Ostatnio kupiłem dwa urządzenia, które były warte swojej ceny. Szkoda, że oba pochodziły z promocji
Mimo że Spider’sWeb jest blogiem traktującym przede wszystkim o nowych technologiach, to zdarzyło się mi opublikować tu już kilka tekstów mówiących o zarobkach Polaków. Ostatnio sobie o tym przypomniałem, gdy w krótkim czasie kupiłem dwa sprzęty. I to takie, o których mogę szczerze powiedzieć, że były warte swojej ceny.
Jest tylko jeden haczyk. Oba urządzenia kupiłem korzystając z bardzo dobrych promocji, wręcz okazji, które zdarzają się wyjątkowo rzadko. Mimo panującej sytuacji politycznej ciśnie mi się na usta, by powiedzieć: raz na ruski rok. Jednym z tych sprzętów był tablet Galaxy Tab S, który Samsung czasowo zdecydował się przecenić o połowę. W ten sposób za sprzęt zapłaciłem 999 zł i… jestem nim zachwycony.
Tablet jest świetnie wykonany, działa wyjątkowo szybko, ma fenomenalny ekran oraz zostały dodane do niego prezenty, dzięki którym sprzęt ten po części sam się zwraca. Trzymiesięczna subskrypcja usługi Marvel Unlimited to 100 zł, prenumerata Newsweeka to 200 zł rocznie, a to nie wszystko. Sprzęt ten po prostu bardzo mi się opłacił i był to jeden z moich najlepszych zakupów w historii.
Drugim urządzeniem kupionym w podobny sposób jest konsola Xbox One z grą Sunset Overdrive, którą kupiłem w piątek za 699 zł, w wyniku błędu lub promocji na stronie Microsoft Store.
Oczywiście jeszcze nie mam tego sprzętu, dostanę go dopiero w październiku. Skąd ta pewność? Potwierdziła mi to konsultantka na infolinii i anonimowy pracownik Microsoftu. Taka jest polityka firmy. Jeśli pomyłka wynikła z powodu błędu Microsoftu, to mam prawo otrzymać ten sprzęt po cenie, w której go zamówiłem. Muszę przyznać, że wyjątkowo spodobało mi się podejście firmy z Redmond. Nikt nie miałby za złe im, gdyby zrezygnowali ze sprzedaży konsoli w tej cenie, a mimo to chcieli, by ich klienci byli zadowoleni, brawo! Obie te sytuacje sprawiły, że choć na chwilę poczułem się jak mieszkaniec zachodu. Że mogłem kupić nowoczesny sprzęt bez martwienia się o to, czy do końca miesiąca będę miał co włożyć do garnka.
Nie zrozumcie mnie źle, zarabiam przyzwoicie, ale jednorazowy wydatek wynoszący więcej niż tygodniówka po prostu boli. Dlatego sam rzadko kupuję sobie gadżety. Większość używam w trakcie testów lub nabywam w abonamencie. Może i mógłbym sobie pozwolić na częstsze zakupy, ale nie chcę żyć ponad stan. Zwłaszcza, że tablet i konsola nie są produktami pierwszej potrzeby. Po co mam wydawać 2000 zł na lepszy tablet, skoro mam już jeden? Po co mam kupować konsolę do gier, skoro mam mocny komputer?
Myślenie zupełnie zmienia się, gdy coś okazuje się tak tanie, że odczucie tego wydatku będzie trudne.
Zobaczyłem to po sobie. Najnowszy tablet z LTE za 1000 zł? Czemu nie, zrobię prezent drugiej połówce. Konsola nowej generacji ze świetną grą za 700 zł łącznie? Żal nie wziąć, może kiedyś na tym zagram. Klik, klik, kupione. Każdy z tych zakupów zajął mi może 30 sekund. Nawet nie zauważyłem, kiedy dostałem na maila potwierdzenie transakcji.
Nie zastanawiałem się nad nimi, nie analizowałem nich, nie myślałem, na co innego mógłbym przeznaczyć te pieniądze. Obie promocje tak mi się spodobały, że dopiero po kilku godzinach uświadomiłem sobie, że w ciągu miesiąca wydałem na pierdoły 1700 zł, znaczną część mojej wypłaty. Odżałowałem to, bo z tych okazji żal było nie skorzystać, jednak zastanowiłem się, co by było, gdyby sprzęt zawsze tyle kosztował, a ja bym korzystał z karty kredytowej?
Z jednej strony niesamowicie irytuje mnie, że ceny i siła nabywcza w naszym kraju są takie, a nie inne.
Powtórzę się, ponownie napiszę truizm, wykrzyczę hasło, które krzyczałem setki razy i które za każdym razem każdy miał w dupie. Dlaczego za różnego rodzaju dobra płacimy tak dużo, zarabiając tak mało? Często w różnego rodzaju statystykach czytam, że Polak jest złym klientem, bo nie kupuje produktów danej firmy. Czasami słyszę wręcz, że nie chce kupować. A nie jest tak, że on nie chce, on po prostu nie może tego zrobić. Promocja z tabletami Samsung Galaxy Tab S czy Xboksem One jest żywym dowodem na to, że ludzie chcą kupować gadżety, jeśli ich na nie stać.
Druga moja refleksja jest taka, że trochę zbyt surowo oceniamy obywateli zachodnich, zwłaszcza Amerykanów. W Internecie i podczas rozmów ze zwykłymi ludźmi często możemy usłyszeć, że Amerykanie słyną tylko z zaciągania kredytów, robienie zakupów i jedzenia w fastfoodach. Wiecie, czym my się od nich różnimy? Tylko tym, że w XIX i XX wieku praktycznie cały czas żyliśmy pod niemieckim, austriackim lub ruskim butem. Byliśmy prowincją i przez to teraz jesteśmy biedniejsi. Śmiejemy się z tej Ameryki i pokazujemy sobie palcem Amerykanów, którzy w Czarny Piątek wybiegają z Wal-Marta z telewizorami. My nie robimy tego wyłącznie dlatego, bo u nas takich promocji po prostu nie ma.
A zamiast tego bijemy się o Crocsy. Bo tylko to nam rzucają i tylko na to nas stać.
--
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.