od 29 maja 2014 roku lotnisko miało zacząć obsługiwać pasażerów.
Miasto Radom rozpoczęło pompowanie pieniędzy w utrzymanie portu.
Choć oficjalnie lotnisko i miasto nie podają danych związanych z utrzymaniem portu w Radomiu, to znane są kwoty, jakimi budżet inwestycji był zasilany. To pozwala na przeprowadzenie pewnych kalkulacji.
Podmiot zarządzający lotniskiem - Port Lotniczy Radom - w lipcu 2013 roku dostał od miasta 25,2 mln zł, co miało zagwarantować utrzymanie lotniska przy życiu przez dwa następne lata. Rok później port lotniczy otrzymał od miasta kolejne pieniądze. Była to pożyczka w kwocie 18 mln zł.
Te kwoty to tylko wierzchołek góry lodowej. Przeobrażenie lotniska wojskowego w port cywilny wyceniono na 70 mln zł. Pieniądze te miały pochodzić z Unii Europejskiej, od prywatnych inwestorów oraz, oczywiście, z budżetu państwa - budżetu miasta Radom oraz środków województwa mazowieckiego.
Wstępne prace związane z uruchomieniem lotniska w Radomiu ruszyły już w 2007 roku. Wtedy i w kolejnym roku miasto Radom przekazało Portowi Lotniczemu 22 mln zł.
Z czasem lotnisko uzyskiwało wszystkie niezbędne zgody i certyfikaty.
O inwestycji pozytywnie wypowiedział się Urząd Lotnictwa Cywilnego, a przeprowadzone przez Politechnikę Wrocławską badania potwierdziły, że nawierzchnia pasów startowych w 2008 roku pozwalała na korzystanie z niej dużym samolotom - takim jak Airbus A320-200, Boeing 737-200, czy Boeing 737-300.
Później było już z górki, otrzymywano kolejne zgody i podejmowano kolejne kroki w stronę uruchomienia portu lotniczego. Decyzja środowiskowa z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, koncepcja zagospodarowania lotniska wojskowo-cywilnego oraz program funkcjonalno-użytkowy, a także zezwolenie na założenie lotniska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego - te wszystkie zgody, papiery i papierki bez większych problemów lądowały w szufladzie prezesa spółki.
Wtedy zaczęły się poważne problemy.
Lotniskiem zarządza spółka Port Lotniczy Radom, która zatrudnia 141 pracowników. Liczba ta nie uległa znaczącej zmianie, również ze względu na fakt, że… na lotnisku nie ma pasażerów.
Lotnisko cywilne bez pasażerów? W Radomiu to możliwe. Po uruchomieniu portu pojawiły się problemy, gdyż loty zostały odwołane, a lotnisko gorączkowo szukało przewoźnika, który obsłuży regularne połączenia międzynarodowe.
Co jakiś czas trafiali się chętni, ale szybko wypadali z gry. I nie można ich za to winić. Problemem lotniska nie była niekompetencja przewoźników, braki w infrastrukturze, czy zacofanie technologiczne. Ba, lotnisko w Radomiu w kwietniu 2015 r. dorobiło się pierwszego w Polsce systemu świateł drogi startowej opartego w 100 proc. na światłach LED.
Problem leżał gdzie indziej. Pasażerowie omijali lotnisko w Radomiu szerokim łukiem, bo nie widzieli potrzeby, aby korzystać z jego oferty. Wygrały przyzwyczajenia, komunikacja samochodowa, autobusowa i kolejowa, a wyjazdy zagraniczne planowano tak, jak przed otwarciem portu w Radomiu, czyli z oddalonej o ledwo ponad godzinę drogi Warszawy.
Efekt był taki, że regularne loty z Radomia odbywały się zaledwie przez dwa i pół miesiąca - jak podaje TVN 24 BiŚ.
Warszawa wygrywała z Radomiem dwoma portami lotniczymi i wręcz niezliczoną liczbą przewoźników oraz destynacji lotów.
Teraz z Radomia uciekło dwóch ostatnich przewoźników. W Październiku wycofali się Czesi, a teraz Łotysze, którzy likwidują testowe połączenie Radom-Ryga. Powód? Oczywisty - brak pasażerów. Samoloty na tym połączeniu latały niemal puste lub puste.
