Już widzieliśmy największy filmowy blockbuster 2015 roku. Avengers: Czas Ultrona - recenzja Spider's Web
Twórcy współczesnych filmów ze stajni Marvela realizują postawione przed sobą zadanie w mistrzowskim stylu, systematycznie rozbudowując Marvel Cinematic Universe o kolejne postaci i wątki. Do polskich kin już na początku maja trafi kolejny film. Spotkają się w nim ponownie na jednym ekranie takie postaci jak Iron Man, Kapitan Ameryka i Hulk, a do panteonu herosów dołączają nowe twarze. Avengers: Czas Ultrona to blockbusterowe widowisko najlepszej próby i prawdziwy “nerdgasm” dla każdego geeka.
Pierwsze komiksy z superbohaterami pojawiły się na początku ubiegłego wieku, a ikoniczne postaci tej gałęzi świata popkultury są kilkukrotnie starsze ode mnie. Od dekady świat ekscytuje się nimi na nowo, po tym jak Stan Lee spełnił swoje wieloletnie marzenie i dzięki rozwojowi komputerów i zastosowaniu CGI w kinie mógł wreszcie wysłać swoich ulubionych herosów na srebrny ekran.
To najlepsze, co mogło spotkać świat superbohaterskiego komiksu i kina rozrywkowego jednocześnie!
W tekście pojawią się spoilery, ale postaram się nie zdradzać za wiele szczegółów z fabuły i nie powiedzieć zbyt dużo ponad to, co pokazane zostało w materiałach promocyjnych. Czujcie się jednak ostrzeżeni!
Może i jestem dużym chłopcem, ale i tak czytam na bieżąco kilkanaście serii komiksowych z kolejnymi przygodami Spider-mana, X-Menów i Avengersów. Biegam też do kina na wszystkie filmy traktujące o przygodach superbohaterów i oglądam seriale telewizyjne towarzyszące filmowym produkcjom.
Mógłbym spokojnie powiedzieć, że Avengers: Czas Ultrona to zwieńczenie wielu lat ciężkiej pracy filmowców, którzy bohaterów komiksów przenieśli na duży ekran. Nie byłoby to jednak do końca prawdą, bo… filmowe uniwersum Marvela ma się świetnie, końca serii nie widać, a poznaliśmy plany wydawnicze na kilka lat do przodu.
Marvel Cinematic Universe bije na głowę filmowy świat DC Comics.
W świecie komiksów liczą się tak naprawdę tylko dwa wydawnictwa: Marvel od Avengersów i spółki oraz DC Comics, które stworzyło takie postaci jak Batman i Superman. Tak jak jednak filmowi i serialowi superbohaterowie od DC żyją w innych uniwersach i jak na razie nie wchodzą ze sobą w interakcje, tak Marvel wszystkie swoje filmy i seriale wrzuca do jednego kotła.
Dzięki temu kilka razy do roku dostajemy filmy z poszczególnymi superbohaterami w roli głównej, by raz na kilka lat mogli oni zakrzyknąć “Avengers Assemble!”. W przypadku Avengers: Czas Ultrona miałem spore obawy, czy natłok bohaterów na ekranie nie sprawi, że obrazowi zabraknie spójności i stanie się tylko zlepkiem scen akcji. Joss Whedon pokazał, że ten karkołomny plan można było zrealizować w świetnym stylu.
Czapki z głów!
//
Avengers: Czas Ultrona zagrał na każdej płaszczyźnie i na gorąco po seansie wystawiłem mu ocenę 10/10. Po ochłonięciu tę ocenę podtrzymuję, bo w swojej kategorii to dzieło kompletne, dopracowane w każdym calu bez żadnych istotnych wad. Film nie był zbyt krótki, nie miał dłużyzn, czerpał wiele z dotychczasowych produkcji, scenariusz trzymał się kupy i nie wywracał konceptu komiksowych superbohaterów do góry nogami.
