Lenovo chce namieszać na rynku smartfonów. Ale od chcieć do móc jest daleka droga
Gdy w 2009 roku Lenovo zaledwie po kilkunastu miesiącach zmieniło zdanie w kwestii smartfonów i odkupiło za ponad 200 milionów dolarów sprzedany wcześniej grupie inwestorów dział mobilny, nikt nie spodziewał się, że w ciągu niecałych czterech lat światowy udział telefonów chińskiej marki zwiększy się aż tak drastycznie. Niezbyt imponujące 0,5% zostało zastąpione przez prawie 5% i według najnowszych statystyk firma zajmuje obecnie trzecie lub czwarte miejsce na świecie, jeśli chodzi o najpopularniejszych dostawców smartfonów.
To wszystko stało się w tym samym czasie, kiedy swoją pozycję traciły przedsiębiorstwa, których pozycja wydawała się praktycznie niezagrożona – Nokia, BlackBerry czy HTC, a rynek producentów urządzeń z Androidem zdominowany przez Samsunga niezbyt chętnie przyjmował kolejnych graczy. W jaki sposób Chińczykom udało się wywalczyć swoją pozycję, sprzedając ponad 11 milionów sztuk swoich smartfonów, które już pod koniec zeszłego roku, do pary z tabletami, zapewniły zyski wyższe niż dział komputerów osobistych?
Recepta na ogłoszony wczoraj sukces okazała się teoretycznie dość prosta.
Skupienie się na rynku lokalnym i uwzględnieniu potrzeb oraz możliwości finansowych kupujących w kraju, gdzie urządzenia Samsunga z wyższej półki są zbyt drogie, nie wspominając już o smartfonach Apple. W tym drugim przypadku nawet tańszy iPhone 5c plasuje się raczej w górnej części cenowej hierarchii w tamtych regionach. Nic więc dziwnego, że pierwsze modele, należące do serii LePhone, nie robiły na nas większego wrażenia. Pomijając już niezbyt imponującą specyfikację – celem była przecież niska i średnia półka - Lenovo ograniczyło ich dystrybucję wyłącznie do swojej ojczyzny. Dzięki temu udało się uniknąć sytuacji, w której firma próbowałaby sprostać gustom, oczekiwaniom i możliwościom zakupowym osób z różnych krajów, które nie zawsze pokrywają się z oczekiwaniami chińskich klientów. Nawet teoretycznie „okręt flagowy”, Lenovo K900, wyceniony został na 540$, czyli o prawie 200$ mniej niż początkowo iPhone 5c i około 300$ mniej niż Samsung Galaxy S4, nie wspominając już o iPhone 5s. Podobnie do K900 wyceniony zostanie zresztą nadchodzący wielkimi krokami Vibe X, który (przynajmniej na papierze) nie musi wstydzić się praktycznie niczego w porównaniach z konkurencją.
W rezultacie tak zogniskowanej strategii, Lenovo nieprzerwanie od 13 kwartałów zajmuje drugie miejsce na największym na świecie rynku urządzeń mobilnych, coraz szybciej zbliżając się do liderującego Samsunga. Ogromna niegdyś przewaga koreańskiego giganta stopniała ostatnio do zaledwie 4 „oczek” i przewiduje się, że w ciągu najbliższych 24 miesięcy firmy zamienią się pozycjami.
I choć rozmiar chińskiego rynku pozwala na wspięcie się na globalne podium pod względem sprzedaży, a dobre kontakty z operatorami i umiarkowane ceny gwarantują stabilny wzrost, Lenovo w odpowiednim momencie pomyślało jednak o tym, aby nie polegać wyłącznie na nim. Coraz silniej rozpychają się tam bowiem także inne, mało znane w Europie, jednak niesamowicie popularne lokalnie, chińskie marki takie jak Coolpad (trzecie miejsce z niewielką stratą do Lenovo) czy Xiaomi.
Celem Lenovo nie są jednak od razu Stany Zjednoczone czy Europa.
