Armia Korei Północnej to relikt z czasów zimnej wojny. Nie ma się czego bać
Korea Północna właśnie wypowiedziała wszystkie pakty o nieagresji Korei Południowej i Stanom Zjednoczonym, powodując niepokój wielu osób. Czy to po prostu groźby, czy może wstęp do wojny? Tego nie wiemy, ale postanowiłem sprawdzić, czy jest się czego bać. Czy Korea Północna faktycznie może zagrozić światu? Czy ma na tyle potężną armię?
Korea Północna przez 10-20 lat stawiała na strategię asymetrycznego rozwoju. Oznaczało to skupienie się na elementach gospodarki wojennej, pod względem których Korea Południowa jest gorsza od swojego sąsiada lub oba kraje są na podobnym poziomie rozwoju. Jedna z części tej strategii to łodzie podwodne, których w Korei Północnej jest aż 70, z czego 20 to łodzie typu Romeo, zaś kolejne 20 to okręty typu Shark. Dla porównania, Korea Południowa ma tylko 10 okrętów podwodnych. Co prawda, oprócz tego mają zwykłe okręty oraz samoloty zwiadowcze P-3C Orion, które mogą wykrywać łodzie, jednak nawet przedstawiciele Korei Południowej mówią, że ich skuteczność nie będzie większa niż 50%.
Jeśli chodzi o artylerię Korei Północnej, to składa się ona głównie z wyrzutni dalekiego zasięgu, włączając to haubice o kalibrze 170 milimetrów oraz wyrzutnie rakiet o kalibrze 240 milimetrów. Oprócz tego Północ ma ponad 1000 rakiet balistycznych, z czego większość opiera się na technice sowieckiej z połowy lat 80-tych. Mogą one przelecieć 900 kilometrów razem z toną ładunku. Aktualny spis artylerii Korei Północnej możecie znaleźć pod tym adresem. Według innych źródeł w skład wyposażenia koreańskiej armii wchodzi: 4060 czołgów, 2500 transporterów opancerzonych, 17900 stanowisk artylerii (w tym moździerzy) i 11000 stanowisk obrony przeciwlotniczej.
Marynarka wojenna KAL posiada 915 jednostek pływających różnego typu. Ponadto w lotnictwie służy 1748 statków powietrznych. W skład arsenału północnokoreańskiej armii wchodzi także około 10 tysięcy pocisków przeciwpancernych i ręcznych systemów obrony przeciwlotniczej. Wiele ze wspomnianych wcześniej wyrzutni jest skierowanych na Seul i inne południowokoreańskie miasta. Gdyby wojna się rozpętała, wszystkie one zostałyby wypuszczone i 100 000 osób zginęłoby w czasie pierwszej godziny.
Jeśli chodzi o siły powietrzne, to służy w nich około 110 tys. Ludzi. Używany przez nich arsenał to ponad 525 myśliwców, 80 bombowców, ok. 318 samolotów transportowych, 218 szkolnych i treningowych, 30 samolotów różnego typu m.in. MiG-29 i około 60 MiG-23 „Flogger”. Większość z nich pochodzi z Chin i ZSRR, ale znalazły się tu też modele polskie, czechosłowackie, a nawet amerykańskie. Łączna liczba maszyn przekracza 1000, co przewyższa zasoby armii Korei Południowej, ale warto pamiętać o tym, że Korea Południowa dysponuje najnowocześniejszym sprzętem, który mógłby zniwelować tę różnicę.
Jednak największym atutem Korei Północnej jest liczebność armii. Należy do niej 1 200 000 osób. Jest to liczba niewiele mniejsza niż armia Stanów Zjednoczonych, w której służy ponad 1 400 000 osób. 88-200 tysięcy żołnierzy (zależnie od informacji) należy do sił specjalnych. Jednak to nie wszystko, w razie wojny Korea Północna mogłaby zaciągnąć do armii ogromną część mężczyzn, na skutek czego jej liczebność mogłaby wzrosnąć do 9 milionów. Co prawda w większości byliby to kiepsko wyszkoleni i jeszcze gorzej wyposażeni żołnierze, ale trzeba przyznać, że liczebność ta robi wrażenie. Korea Północna ma najwyższy współczynnik militaryzacji społeczeństwa na świecie (liczba żołnierzy na tysiąc mieszkańców kraju).
Kolejna mocna strona Korei Północnej to wyjątkowo bliskie położenie od granicy Seulu, stolicy Korei Południowej, w którą jest wycelowana duża część reżimowej artylerii. Wszyscy zdają sobie sprawę, że zaatakowanie Korei Północnej spowodowałoby niemal natychmiastowe unicestwienie stolicy jej południowego sąsiada. Wojna koreańska zapewne nie dotknęłaby Europy czy USA z prostego powodu: Korea Północna najprawdopodobniej nie jest w stanie zbudować rakiety, która przeleci 10 000 kilometrów i uderzy w USA lub Europę. Z kolei uderzenie na bliższe państwa, takie jak Chiny czy Rosja nie ma sensu. Do niedawna tylko one dbały o interesy dynastii Kimów. Jedynym krajem, który może ucierpieć jest tak naprawdę Japonia, spod której jarzma wyzwoliła się Korea w 1945 roku.
Ostatni, najczęściej wspominany atut Korei Północnej to posiadanie od 6 do nawet 9 bomb atomowych o mocy zbliżonej do tych użytych w Hiroszimie (15 kiloton). Jednak ze względu na małą liczbę i niską skuteczność rakiet międzykontynentalnych trudne będzie ich przetransportowanie do USA, nie mówiąc już o precyzyjnym uderzeniu w dany cel. Oznacza to, że dzisiejszej prowokacji nie należy traktować jak oczywistej groźby.
Zapewne zastanawiacie się, skąd taki biedny kraj (15 razy biedniejszy od Polski) ma pieniądze na tworzenie broni jądrowej i utrzymanie tak drogiej armii. Otóż według ekspertów Korea Północna na armię przeznacza 25-32% swojego PKB (oficjalne dane mówią o 16%). Dla porównania w krajach Europy Zachodniej jest to wydatek rzędu 0,9-2,5%. Oznacza to, że niezależnie od głodujących ludzi, postępującego kanibalizmu i stale pogarszających się warunków życiowych Korea Północna będzie mieć pieniądze na rozwój armii i trzymanie się idei dżucze, według której kraj powinien być samodzielny i niezależny od innych.
Krótko mówiąc, Korea Północna to groźny kraj, ale tylko w swoim regionie. Ze względu na zacofanie armii nie musimy się bać o to, że ewentualne starcie będzie mieć wpływ na Polskę, chyba że mówimy tu o gospodarce, a nie bezpośrednich, namacalnych stratach. Scenariusz gry Homefront nie urzeczywistni się, co do tego można być pewnym.