Steam wycofuje się z płatnych modów. To był dobry pomysł, ale fatalnie wykonany
To jedna z tych sytuacji, w których mogę z pełną satysfakcją napisać, że miałem dobre przeczucie. Kiedy większość serwisów growych odnosiło się do informacji o płatnych modyfikacji w superlatywach, sam kręciłem nosem. Bałem się, że mody zamienią się w kolejne DLC i dojdzie do wypaczenia cudownej idei.
Dzisiaj, po wielu głosach sprzeciwu ze strony klientów platformy Steam, Gabe Newell wycofuje się z decyzji o sprzedawaniu płatnych modów do gry The Elder Scrolls V: Skyrim. Taka możliwość istniała na platformie cyfrowej dystrybucji przez cztery ostatnie dni, miażdżona krytyką graczy i klientów Steam.
Nie chodzi o to, że idea była zła. Złe było wykonanie.
Od kilku dni Steam pozwalał twórcom na umieszczenie płatnych modyfikacji do gry TES V: Skyrim. Twórca pochodnego dzieła sam decydował, ile pieniędzy chce za swojego moda. Ostatecznie do ręki dostawał 25% każdej transakcji, natomiast reszta środków została dzielona między Steamem oraz oficjalnym wydawcą gry.
Nie ma nic złego w tym, aby nagradzać garażowych modderów za ciężką pracę. Niektóre modyfikacje do The Elder Scrolls V są naprawdę kapitalne i ich producentom należy się olbrzymie uznanie. Problemem nie jest możliwość, ale forma, w jakiej Steam zdecydował się rozpocząć dystrybucję płatnych, amatorskich modyfikacji.
Filozofia płatnych modów na Steam sprawiła, że te zaczęły przypominać najgorsze DLC.
Mogliśmy na przykład kupić przepotężny miecz, który znacząco ułatwiał zabawę, czy zbroję, dzięki której postać gracza stawała się praktycznie niezniszczalna. Dotychczas modyfikacje – oszustwa były ciekawym, dodatkowym elementem dla graczy, którzy grają w dany tytuł po raz setny. Teraz stały się płatnymi DLC promowanymi na uwielbianej przez komputerowych graczy platformie.
Bardzo szybko zaczęło dochodzić do oszustw i niejasności. Jeden modder w swojej płatnej produkcji umieścił animację pochodzącą z innej, darmowej modyfikacji. Pojawiły się zarzuty o kradzież oraz podszywanie się pod twórców. Steam został zalany postami wskazującymi na wadliwość i niedokładność systemu. Te początkowo były usuwane. Skala protestu przerosła jednak administratorów Valve.
Gracze poczuli się zdradzeni. Klienci Steama uważali tę platformę za wzór do naśladowania dla konkurencji.
Najnowsze działania włodarzy tej platformy zostały określone jako przejaw olbrzymiej chciwości. Sieć została zalana prześmiewczymi obrazkami Gabe’a Nevella, będącymi jednocześnie elementami wielkiego protestu. Rozżaleni gracze zaczęli nazywać Valve kolejnym Ubisoftem oraz EA. Po czterech dniach wizerunkowego problemu postanowiono coś z tym zrobić.
Na oficjalnej stronie Steama pojawiła się informacja o anulowaniu możliwości sprzedaży płatnych modyfikacji. Wszyscy, którzy zdążyli wydać pieniądze na mody, dostaną je z powrotem. Na skutek porozumienia między Valve i Bethesdą obie strony zgodziły się na powrót do stanu sprzed uruchomienia nowego sposobu dystrybucji modyfikacji. Te oczywiście zostają na Steamie, ale jedynie w darmowej postaci.
Możliwość nagradzania utalentowanych modderów powinna dojść do skutku. Jednak w zupełnie innej formie.
Nie chcę debatować nad tym, czy te 25% kwoty do dużo czy mało. Nie w tym rzecz. Uważam, że nagradzanie autorów modów powinno być całkowicie opcjonalne. Coś na kształt swobodnej wpłaty, którą możemy, ale nie musimy dokonać. Wystarczyłby jeden dodatkowy przycisk w Steam Workshop i sprawa zostałaby załatwiona. Jestem przekonany, że autorzy najlepszych modyfikacji na pewno zarobiliby na tym kilka dodatkowych dolarów.
Dlaczego sprzeciwiam się nadmiernej komercjalizacji modyfikacji? Ponieważ to wypacza ich ideę. Mam wrażenie, że większość komentatorów zapomina, z jakiego powodu powstają mody. Z sympatii, uwielbienia czy nawet miłości do danej gry. To produkty od fanów dla fanów. Stworzone z myślą o oddaniu w ręce społeczności czegoś nowego, ciekawego i ekscytującego. Podstawą tworzenia modów nigdy nie był zarobek.
System zastosowany na Steam wywracałby wieloletnią praktykę do góry nogami.