Według przedstawicieli producenta w pierwszej kolejności nowe smartfony mają powalczyć o popularność w krajach rozwijających się, gdzie będą w stanie zaoferować bogate możliwości w cenie niższej niż chociażby produkty Apple. W ten sposób, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy trafiły one m.in. do Indii, Malezji, Rosji czy Wietnamu, w niektórych przypadkach zdobywając nawet do 5% udziałów. Do końca tego roku zakładane jest wprowadzenie oferty urządzeń mobilnych na 80% rynków rozwijających się, czyli – według wyliczeń Lenovo – do 30 krajów z całego świata. Najtrudniej będzie oczywiście tam, gdzie jest najwięcej do wygrania, jak chociażby w Indiach, gdzie rynek w 90% zdominowali producenci Androida (a więc tego samego systemu, na który stawia Lenovo) i gdzie, podobnie jak w Chinach, do głosu dochodzą lokalni wytwórcy, tacy jak posiadający 22% udziałów MicroMax czy Karbonn 13%.
Co dalej? Tutaj Lenovo zdaje się być konsekwentne w swoim planie rozwoju i do połowy przyszłego roku ma zostać przypuszczony szturm na rynki dojrzałe, czyli właśnie Europę oraz USA. I pojawia się naprawdę poważny problem, który może stanąć na drodze w walce o wyższe niż dotychczasowe lokaty. Taka ekspansja będzie wiązała się nie tylko z gigantycznymi wydatkami na rozbudowę sieci dystrybucyjnej, ale także z koniecznością nabycia lub licencjonowania odpowiednich patentów oraz nawiązania umów partnerskich z dziesiątkami lub nawet setkami operatorów.
Problem ten potwierdza nawet sama firma – podczas październikowej konferencji w Barcelonie, Gianfranco Lanci stwierdził, że rynek telekomunikacyjny w Europie znacząco różni się od tych, na której do tej pory oferowane były produkty Lenovo i od przyjętego do tej pory modelu dystrybucji.
Droga na skróty?
Nic więc dziwnego, że właśnie Lenovo – którego przedstawiciele nigdy nie kryli, że rozważają „pójście na skróty” poprzez przejęcia – wymieniano w gronie potencjalnie najbardziej zainteresowanych zakupem wystawionego kilka miesięcy temu na sprzedaż BlackBerry. Niestety dla Chińczyków, jeśli wierzyć nieoficjalnym doniesieniom, problemem okazał się kanadyjski rząd, niechętny względem takiej transakcji. Ostatecznie więc do zakupu nie doszło, co może oznaczać, że patentów, doświadczenia na rynkach europejskich i amerykańskim, a także kontaktów z operatorami Lenovo będzie musiało szukać gdzie indziej.
Nie można również zapomnieć o tym, że jako producent smartfonów jest poza swoją ojczyzną praktycznie w ogóle nieznany. Większość osób kojarzy go z laptopami czy tabletami, rzadziej komputerami stacjonarnymi, a jak kończyły się próby wejścia na rynek mobilny tylko „na marce” doskonale wiedzą chociażby HP czy Dell. Dość ciekawym rozwiązaniem może w tym miejscu okazać się nazwanie swojej linii telefonów od najlepiej rozpoznawalnej linii komputerów - ThinkPad, choć na razie są to jedynie plotki.
Jaki więc będzie dokładny plan producenta, którego prawie 95% wszystkich telefonów trafia do kieszeni chińskich klientów? Próba przejścia od produkcji wyłącznie tanich i średnio-tanich urządzeń wydaje się całkiem udana, biorąc pod uwagę recenzje K900 czy informacje na temat wprowadzanego właśnie Vibe X, który niestety nie jest przeznaczony ani dla Europy, ani dla USA. Czy walka o klienta będzie polegała na oferowaniu tańszych niż konkurencja modeli o podobnej funkcjonalności czy też strategia firmy będzie zupełnie inna? Biorąc pod uwagę fakt, jak trudno jest się obecnie przebić, a często nawet utrzymać na rynku wypomnianym wcześniej Nokii, BlackBerry czy HTC, Lenovo, mające ambicje zdobyć 10% światowego rynku smartfonów (to prawie tyle, ile obecnie ma Apple) musi mieć prawdziwego asa w rękawie, albo nadal pozostanie dla Europejczyków jedynie ciekawostką.