Od razu powiedzmy sobie, że to nie jest produkcja festiwalowa, która będzie zbierać owacje na stojąco od krytyków. To klasyczny przykład blockbustera, którego nie można oceniać pod takim samym kątem jak kina studyjnego, dokumentalnego. To kino rozrywkowe, które chociaż porusza ważne tematy związane z przyszłością ludzkości w kontekście rozwoju technologii, to robi to w sposób zrozumiały dla statystycznego Homera Simpsona.
Ale przecież nie o rozterki nad sensem istnienia tutaj chodzi, a o pościgi, wybuchy, kopanie tyłków “tym złym”, jeszcze więcej wybuchów i o prosty cięty humor. To wszystko i to z nawiązką widz w kinie dostanie.
Marvel wydaje kilka filmów rocznie i romansuje z różnymi gatunkami, gdzie pierwsze skrzypce gra zwykle tylko jeden bohater będący członkiem supergrupy zwanej Avengersami. Thor daje nam połączenie science-fiction i fantasy, Strażnicy Galaktyki było pięknie zrealizowaną space operą, a ostatni Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz było ukłonem w stronę kina szpiegowskiego. Na główny zespół kinowych Avengersów składa się pięć dobrze znanych postaci, które pierwszy raz spotkały się na ekranie w 2012 roku.
W pierwszych Avengersach zobaczyliśmy formowanie się zespołu, który na początku Czasu Ultrona stanowi prawdziwe zgraną ekipę. Iron Man wszystko finansuje i projektuje sprzęt, Kapitan Ameryka jest urodzonym liderem zagrzewającym do walki o ojczyznę, a Thor nordyckim bogiem-kosmitą, który opiekuje się ludzkością. Oprócz tego w zespole znalazł się nieposiadający nadprzyrodzonych mocy łucznik Hawkeye i rosyjski superszpieg, czyli Natasha Romanoff znana pod kryptonimem Czarna Wdowa. A Hulk? Jak zwykle Hulk smash!.
Do zespołu Avengersów dołącza masa postaci, które znamy z kart komiksów.
W Czasie Ultrona na początku filmu jest scena, podczas której cały zespół pięciu głównych Avengersów świętuje udaną misję, a na imprezie zorganizowanej przez Tony’ego Starka pojawia się masa innych postaci, które już grały lub dopiero będą grać mniejszą lub większą rolę w innych filmach. Wprowadzono też, po latach sądowych batalii, znane bliźniaki: Quicksilvera i Scarlett Witch, z których ten pierwszy pojawił się w już w filmie wytwórni Fox.
Ta dwójka bohaterów w świecie komiksów to mutanci, a ich wykorzystanie w filmie Marvela sprawiało paradoksalnie nieco komplikacji. Wydawnictwo zanim ruszyło ze swoim Marvel Cinematic Universe sprzedało prawa do części postaci innym wytwórniom. Z tego powodu we własnych filmach nie mogą pokazać żadnego X-Mena, a Quicksilvera gra inny aktor niż w X-Men: Przyszłość która nadejdzie.
Wanda i Pietro Maximoff, bo tak właśnie nazywają się bliźniaki, w komiksach należeli do grupy The Avengers, więc rozwiązano problem licencyjny zmieniając ich historię.
W filmach z serii Avengers nadal nie ma żadnych komiksowych mutantów, ale Joss Whedon mógł skorzystać z Quicksilvera i Scarlett Witch. Na początku zgodnie z komiksowym pierwowzorem byli oni antagonistami dla głównych bohaterów, ale potem dołączyli do zespołu herosów.
Co prawda ich zmiana stron konfliktu była nieco zbyt szybka i zabrakło kilku scen by nadać jej głębi, ale to tylko jeden z kilku nielicznych i nie wpływających na końcową ocenę filmu skrótów w scenariuszu. Tych nie ma wiele, a historia której główną osią jest walka bohaterów z zaawansowaną sztuczną inteligencją.
Avengersi to tylko ludzie… no dobra, nad-ludzie, ale z ludzkimi problemami.
