Proseed miał 350 tys. przychodów w 2012 r., ale nie zarabiał
Udało nam się skontaktować z Igorem Dzierżanowskim, który wczoraj ogłosił zakończenie działalności prowadzonego przez siebie magazynu "Proseed". Igor podał nam kilka ciekawych szczegółów zakończonego już przedsięwzięcia, w tym te najciekawsze - finansowe. Dodaliśmy kilka naszych matematycznych wyliczeń.

Przychody i koszty za rok 2012 wyniosły 350 000 zł, ze stratą rzędu kilku tysięcy zł. Pierwsze trzy kwartały 2013 - proporcjonalnie, na tym samym poziomie. Miesięczne koszty firmy wynosiły około 30 000 zł, z czego 20% stanowiły koszty druku. Zespół składał się z trzech-czterech osób opłacanych regularnie, pozostałe usługi i tworzenie treści były outsourcowane
- mówi nam Dzierżanowski i jeśli dobrze liczymy, to wychodzi na to, że druk kosztował "Proseed" ok 6 tys. zł miesięcznie, a to z kolei oznacza, że zakup treści (łącznie stałych oraz zewnętrznych dziennikarzy) był warty 24 tys. zł. W tym nie było wynagrodzenia Igora, gdyż, jak mówi nam sam zainteresowany:
Sam nie pobierałem wynagrodzenia, bo moja uwaga była skoncentrowana na innych projektach, a ponieważ nadal stawiam sobie cele niezwiązane z rynkiem medialnym nie widzę sensu dalszego poświęcania czasu i energii na projekt, który nie prowadzi do ich realizacji.
Zapytany o liczbę subskrybentów, Igor odpowiada:
7500 aktywnych, z czego około 3500-4000 pobierało miesięcznik, w tym 250 płatnych subskrypcji rocznych w cenie 199 lub 299 zł.
Łatwo więc policzyć, że w najlepszym wypadku przychody ze sprzedaży subskrypcji wyniosły ok 75 tys. zł. Pozostała część przychodów, ok 275 tys. wygenerowana została z reklamy. To z kolei oznacza, że jeden numer "Proseed" sprzedawał reklam za ok 23 tys. zł.
A dlaczego "Proseed" kończy działalność?
Głównie dlatego, że chcę zająć się czym innym. Dalsza działalność wydawnicza nie prowadzi do realizacji moich celów - ani osobistych, ani biznesowych. Proseed był dla mnie hobby i misją, dlatego kiedy osiągnęliśmy to, co planowaliśmy w 2010 roku, dalszy jego rozwój przestał być interesujący. Najtrudniejsze i najciekawsze było budowanie go od zera i tworzenie jego wartości z niczego - bez zewnętrznego wsparcia finansowego, czy znajomości. Właściwie wszystkie kontakty niezbędne do tworzenia treści lub przychodów budowane były organicznie, na drodze biznesowej oferty i modelu win-win. Do pełnego sukcesu zabrakło wprawdzie spektakularnych przychodów, jednak celem Proseeda nigdy nie było generowanie zysku - wystarczało nam działanie na granicy rentowności i świadomość realizacji misji. Po osiągnięciu obecnej pozycji, dalsze budowanie przychodów wymagałoby silnej dywersyfikacji działalności - wydawania oddzielnych publikacji, szukania sponsorów na organizowane eventy czy zwiększania bazy subskrybentów płatnych. To dużo ciężkiej pracy, a poza tym wydaje mi się przeraźliwie nudne.
A czy w ogóle jest przyszłość przed specjalistycznymi e-magazynami w Polsce?
Sądzę, że tak, ale już mnie to zupełnie nie interesuje.