Sytuacja jest patowa, bo aktualnie lotnisko w Radomiu nie ma podpisanej umowy z żadnym przewoźnikiem. Co prawda - jak podaje RDC - Kajetan Orzeł, rzecznik prasowy Portu Lotniczego Radom przypomina, że trwają zaawansowane negocjacje, a w planach jest uruchomienie połączeń do Wielkiej Brytanii, ale fakty są takie, że negocjacje radomskiego lotniska z przewoźnikami trwają nieprzerwanie od dwóch lat i właściwie nic z tego nie wynika.
Gdy któryś z przewoźników zdecyduje się na podstawienie swoich maszyn do Radomia, to prędzej czy później (jednak raczej prędzej) z tej decyzji się wycofuje. Sytuacja ta utrzymuje się od wielu długich miesięcy i stale się powtarza według jednego, i tego samego scenariusza: negocjacje, uruchomienie połączenia, rozczarowanie i zakończenie współpracy.
Po 18 listopada lotnisko stanie.
Nie będą startowały samoloty pasażerskie, a jedynie małe awionetki. Port w Radomiu będzie stale otwarty dla ruchu General Aviation, ale trudno pokładać nadzieje, że przychody z tym związane pozwolą lotnisku utrzymać się przy życiu.
Budowa i dwuletnie utrzymanie portu lotniczego w Radomiu kosztowało już 120 mln zł. A to jeszcze nie koniec. Jeśli nie zapadnie decyzja o wygaszeniu inwestycji i zamknięciu wszystkich budynków na cztery spusty, to koszty będą rosły.
W Radomiu z części lotniska stale korzysta wojsko - robi to na zasadach współużytkowania.
Szansa na powstanie z kolan?
Jest malutkie światełko w tunelu. Szansą dla lotniska w Radomiu może być uruchomienie połączeń do Wielkiej Brytanii, Irlandii i Skandynawii. Są to kierunki określane mianem “emigracyjnych”.
Dominik Sipiński, analityk gospodarczy centrum analitycznego Polityka Insight, w rozmowie z Polskim Radiem zauważa, że polskie lotniska regionalne żyją właśnie z takich połączeń i to w nich upatruje szansę dla Radomia.
Problemem może być jednak to, że Radom znajduje się relatywnie blisko Warszawy, a ta ze swoimi dwoma portami lotniczymi prawdopodobnie zawsze wygra. Jakby tego było mało, to od Radomia w odległości maks. 150 km znajdują się również dwa inne lotniska: w Lublinie i Łodzi.
To sprawia, że Port Lotniczy Radom musi konkurować z czterema innymi lotniskami, które mają mocną pozycję na rynku oraz… podpisane umowy z wieloma przewoźnikami.
O tym co dalej zadecyduje m.in. prezydent Radomia Radosław Witkowski, który, jak podała Wyborcza, zapowiedział zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Miasta poświęconej lotnisku, podczas której sytuacja lotniska zostanie przedstawiona radnym. Prezydent Radomia ma zdać się na ich decyzję.
“Kończ waść, wstydu oszczędź!”
Prezydent Radomia tłumaczył, że decyzja podtrzymująca przy życiu lotnisko była wydawana ze względu na do tej pory przeprowadzone inwestycje. Żałowano wpompowanych w Port Lotniczy dziesiątek milionów złotych, więc pompowano kolejne miliony.
To jednak ślepa uliczka. Eksperci lotnictwa i analitycy zgodnie stwierdzają, że port lotniczy w Radomiu jest niepotrzebny i w perspektywie najbliższych kilkunastu lat nie ma szans wyjść na prostą.
Można co prawda snuć teorie, że lotnisko w Radomiu wpływa na uatrakcyjnienie regionu i podniesienie jego wartości w oczach biznesu i inwestorów. Jednak nie można się oszukiwać, że samo, puste i niedziałające lotnisko cywilne może być jakimkolwiek argumentem. Biznes potrzebuje połączeń lotniczych, głównie z dużymi miastami europejskimi. A ostatnie dwa lata pokazały, że Radom nie jest w stanie sprostać tym wymaganiom.
Kolejni rozczarowani przewoźnicy to nie tylko utracona szansa, ale też czytelny sygnał dla konkurencji. Sygnał, który mówi wprost: spadamy stąd, to nie ma sensu.
Szkoda, że nikt nie pomyślał o przeprowadzeniu merytorycznych analiz i kalkulacji zanim w pomysł pod tytułem “radomskie lotnisko” wpompowano pierwsze miliony złotych. Zabrakło oceny ryzyka, oszacowania kosztów i badania rynku, które pokazałoby, że Radom nie potrzebuje lotniska. Nie potrzebował w 2006 roku, nie potrzebuje w 2015 roku i za 10 lat również nie będzie potrzebował.