Czas Ultrona rozpoczyna się świetnie zrealizowaną sekwencją zdobywania przez herosów bazy H.Y.D.R.Y., czyli mającej swoje korzenie w nazistowskich Niemczech organizacji terrorystycznej. Zespół rozbijający kolejne formacje żołnierzy niedaleko fikcyjnego państwa Sokovia jest zgrany jak nigdy, ale oczywiście szybko pojawiają się tarcia, a nawet romanse. Dynamika w zespole została świetnie zaprezentowana, a każdy aktor został dobrany do roli perfekcyjnie.
Po zakończonej akcji Czarna Wdowa flirtuje z jednym z bohaterów, a ekran aż ocieka testosteronem, gdy Tony Stark, Steve Rogers i Thor Odinson są w jednym pokoju i prowadzą spór. Avengersi nie zgadzają się bowiem co do szczegółów swojej roli jako obrońców ludzkości, a w pewnym momencie filmu zaczynają się nawet, nie przymierzając, prać po mordach. Pomaga w tym nieco Scarlett Witch, która swoimi zdolnościami miesza im w głowach i rozbija morale.
Chociaż jest aż piątka głównych bohaterów, z których każdy ma swoją historię do opowiedzenia i nakreślone motywy którymi się kieruje, to nie zabrakło czasu ekranowego dla żadnego z nich.
//
Joss Whedon wykonał kawał dobrej roboty. Do znanej z Avengers obsady dołączyło kilka nowych postaci, a oprócz Quicksilvera i Scarlett Witch pojawił się chociażby Vision. Sporo czasu ekranowego dostał nawet pomijany do tej pory Hawkeye, który nie doczekał się swojego własnego filmu. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby nie poprzednie filmy. Wszystkie główne postaci zostały już odpowiednio zarysowane, a widz wie czego się po nich spodziewać. Wiele scen skradł też tytułowy “wielki zły”, czyli Ultron - jemu też dano rozwinąć skrzydła.
Cieszy też, że w filmie nie było przesadnego patosu, a napięcie rozładowywano jednolinijkowymi żartami. Tych było całkiem sporo i chociaż nie przy każdym sala wybuchała śmiechem, ale i tak kilka razy miałem banana na twarzy podczas seansu. Scena w której ekipa imprezuje i na zmianę stara się podnieść Mjolnira - młot Thora, który niczym miecz Króla Artura może podnieść tylko ktoś “godny” - to tylko przedsmak. Ubawiła mnie zwłaszcza w momencie, gdy na obliczu Thora pojawił się przy tym przez chwilę blady strach.
Przypadła mi do gustu fabuła, która nie opiera się na komiksach o tytule Czas Ultrona.
Marvel bardzo luźno traktuje materiał źródłowy. Z wydawanych na przestrzeni kilkudziesięciu lat komiksów wybierane są postaci i wątki, które potem realizowane są zgodnie z wizją konkretnego reżysera. Avenegers: Czas Ultrona wprowadza postać humanoidalnego robota pragnącego zagłady ludzkości, ale historia nie ma zbyt wiele wspólnego z zeszytami o tym samym tytule.
Filmowy Ultron został stworzony przez Iron Mana, a nie Hanka Pyma zwanego też Ant-Manem. Ten ostatni dostanie zaraz swój własny film - przed seansem pojawił się zresztą zwiastun - ale nie miał w nowych Avengersach swojego cameo. Sztuczna inteligencja stworzona przez Tony’ego Starka zbuntowała się i zadaniem Avengersów jest powstrzymanie złowrogiego robota.
Nie jest zaskoczeniem, że bohaterowie dostają od razu solidnie po tyłku.
//
Ultron miał być swoistym opus magnum Tony’ego Starka, będący rozwinięciem jego systemu dronów obronnych Iron Legion. Geniusz z przerośniętym ego sportretowany wzorowo przez Roberta Downeya Juniora pracował nad tym projektem razem z Bruce’m Bannerem w tajemnicy przed resztą zespołu. Stało się to przyczyną spięć w grupie, które są zapowiedzią większego konfliktu w następnym filmie o Kapitanie Ameryce z podtytułem Civil War, gdzie najpewniej Iron Man i Steve Rogers staną po przeciwnych stronach barykady.
