Losy wyszukiwarki Google już jutro w rękach ETS
Już jutro Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej podejmie bardzo ważne decyzje, które mogą decydować o przyszłości wyszukiwarki Google, a co za tym idzie - nie ma się co oszukiwać - całego internetu.
Wszystko rozpoczęło się od pewnego Hiszpana, którego historię, zaległości finansowe i wynikający z tego fakt licytacji opisała jedna z gazet z Półwyspu Iberyjskiego - także w swoim internetowym wydaniu. Hiszpan po jakimś czasie uregulował długi i zgłosił się do gazety z prośbą o usunięcie kompromitujących go materiałów, argumentując między innymi tym, że sprawa jest już dawno nieaktualna. Spotkał się jednak z decyzją odmowną. Również interwencje u stosownych organizacji nie pomogły, gdyż te argumentowały to prawidłowym działaniem mediów, które informowały o zbliżającej się licytacji. Sprawę szczegółowo opisuje serwis Wyborcza.biz.
Ponieważ po wpisaniu w internetowej wyszukiwarce jego imienia i nazwiska, ta na pierwszym miejscu wyświetlała właśnie opis niechlubnej sytuacji, w ostateczności pechowiec zdecydował się szukać pomocy u hiszpańskiego oddziału Google. W swojej sprawie był wspierany przez tamtejszy odpowiednik GIODO i tym razem organizacja była zdecydowanie bardziej chętna do współpracy. Lokalne sądy nie wiedziały jednak jak do końca potraktować całą sprawę, w związku z czym, zgodnie z obowiązującą praktyką, zwróciły się z prośbą o opinię ETS-u.
Hiszpanie już jakiś czas temu zdecydowali się zakwestionować internetowy ład funkcjonujący od mniej więcej dekady - to co pojawi się w internecie, zostaje nim na zawsze. Tamtejsza organizacja zajmująca się ochroną danych osobowych postanowiła wejść w spór prawny z Google, a konsekwencje tej rywalizacji jak to w przypadku orzeczeń Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości zwykle bywa, rozciągną się na teren całej Unii. Kluczem do rozważań Trybunału ma być między innymi próba znalezienia odpowiedzi czy działalność Google opiera się na określonym w dyrektywie przetwarzaniu danych i czy Google jako samodzielny podmiot jest administratorem treści znajdujących się w obrębie wyszukiwarki. Trybunał będzie również debatować nad "prawem do bycia zapomnianym", czyli możliwością usunięcia samego siebie z wyników Google.
Decyzja ETS może mieć charakter precedensowy i na pewien czas ustalić reguły, wedle których funkcjonuje współczesny internet. Amerykańskie firmy miewają problemy z posłusznym respektowaniem postanowień Trybunału Sprawiedliwości, który trzyma je za zęby o wiele surowiej od jankeskich odpowiedników. Z drugiej strony historia pokazuje, że ostatecznie niemal zawsze ulegają przestraszeni wizją banicji na jednym z najważniejszych rynków świata.
Nawet gdyby, co jest bardzo niepewne, ETS wydał orzeczenie precedensowe i zmusił Google do kontroli i moderacji treści wskazywanej przez wyszukiwarkę, byłoby to rozwiązanie jedynie na krótką metę. Z czasem w tej materii powinno powstać bowiem jednolite europejskie ustawodawstwo, co też nie będzie zadaniem prostym. Po pierwsze - ciężko stworzyć dobre i stabilne prawo w obliczu tak dynamicznie zmieniającego się sektora życia publicznego.
Po drugie - trudno stworzyć prawo, które ani trochę nie będzie sztuką kompromisu ze strony społeczeństwa. Społeczeństwa domagającego się ochrony własnych praw, ale nie kosztem własnej wolności i prywatności. To zadanie na najbliższych kilka lat dla najwybitniejszych europejskich jurystów, a nawet wtedy nie będą mieli pewności, że internet znów nie poprowadzi tłumów na barykady.