Ant-Man, czyli eksperyment Marvela z nowym gatunkiem filmowym - recenzja Spider's Web
Czy film o malutkim człowieczku gadającym z mrówkami może być blockbusterowym widowiskiem? Po seansie najnowszej produkcji ze stajni Marvela wyreżyserowanej przez Peytona Reeda o wdzięcznym tytule Ant-Man można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Druga faza wprowadzania superbohaterów Marvela z kart komiksów na srebrne ekrany w ramach Marvel Cinematic Universe została oficjalnie zakończona. 17 lipca na ekrany kin w Polsce wchodzi Ant-Man, czyli ostatni film od Marvel Studios zaplanowany na 2015 rok. Mieliśmy już okazję go zobaczyć.
Kim w ogóle jest ten człowiek-mrówka?!
Osoba mniej obeznana w komiksach, widząc plakat najnowszej produkcji może popatrzeć na niego z politowaniem. W końcu jak można, w obliczu takich herosów jak Iron Man, Thor czy Kapitan Ameryka, poważnie traktować Ant-Mana, którego supermocą jest gadanie z owadami i zmniejszanie się do mikroskopijnych rozmiarów?
Jeśli jednak chwilę przyjrzeć się nowej postaci w MCU, która w przyszłości najpewniej zasili szeregi Avengersów, to okazuje się, że nie jest to tylko nieudana kalka cieszącego się znacznie większą estymą Człowieka-pająka, a źródło jego mocy leży gdzie indziej. Peter Parker stał się Spider-Manem po ugryzieniu przez radioaktywnego pająka.
Ant-Man, a dokładniej przedstawieni w filmie obaj Ant-Meni, nie są kosmitami i nie powstali w efekcie genetycznej mutacji - supermoc daje im technologia.
Ant-Manem może stać się w teorii każdy, kto założy odpowiedni strój. Pod tym względem ten superbohater przypomina nieco… Iron Mana. W świecie komiksów Marvela bohater nowego filmu to zresztą bardzo ważna postać, która w filmowym uniwersum była jak dotąd pomijana. Fani dobrze wiedzą, że to Hank Pym stworzył Ultrona, a nie Tony Stark.
W ramach rekompensaty fani tego bohateroa otrzymali w jednym filmie nie jednego, a dwóch Ant-Manów korzystających z tej samej zbroi i technologii kontrolowania mrówek. Film rozpoczyna się od krótkiej retrospekcji, w której przedstawiony zostaje pierwszy komiksowy Ant-Man - naukowiec Hank Pym, w którego wciela się Michael Douglas.
Główny bohaterem filmu jest sportretowany przez Paula Rudda dobroduszny złodziej nazwiskiem Scott Lang, którego Hank Pym wybrał na swojego następcę.
Fabuła filmu jest bardzo przewidywalna i czerpie z komiksowego pierwowzoru znacznie więcej, niż filmy skupiające się na pozostałych bohaterach z MCU. Ant-Man łączy przy tym w sobie to co najlepsze z cięższego klimatu Avengers: Czas Ultrona z humorem, który przywodzi na myśl Strażników Galaktyki. Ta mieszanka w praktyce sprawdza się świetnie.
Nie nazwałbym Ant-Mana najlepszym filmem o zamaskowanym superbohaterze, ale to solidna rzemieślnicza robota dostarczająca widzom mnóstwo frajdy. Film jest znacznie bardziej kameralny niż Avengersi i spółka. Wprowadza tylko kilka postaci i wbrew deklaracjom, stawką zmagań bohaterów nie jest cały świat.
Zagrożenie jest realne, ale to na pewno nie taka skala, jaką obserwujemy w Avengersach.
Ant-Man to prosta opowieść o odpowiedzialności za swoje czyny i trudnych relacjach międzyludzkich. Główny bohater kolejnej produkcji Marvela tym razem nie jest prawdziwym herosem, a słabo radzącym sobie w życiu facetem. Langa poznajemy jako byłego więźnia, który próbuje wrócić na łono społeczeństwa.
Scott został wybrany przez starzejącego się Hanka Pyma na swojego protegowanego. Naukowiec odnalazł naszego bohatera w celi, po tym jak ten szukając pieniędzy na alimenty dla córki… okradł z pomocą prześmiesznego przyjaciela Luisa (Michael Peña) dom Hanka znajdując w nim nic innego, jak właśnie strój Ant-Mana.
Hank Pym potajemnie zachęcił Scotta do tego skoku.
Starzejący się naukowiec sam nie jest w stanie sobie poradzić z Darrenem Crossem (Corey Stoll) i nie chce też zlecać zadania powstrzymania go swojej córce, Hope (Evangeline Lilly). Hank Pym wyciągną więc Scotta Langa z więzienia, daje mu strój, a na koniec składa propozycję nie do odrzucenia.
Następca Hanka Pyma w roli Ant-Mana, będący prywatnie zdolnym złodziejem, ma wkraść się do siedziby firmy Crossa - oczywiście korzystając ze zbroi i pomocy mrówek. Fabuła jest sztampowa i przewidywalna, a bohaterom nie nadano zbyt dużej głębi, ale nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze filmu.
To w końcu adaptacja komiksu!
Sekwencje akcji przeplatane są gadaniną, ale zanim zrobi się zbyt sztywno, drętwo i pompatycznie twórcy filmu rozładowują atmosferę gagiem lub wręcz suchym żartem. Udało się przy tym zachować naprawdę dobre proporcje między humorem a patosem.
W Ant-Manie nie zabrakło też puszczania oka do widza. Niektóre ujęcia wyglądają jak żywcem wyjęte z innych filmów akcji opowiadających o włamaniach do pilnie strzeżonych placówek. Można wyczuć tutaj inspirację chociażby serią Mission Impossible czy Ocean's Eleven.
Sama warstwa wizualna filmu to prawdziwa uczta dla oka.
Twórcy bardzo umiejętnie bawią się perspektywą przedstawiając świat raz w pełnym wymiarze, a raz z perspektywy mrówki. Nie radzę jednak oglądać przed seansem zbyt dużo zwiastunów, bo zabierają one nieco radości z seansu. W trailerach pokazano nieco za dużo scen z drugiej połowy filmu.
Podoba mi się to, że Marvel eksperymentuje z kolejną formułą. Tak jak Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz można nazwać kinem szpiegowskim, Thora filmem fantasy, a Strażników Galaktyki space operą, tak Ant-Man jest przedstawicielem gatunku heist.
Ant-Man jest też oczywiście częścią Marvel Cinematic Universe, ale Avengersi są w filmie zaledwie wspomniani. Pod względem skali nowy film przypomina bardziej netfliksowy serial Daredevil, niż latającego po całym świecie Iron-Mana lub będącego świadkiem upadku T.A.R.C.Z.Y. Kapitana Amerykę.