Ultron został przedstawiony świetnie. Chociaż to postać wygenerowana komputerowo i de facto tylko maszyna, to miał swój własny charakterek odziedziczony po niesfornym Iron Manie. Zadawał też sporo pytań o sens istnienia i wielokrotnie odnosił się do religii. Swoją drogą za jeden niewybredny komentarz Nicka Fury'ego katolicy mogą mieć do reżysera żal. Film zahacza też o temat tego, czy i jak bardzo człowiek powinien zdawać się na technologię i ile można poświęcić w ramach ochrony bezpieczeństwa.
Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że nowi Avengersi są jakoś specjalnie mroczni czy poważniejsi od poprzedniego filmu, a już z pewnością nie jest to film bardziej kameralny.
To po prostu udana i bardzo wyważona kontynuacja. Fani superbohaterskiego kina oraz typowych blockbusterów wyjdą z seansu zadowoleni. Fabuła rzuca postaci do wielu różnych scenerii, a Joss Whedon zrezygnował z ujęć nocnych, na których mało co widać. Widowiskowe pojedynki przedstawione są w środku dnia, a jedną z najlepszych scen jest walka Iron Mana w nowym ogromnym pancerzu Hulkbuster o słodkiej nazwie Veronika z Hulkiem.
Postaci w przeciwieństwie do ostatniej kinowej inkarnacji Supermana dbają o to, by zminimalizować straty wśród cywilów. Podczas pojedynku Iron Mana z przemienionym w wielkiego zielonego potwora Bruce'm Bannerem uśmiałem się zresztą do łez, gdy Tony Stark, przed zrzuceniem na opuszczony wieżowiec omotanego hipnozą Scarlett Witch kolegi poprosił swój komputer pokładowy o to, by ten… zakupił szybko rzeczoną nieruchomość.
Twórcy przygotowują też grunt pod kolejne produkcje.
//
Czas Ultrona broni się jako samodzielna produkcja, ale zdecydowanie polecam obejrzenie innych filmów z serii przed udaniem się do kina. Dzięki temu można wyłapać sporo smaczków oraz śledzić główny wątek, który prowadzi nas nieuchronnie do konfrontacji bohaterów z złowrogim kosmitą, Thanosem. Do tego czasu Marvel planuje wydać kilka nowych filmów, które wprowadzą kolejnych Avengersów oraz grupę tajemniczych postaci o nazwie Inhumans.
Jeszcze przed premierą Avengers: Czas Ultrona zapowiedziano kontynuację, która będzie zwieńczeniem wątków dotyczących Kamieni Nieskończoności. Historia ta będzie miała kulminację w kolejnych dwóch częściach cyklu, które wydane zostaną w 2018 i 2019 roku. To wtedy Thanos najprawdopodobniej zbierze wszystkie artefakty, które dadzą mu niezwykłą moc, a Avengersi będą musieli połączyć siły ze Strażnikami Galaktyki.
Czapka z głowy też przed twórcami Marvela, którzy umiejętnie rozbudowują Marvel Cinematic Universe. Świat jest spójny, a wydarzenia przedstawione w kolejnych produkcjach znajdują swoje odbicie w reszcie filmów oraz… w serialach telewizyjnych. Dobrym przykładem jest chociażby rozbicie i ponowna formacja S.H.I.E.LD. Ten wątek przewija się przez kilka filmów, a rozwija go serial poświęcony tej organizacji.
Avengers: Czas Ultrona jest przy tym jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym filmem o superbohaterach jaki trafił na ekrany kin. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do udania się na seans już 7 maja, gdy tylko nowa superprodukcja Marvela trafi do dystrybucji w Polsce. To naprawdę wspaniałe widowisko i to nie tylko dla koneserów gatunku!
PS Jedyne co mnie zawiodło, to brak zwiastuna Gwiezdnych wojen, należących przecież również do Disneya, przed najnowszym marvelowskim filmem!