Z taką ceną Dragon Age: Inquisition będzie hitem. Torrentów
Dragon Age: Inquisition miało być odkupieniem upadłych mistrzów cRPG – legendarnego studia BioWare. Byli pracownicy Black Isle, odpowiedzialni za takie ikony gatunku jak Baldur’s Gate, Planescape: Torment czy Icewind Dale, byli na dobrej drodze, aby odkupić swoje winy w oczach graczy. Teraz będzie to niezwykle utrudnione, ze względu na działania najbardziej nielubianego wydawcy na rynku gier.
Gameloft, Activision, OP Productions – lista wydawców na celownikach graczy jest stosunkowo łatwa do sporządzenia. Nie będzie też większej niespodzianki, kiedy napiszę, kto najczęściej na szczycie takiej listy zasiada. Chodzi o Electronic Arts – giganta, który z jednej strony daje nam świetne gry, ale z drugiej strony robi wszystko, abyśmy zgrzytali zębami na sam widok ich loga.
Wycofanie gier z platformy Steam, kompromitacja związana z premierą SimCity, zniszczenie takich kultowych marek jak Dungeon Keeper, odgrzewanie cuchnących kotletów, specjalizowanie się w serii nic nie wnoszących DLC – to właśnie nasi „Elektrycy”.
Ich gry można kochać, ich samych – cóż, to już ciężej. W końcu trzeba naprawdę się postarać, aby dwa razy z rzędu zasłużyć na miano najgorszej firmy w Stanach Zjednoczonych. Nawet biorąc pod uwagę, że tytuł nadawali internauci w głosowaniu.
Niestety, wpływ i podejście do biznesu ludzi z EA odciska swoje piętno również na podległych wydawcy studiach. Dead Space zamieniło się z kapitalnego, gęstego od klimatu horroru w kooperacyjną grę akcji. Lepiej, żebyśmy wszyscy zapomnieli, co wyszło z bolesnej reanimacji Medal of Honor. Do tego Dragon Age, którego pierwsza odsłona naprawdę nie była zła, w przeciwieństwie do kontynuacji.
Do teraz mam w pamięci koszmar związany z Dragon Age 2. Produkcja BioWare była wielkim nieporozumieniem. Naprawdę nie spodziewałem się w tytule takiego kalibru lokacji zbudowanych z tych samych elementów i bloków. Podziemia były łudząco do siebie podobne, natomiast tabuny przeciwników spadały na drużynę gracza prosto z nieba, sztucznie wydłużając rozgrywkę. Ta i tak do długich przecież nie należała.
W BioWare przyznali się, że musieli pracować w pośpiechu. Ogromny sukces Dragon Age: Origins przyniósł studiu jedynie problemy. Wydawca chciał widzieć kontynuację na sklepowych półkach jak najszybciej, korzystając z ostatnich oparów popularności części pierwszej. Smagani biczem czasu, producenci wydali tytuł niepełny, niedoskonały i niesatysfakcjonujący, zalany betonem w postaci kolejnych DLC.
Jako polski gracz, niespecjalnie płakałem z tego powodu. Tam, gdzie zaczęło się kończyć BioWare, rósł rodzimy CD Projekt RED.
Miłośnicy cRPG zaczęli wskazywać na polskich producentów jako na „drugie Black Isle”, pracujące nad swoimi tytułami aż te będą lśniły i błyszczały. Można powiedzieć, że uczeń przeróst mistrza, z czego REDzi doskonale zdają sobie sprawę.
Polacy z CD Projekt RED starają się pokazać, jak bardzo odmienni są od swoich dawnych idoli i ich praktyk. Dziesiątki płatnych DLC do gier BioWare? Zgoda, Wiedźmin również je miał, całkowicie za darmo. Tworzone w pośpiechu tytuły, pod jarzmem głodnego zysków wydawcy? REDzi świadomie umieszczają w swoich zwiastunach napis „When it's done”, uzupełniając metryczkę sugerowanej premiery.
To nie przypadek. To celowe działanie, które samo w sobie mówi – "patrzcie, tak się robi dobre gry cRPG!" Na całe szczęście BioWare było świadome popełnionych błędów, przyznało się do nich i obiecało poprawę. Sam w nią początkowo nie wierzyłem, ale dzisiaj muszę przyznać, że Dragon Age: Inquisition prezentuję się naprawdę wspaniale. Trzecia część trylogii, mająca stanowić odkupienie tego studia, znalazła się na mojej ekskluzywnej liście „musisz to ograć w momencie premiery”.
Niestety, dzisiaj musiałem wykreślić ten tytuł. Powodem, jakżeby by inaczej, po raz kolejny jest wydawca.
Polski oddział Electronic Arts ustalił cenę Dragon Age: Inquisition na poziomie 179 zł. Nie, nie mówimy o edycji na konsole, ale wersji na komputery osobiste. Ile będzie kosztowało wydanie na platformy Sony i Microsoftu? Strach pomyśleć. Niestety, póki co znamy jedynie ofertę platformy Origin, która należy do Elektroników.
Stawka wgniata w fotel. Oczywiście w tym negatywnym znaczeniu. Jasne, na sklepowych półkach lądowały już droższe gry, ale te w większości przypadków były tytułami MMORPG, bogatymi w dodatki i abonament. O edycjach kolekcjonerskich nie wspomnę. Diablo? Cóż, Blizzardowi od zawsze wolno było więcej. „Surowe” Dragon Age: Inquisition w cenie 179 zł świadczy o całkowitym odlocie od polskich realiów cenowych oraz działań konkurencji.
Gry na komputery osobiste za 179 zł nie uratuje nawet premierowe DLC dodające fatałaszki bądź zestaw mieczy.
Zgaduję, że właśnie tego typu „atrakcjami” platforma Origin będzie chciała zachęcić fanów do zakupu. To się nie uda. To nie przejdzie. Cena musi pójść w dół, ponieważ ta aktualna jest najzwyczajniej w świecie nierealna. Czy cenowych cięć dokonają w samym Origjn, czy zdecyduje się na nie jedynie konkurencja w postaci Muve.pl oraz cdp.pl – nieistotne. Taka stawka za grę na komputer osobisty jest po prostu żartem, kiedy mówimy o tytule single-player.
Niestety, kawały serwowane nam przez EA nie będą już zabawne, kiedy przyjrzymy się popularności Dragon Age: Inquisition na stronach z torrentami. Jestem przekonany, że dzieło BioWare będzie tam na samym szczycie, rozchwytywane przez setki tysięcy graczy. Ogromna część z nich nigdy nie kupiłaby pudełkowej wersji w normalnej cenie. Jestem jednak przekonany, że pewien odsetek miłośników cRPG kliknie "pobierz" dlatego, żeby zemścić się za irracjonalne podejście Electronic Arts.
EA samo wpycha Inquisition w objęcia piratów, inaczej tego po prostu nie da się interpretować.
Szkoda. Ogromna szkoda. Electronic Arts robi wiele, aby zerwać z pejoratywnymi konotacjami ich marki. Świetne Humble Origin Bundle czy darmowa gra na platformie Origin z każdym nowym miesiącem to rewelacyjne inicjatywy. Szkoda tylko, że po każdym kapitalnym pomyśle Elektroników nadchodzą dwa zupełnie nietrafione. Cóż, Dragon Age: Inquisition, niestety nie zobaczymy się szybko. O ile w ogóle się zobaczymy. Samej grze oczywiście kibicuję i życzę jak najlepiej, podobnie studiu za nią odpowiedzialnemu. To kiedy ta premiera trzeciego Wiedźmina?