iRocznica. Jak zapragnąłem uczcić rocznicę śmierci Steve'a Jobsa.
Dziś mija dokładny rok, od ogłoszenia o śmierci wizjonera Apple. Od tamtej pory na całą firmę trzyma w ręku Tim Cook, którego decyzje wzbudzają wiele kontrowersji. Niektórzy wróżą, że Apple się stacza i traci swoją innowacyjną moc. Powiem szczerze, że ja osobiście w to nie wierzę i myślę, że już wkrótce zobaczymy coś co wszystkich zaskoczy.
Ale wracając do tematu, stwierdziłem, że muszę w jakiś sposób uczcić osobę, która sprawiła, że dziś tu piszę. To właśnie dzięki urządzeniom z nadgryzionym jabłkiem, zacząłem interesować się technologiami i stały się moim hobby. Wszystko zaczęło się od pierwszego iPhone'a, którego tata przyniósł mi z pracy i właśnie dlatego wybrałem to urządzenie do wykorzystania w moim przedsięwzięciu.
Mój stary iPhone był wyzerowany, więc powinienem ponownie wszystko wgrać, lecz zmieniłem zdanie i wrzuciłem symbolicznie płytę Beatlesów (jeden z ulubionych zespołów Jobsa) i ściągnąłem kilka programów z App Store. Było to nie lada sztuką, gdyż dość stary soft uniemożliwił mi ściągnięcie moich ulubionych programów, przez co musiałem się zadowolić tandetnymi odpowiednikami. Sam system działał wyjątkowo dobrze, choć nie tak jak na najnowszym telefonie, ale nic się nie zacinało i wszystko chodziło płynnie (no, może oprócz wczytywania stron).
Cały dzień upłynął dość przyjemnie. Webowy klient Twittera działał jak należy, a aplikacja do RSSów, która ledwo dawała radę na iOS 3.0, też nie była najgorsza i nawet udało mi się zapisać kilka artykułów w Pockecie. Zaskoczyłą mnie także szybkość internetu mobilnego.
Pierwszy model iPhona nie miał modułu 3G, bez którego dziś nie wyobrażamy sobie telefonu. Mimo tego Edge działał sprawnie i wydaje mi się, że Safari chodziło wolno nie dlatego, że nie było szybkiego internetu, lecz po prostu przeglądarka w tej wersji softu nie jest zoptymalizowana pod dzisiejsze strony. Za to aplikacja Map ładowała się szybko i można ją było spokojnie używać.
Sam telefon przypomina mi od razu czasy, gdy po raz pierwszy przyniosłem go do szkoły. Był to szczyt lansu w tamtych czasach, ale niestety one przeminęły i gdy dziś pokazałem się z moim pierwszym prawdziwym telefonem, znajomi mnie wyśmiali. Nie było to miłe i niestety wszyscy to najwięksi z możliwych hejterów, więc obojętne czy byłby to iPhone 2G czy 4S, to i tak zachowali by się tak samo.
Podsumowując, to przedsięwzięcie przypomniało mi stare czasy, gdy system i symbol z tyłu urządzenia nie grały takiej roli jak dziś. Były to dobre czasy, które już zapewne nie powrócą i będziemy musieli trwać w okresie ciągłego hejtu obu stron.
P.S. Jeśli uważacie, że przesadziłem trochę ze swoim fanbojstwem - Proszę! Napiszcie mi o tym.