Firmy analityczne wzywają Unię Europejską do bojkotu Google Analytics. Proponują w zamian... własne rozwiązania
Google Analytics to znane i wykorzystywane na całym świecie narzędzie do analizowania ruchu na stronach internetowych. Nawet Unia Europejska korzysta z Analyticsa. Jednak jest pewna grupa osób, która chciałaby, aby tego zaprzestała.
Analytics to najczęściej wykorzystywane narzędzie do mierzenia ruchu na stronach internetowych. Powodów ku temu jest kilka. Po pierwsze, działa całkiem nieźle, pozwala na śledzenie aktywności w czasie rzeczywistym i udostępnia bardzo zaawansowane dane, włącznie z tym, z jakich urządzeń czytelnicy odwiedzają dany serwis. Po drugie, skoro używa tego większość, to inni też niejako są zobligowani do tego, bo w ten sposób mogą chociażby porównać się do konkurentów. No i po trzecie, implementacja Analyticsa jest dziecinnie prosta i nie trzeba być do tego programistą. Wystarczy tylko zalogować się na swoje konto, pobrać kod, a następnie wkleić go w stronę główną naszego serwisu. Już po chwili będziemy mogli sprawdzać, ile osób wchodzi na naszą stronę internetową.
Nikogo nie powinno dziwić to, że praktycznie cały internetowy świat korzysta z Analyticsa. Są jednak tacy, którzy chcieliby, aby tak nie było. Web Analytics Alliance – koalicja kilku europejskich firm zajmujących się analizą ruchu w Sieci – wystosowała list otwarty do posłów Parlamentu Europejskiego, w którym nawołują oni do rezygnacji z rozwiązania Google’a, na rzecz… oczywiście ich systemów. Pod listem podpisali się między innymi Piotr Ejdys z Gemiusa, Christian Sauer z Webtrekk oraz Ralph Hunermann z Odoscope.
Argumentują to tym, że Unia powinna korzystać z rozwiązań europejskich, tym samym wspierając gospodarkę, a nie amerykańskich.
Z przeprowadzonych przez koalicję testów wynika, że na 62 instytucje europejskie, które korzystają z jakichkolwiek usług do analizy ruchu na stronach internetowych, aż 92,5 proc. korzysta z Google Analytics, 5 proc. z innych systemów amerykańskich, a tylko 2,5 proc. z rozwiązać europejskich.
Przy okazji Joanna Skierska, szefowa polskiego oddziału Gemiusa podkreśla, że ich rozwiązania w niczym nie ustępują produktom amerykańskim. Postanowiłem to sprawdzić i już po kilku minutach wiedziałem, że nie będę mógł zgodzić się z tym stwierdzeniem. Pierwsze co zrobiłem, to udałem się na stronę internetową Gemiusa, aby sprawdzić, w jaki sposób można zaimplementować na swojej stronie internetowej ich narzędzie do analizowania ruchu. Już na samym początku nie do końca jasne było, które rozwiązanie jest właśnie do tego celu. Po nazwie domyśliłem się, że chodzi o GemiusTraffic. Postanowiłem zarejestrować swoją stronę internetową. Gdy zacząłem wypełniać formularz, zauważyłem na dole okienko do zaznaczania o następującej treści:
Czyli po dwóch tygodniach będę musiał za usługę zapłacić. W tym momencie uznałem, że dalsze porównywanie do Analyticsa, który jest darmowy, nie ma najmniejszego sensu.
Rozumiem argumentację europejskich firm. Unia wydaje mnóstwo pieniędzy na pobudzanie gospodarki, tworzenie nowych miejsc pracy i innowacje, a urzędnicy sami korzystają z rozwiązań amerykańskich. Trudno kłócić się z tą argumentacją. Ma ona sens. Problem polega na tym, że najpierw Gemius, Webtrekk i inne rozwiązania rzeczywiście musiałyby być konkurencyjne wobec Analyticsa, a wystarczyło tylko kilka minut, aby stwierdzić, że może być z tym różnie. Może i jakoś usług jest porównywalna, dane podobne i generalnie wszystko się zgadza, ale Google oferuje to samo i to za darmo. A to już spora różnica.
Poza tym wolałbym, żeby Parlament Europejski zajmował się nieco ważniejszymi kwestami niż to, czy korzystać z Analyticsa, czy też innego narzędzia do analizowania ruchu na stronach internetowych. Nie ma sensu robić burzy w szklance wody o tak mało istotną kwestię. Zresztą nie wydaje mi się, aby wchodziły w grę aż tak ogromne pieniądze, żeby zrezygnowanie z Analyticsa na rzecz europejskich rozwiązań rzeczywiście miałoby pobudzić gospodarkę. Bądźmy poważni.
Zdjęcie Abstract high tech background with graphs and diagrams pochodzi z Shutterstock