Wrzucił Koziołka Matołka na YouTube, teraz pójdzie do więzienia. I dobrze
Trzeba naprawdę uważać na to, co się wrzuca do Internetu. Wie o tym Paweł S. z Tychów, który umieścił w Internecie dwa pierwsze odcinki „Przygód Koziołka Matołka”. Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, które jest właścicielem filmów zawiadomiła prokuraturę, a ta postawiła uploadera przed sądem.
Do ustalenia tożsamości osoby wrzucającej filmy była potrzebna pomoc amerykańskich służb, gdyż został on wrzucony na amerykańskie serwery. Współpraca udała się, Amerykanie błyskawicznie znaleźli adres IP komputera Pawła S. Prokurator już sporządził akt oskarżenia przeciw Pawłowi S., który teraz odpowie za rozpowszechniania cudzego utworu bez pozwolenia. Grozi za to grzywna lub kara pozbawienia wolności do dwóch lat.
W całym zdarzeniu nie ma nic niezwykłego, prawda? Przynajmniej ja tak sądzę. Pojawiła się osoba, która złamała prawo, organy ścigania znalazły ją i doprowadziły przed oblicze organów sprawiedliwości. Cieszy się prokuratura, cieszy się bielskie studio filmowe, nie cieszy się oskarżony, ale tego nikt się nie spodziewał. Niestety z takiego stanu rzeczy nie cieszy się też dziennikarz portalu gazeta.pl, który zamiast pochwalić prokuraturę za sprawnie wykonaną akcję, zaczął zastanawiać się, czemu nikt tak gorliwie nie zajmuje się sprawami zwykłych obywateli. Czemu musimy bać się bandytów, gdy Policja szuka człowieka, który do Internetu wrzucił dwa filmy animowane. Oczywiście nie zostało to napisane wprost, ale każdy kto przeczytał ów artykuł, domyśli się o co chodzi.
Zastanawiam się, czemu jeszcze pojęcie piractwa jako kradzieży nie zakorzeniło się w naszych głowach. Nadal traktujemy je jako coś niedobrego, ale na co powinno się przymykać oko. Coś jak głośne beknięcie w towarzystwie po wypiciu kilku piw. Niby to niekulturalne, ale mogło się zdarzyć każdemu, normalna reakcja organizmu. Wiele osób myśli, że kopiowanie to nie to samo co kradzież. Można od nich usłyszeć, że przecież gdyby skopiować od kogoś samochód, to nikt by nie stracił. W końcu stary i nowy właściciel mieliby po samochodzie. Osoba tak uważająca nie zauważa jednak, że upadłaby firma, która wyprodukowałaby te samochody. Po co ktoś miałby je kupować, skoro wszystkie byłyby dostępne za darmo?
Sądzę, że przestępców (tak, przestępców, nie bójmy się tego słowa) trzeba karać konsekwentnie i przykładnie. Oczywiście należy pamiętać o tym, żeby kara była proporcjonalna do popełnionych czynów. Dlatego jeśli ktoś raz czy dwa wrzucił do Internetu cudzy film, powinien zostać najpierw pouczony, a następnie zapłacić drobną grzywnę. Wraz z każdym kolejnym wrzuconym filmem/grą/książką wymiar kary powinien rosnąć aż sięgnie pójścia do więzienia. Nie powinno być żadnej taryfy ulgowej, ani rozpatrywania w pierwszej kolejności spraw, w których ktoś stracił fizyczną własność. W końcu żyjemy w czasach, gdy nawet większość pieniędzy jest wirtualnych. Skoro kradzież pieniędzy z konta jest poważnym przestępstwem, czemu inaczej mamy traktować skopiowanie gry czy filmu?
I tak wszyscy piraci powinni się cieszyć, że polskie prawo pozwala na ściąganie muzyki i filmów i zakazuje jedynie udostępniania multimediów. To daje spore pole manewru nieuczciwym użytkownikom, więc chociażby z poczucia czystej przyzwoitości mogą oni przynajmniej przestrzegać prawa, jakie obecnie mamy. W końcu zarabiamy coraz więcej, serwisy streamingowe mają coraz szerszą ofertę, a kupno gry czy filmu raz na jakiś czas nie powinno być dla nikogo problemem. W końcu nie trzeba grać i oglądać samych nowości. Sam jako skąpiec często korzystam z oferty VOD.pl czy ipli, gdy chcę obejrzeć film za darmo lub za grosze. Po prostu lepiej czuję się z tym, że nabywam coś legalnie.
Jednak bielskie studio filmowe też powinno wynieść naukę z tej sytuacji i wypuścić odcinki Koziołka Matołka do sieci samodzielnie. Sądzę, że formuła tej bajki trafiłaby także do obecnych dzieci (sam lubiłem go oglądać!), gdyż jest uniwersalna. Wówczas studio mogłoby zarabiać na reklamach, bo umówmy się, teraz mało kto kupuje bajki na płytach DVD lub Blu-Ray. Po swoich znajomych widzę, że o wiele częściej dzieci oglądają je na YouTubie, serwisach streamingowych lub niestety z nielegalnych źródeł, z których bajki pozyskują rodzice. Taki ruch sprawiłby, że można by nieco wypromować polską animację i przekonać do nich obecne pokolenie wychowujące się na Teletubisiach i anime.