Najlepsza informacja finansowa Alphabetu? Wkrótce dowiemy się, ile Google wydaje na fanaberie
Najlepsza informacja z raportu finansowego Google’a, ups, przepraszam Alphabetu, za ostatni kwartał? Za 3 miesiące będzie kolejny. A w nim wreszcie poznamy odpowiedzi na pytania, które nurtują nas wszystkich od dawna - ile Google wydaje na swoje fanaberie.
Fanaberie, czyli projekty typu te kosmiczne: balony z internetem, soczewki z chipem, Glassy, autonomiczne samochody, wyglądające i poruszające się jak zwierzęta roboty, itd.
Kwartał zakończony we wrześniu był bowiem ostatnim, który Google (Alphabet) raportował wg dotychczasowych zasad. Od kolejnego raporty będą odzwierciedlały nową strukturę konglomeratu Alphabet, w którym Google to „tylko” jeden z biznesów w grupie, obok np. YouTube’a, Androida, Chrome’a, i właśnie tych wszystkich kosmicznie ambitnych innych projektów.
I od kolejnego, czwartego kwartału 2015 r., Alphabet będzie te wszystkie projekty raportował jako „other bets”. W nich, rozbicie będzie na trzy kluczowe aspekty: przychody, rentowność, wydatki kapitałowe. Oczywiście trudno oczekiwać, że dowiemy się ile wynoszą wydatki na powiedzmy Google X (wylęgarnia wszystkich nowych pomysłów Google’a), czy na autonomiczne samochody, bo będzie to raportowane w całości, ale mimo wszystko poznamy bardzo istotne informacje - ile Google jest wstanie inwestować w projekty, które mogą, a nie muszą w przyszłości pokazać jakiekolwiek potencjału biznesowego.
Alphabet to - jak doskonale wszyscy wiemy - niezwykle bogata firma. W aktywach płynnych (gotówka i krótkoterminowe należności) ma aktualnie aż 73 mld dol. Jest więc z czego wydawać. Wiemy też jednak, że Alphabet zarabia na razie wyłącznie na Google’u, a konkretniej na sprzedawaniu reklam przy wynikach wyszukiwania.
A zarabia krocie - w ostatnim kwartale 3,98 mld dol. na czysto (o 1,24 mld dol. więcej niż rok wcześniej) przy przychodach w wysokości 18,68 mld dol., a nie licząc tego, ile Google płaci innym firmom (np. Apple) za generowanie ruchu przy wynikach wyszukiwania - 15,1 mld dol.
Co ciekawe, w ostatnim kwartale wzrosty wygenerował głównie ruch mobilny. To o tyle ciekawe, że dosłownie kilka dni temu rynek zachwycał się głośną analizą Charlesa Arthura (na co dzień dziennikarz Guardiana), w której dowodził, że Google ma wielki problem - 50 proc. ludzi używających urządzeń mobilnych ponoć nie wyszukuje informacji w ogóle, korzystają bowiem z dedykowanych aplikacji.
A tu proszę, Google raportuje wzrosty dzięki mobile’owi i nie są to wzrosty małe - liczba kliknięć w reklamy płatne na własnych stronach wzrosła aż o 35 proc. w ciągu roku. Wprawdzie średnia cena, którą reklamodawcy płacą za klik spadła o 16 proc. (ciągle panuje przekonanie, że za reklamy mobilne można płacić mniej…), ale za to przychody z reklam klikanych na własnych stronach wzrosły o 16 proc. Jak na wzrosty rok do roku tak dojrzałego biznesu jak ten Google’a, to naprawdę świetne to wyniki.
Czyli jest dobrze, jest bardzo dobrze. Mnie jednak bardziej interesuje ile Google wydaje na swoje fanaberie i cieszę się, że dowiem się tego już za 3 miesiące.