Już wiemy, za ile dokupimy Kinecta do Xboksa. Właśnie dogasa koncepcja wyjątkowego ekosystemu Microsoftu
Xbox One sprzedawany bez sensora Kinect to najlepsza decyzja, na jaką odważył się Microsoft. Oczywiście zaraz po zasugerowaniu rozstania z Donem Mattrickiem, osobą odpowiedzialną za wizję konsoli stale podłączonej do sieci, z ograniczoną możliwością wymieniania się grami. Dzisiaj wiemy, ile będzie kosztował sam nowy Kinect oraz możemy przypuszczać, jak wpłynie to na ekosystem konsoli.
Żeby oddać sprawiedliwość Donowi Mattrickowi – swojego czasu aktualny CEO podupadającej Zyngi był twarzą sukcesu Xboksa
To na barkach tego człowieka spoczywała promocja Project Natal, czyli pierwszego Kinecta dla konsoli X360. Kontroler ruchu okazał się ogromnym sukcesem sprzedażowym. Sensor zapisał się w historii branży jako najszybciej znikające z półek urządzenie peryferyjne stworzone z myślą o graniu. Ponad 8 mln sprzedanych pudełek w 2 miesiące robiły kolosalne wrażenie.
Kinect zmiótł konkurencję w postaci PS Move, stając się medialnym symbolem nowoczesnej zabawy, aktywizacji graczy oraz spędzania wieczorów rywalizując ze znajomymi. Oczywiście wcześniej było jeszcze bardziej popularne Wii, od którego zaczęło się szaleństwo związane z ruchowymi kontrolerami. To jednak właśnie Kinect, tak wyeksponowany w sieciach sprzedażowych, supermarketach i sklepach RTV-AGD stał się marzeniem wielu graczy, napędzający sprzedaż Xboksa 360. Microsoft zdobył segment zupełnie nowych graczy, którzy nigdy wcześniej nie zakupiliby konsoli. Rodzinie PlayStation analogiczna operacja udała się zaledwie połowicznie.
Niestety, pierwszemu Kinectowi nie udało się wydostać poza orbitę „imprezowych produkcji”
Żaden sensor nie pełnił wszystkich niesamowitych wymagań graczy, lecz to właśnie w narzędziu do X360 pokładało się największe nadzieje. Doskonale rozumieli to w samym Microsofcie, pracując nad Xboksem One. Lepszy i potężniejszy Kinect miał być zupełnie nową jakością w branży, zabezpieczoną za sprawą integralnością oraz nierozłącznością z platformą do gier. Niestety, na niesamowicie oryginalnej, nadającej nowej konsoli Microsoftu charakteru wizji bardzo szybko pojawiły się pierwsze bruzdy i rysy.
Jeszcze przed premierą Xboksa One wszyscy wiedzieliśmy, że konsola będzie działać bez Kinecta. Microsoft zostawił sobie furtkę bezpieczeństwa, za co ktoś rozsądny w tej firmie powinien dostać awans. Albo kilka. Xbox One faktycznie wprowadzał nową jakość w obszarze korzystania z konsoli, lecz ta zamykała się w obrębie interfejsu oraz podstawowych, aktywowanych głosem funkcji. To, co jest dla nas najważniejsze, czyli same gry, nie nadążały za potencjałem sensora.
Możliwość przechylenia głowy w Forzy Motorsport, przyglądanie się przedmiotom w Tomb Raider czy wydawanie wojakom głosowych komend w RYSE to świetna, ale tylko kosmetyka. Posiadacze Xboksa One szybko o niej zapomnieli, pozostając przy rewelacyjnych padach Microsoftu.
Prawda jest taka, że nowy Kinect najlepiej nadawał się do tego samego, co jego poprzednik – gier pokroju Dance Central, Kinect Sports Rivals. Xbox Fitness czy Zumba Fitness World Party
Sam uwielbiam od czasu do czasu ograć taką produkcję. „Od czasu do czasu” jest tutaj jednak wyrazem -kluczem. Nie każdy posiadacz Xboksa One chciał korzystać z Kinecta, ale każdy musiał go kupić. Microsoft oferował swojemu klientowi tylko i wyłącznie pakiet premium, zabierając mu tak ważną możliwość wyboru. To przecież właśnie ta możliwość sprawiła, że pierwszy Kinect odniósł tak ogromny sukces i to właśnie tej możliwości zabrakło tym razem.
Wchodząc do sklepu i widząc dwa pudła z konsolami - jedno zielone, drugie niebieskie, wielu klientów wybierze tańszą ofertę. Oczywiście czytelnicy Spider’s Web to technologiczne bestie, które doskonale potrafią dopasować konsolę do własnych potrzeb i preferencji ale uwierzcie mi – nie każdy dokonuje tak przemyślanych zakupów. W wielu przypadkach najważniejszą rolę odgrywa cena w fizycznym sklepie. Ta z kolei deklasowała Xboksa One na korzyść PlayStation 4. Sony z miesiąca na miesiąc jedynie powiększa przewagę nad rynkowym konkurentem. W Microsofcie musieli coś zrobić i podjęli jedyną słuszną decyzję.
Nieco ponad pół roku. Tyle przetrwała wizja Kinecta będącego integralną częścią Xboksa One
Microsoft w końcu oddał swoim klientom możliwość wyboru tańszej, podstawowej wersji konsoli. Okazało się, że ten „wszyty na stałe” Kinect może zostać zastąpiony kontrolerem za pomocą jednej dużej aktualizacji oprogramowania. Xbox One staniał o 100 dolarów, w końcu będąc realną i poważną odpowiedzią na produkt konkurencji.
Pierwszy Kinect odniósł ogromny sukces, chociaż był fakultatywnym urządzeniem peryferyjnym. Kinect 2 również taki się stanie. Już 7 października kontroler ruchu nowej generacji trafi na sklepowe półki w formie samodzielnego produktu. Ten będzie kosztował 150 dolarów, czyli dokładnie tyle, co pierwsza, dedykowana Xboksowi 360 wersja urządzenia momencie swojej premiery. Oczywiście wraz z sensorem gracze znajdą w zestawie grę. Tym razem będzie to Just Dance 2014. Naprawdę miła produkcja, przy której spaliłem tysiące kalorii.
Wraz z oddaniem graczom możliwości wyboru, Microsoft na dobre żegna się z wizją wyjątkowego ekosystemu
Xbox One z obowiązkowym Kinectem był kontrowersyjny, ale również oryginalny i ciekawy. Ze względu na świetną formę konkurencji Microsoft został jednak zmuszony do kolejnej rewizji swoich planów. Głosowy i ruchowy ekosystem przestał być standardem, zaczął być opcją. Oznacza to najprawdopodobniej tyle, że Kinect 2 podzieli los swojego poprzednika. Będzie po prostu świetnym narzędziem do zabawy, tym razem wzbogaconym o pomocne komendy głosowe.
To źle? Dla osób, którzy forsowali ideę nierozłączności obu urządzeń, na pewno. Ja, jako klient, jestem szczęśliwy. W końcu mogę kupić tańszego Xboksa One, w dodatku z dwoma grami na start. Jeżeli będę miał ochotę zagrać w Dance Central bądź nowe Kinect Sports, wcześniej czy później dokupię sensor. Nikt mnie do tego jednak nie zmusza ani nie wmawia mi czegoś, co jest nieprawdą. Kinect na powrót stał się (tylko i aż) narzędziem za pomocą którego gracze mogą świetnie się bawić, a przecież to o zabawę w tym wszystkim chodzi, o czym ostatnio bardzo często zapominamy.