Dragon Age III? Nie chciałbym być w skórze BioWare
Znacie to uczucie, gdy napiszecie najlepszą notkę w historii Spider's Web, a pisać dalej trzeba? Cóż, ja znam... W podobnej sytuacji jest, myślę, BioWare, które swoje najlepsze gry robiło dekadę temu. A robić dalej trzeba. Dragon Age to gra pod tym względem wyjątkowa, bo niewątpliwie pełne zdolnych ludzi studio musi równać się z legendą, którą sami stworzyli. Ewidentnie mają jakiś kompleks Baldur's Gate.
Dragon Age, szczególnie pierwszy, to seria bardzo ciepło przyjmowana przez graczy i prasę. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że wynika to bardziej z ubożejącego ostatnio rynku RPG. Wprawdzie nie tak dawno temu pojawił się Risen 2, wcześniej Wiedźmin 2 czy Skyrim, ale ktoś mógłby zanucić nawet "bo prawdziwych RPG-ów już nie ma". Albo do tych standardowych wplata się liczne elementy zręcznościowe, albo gry akcji ubarwia elementami RPG. To oczywiście nie reguła, jedynie tendencja.
Dragon Age w swoich założeniach miał przywiać w naszym kierunku nieco "starej szkoły" dla tych wszystkich brodatych gości, którzy uwielbiają kilka godzin porównywać ze sobą dwa pancerze. I rzeczywiście w sporej mierze tak było. Mimo ciepłego przyjęcia osobiście uważam jednak, że Początek był bardzo nierówną grą - masę atutów przesłaniały liczne wady takie jak ograniczenia w eksploracji świata, koszmarna wręcz liniowość czy - choć starania były wielkie - mimo wszystko brak tej "epickości". Momentami można było odnieść wrażenie, że twórcy chcą aż za bardzo. Solidna siódemka z plusem w spiderswebowej skali oceniania gier.
Rozochoceni Jade Empire czy Mass Effect twórcy zdecydowali się stworzyć własny świat, który miał swoją mitologię, ciekawy wątek rywalizacji magów i templariuszy oraz najlepszą w historii gier wizję maga (mistyczny wojownik + mag krwi = wow!), z której zresztą z czasem się wycofano. Jeśli jednak przypomnimy sobie zawodowe systemy, w których rozgrywały się "Baldury" czy "Neverwintery", całość - mimo wszystko - rozczarowywała swoim ubóstwem, brakiem trzeciego planu i zapożyczeniami z niemalże banałów literatury fantastycznej. Dragon Age przy bliższym kontakcie okazywał się trochę jak serial Lost, który oglądało się przez kilka sezonów z zapartym tchem, by na końcu i tak nieskładny scenariusz skoncentrował się wokół jakiegoś, kurczę, źródełka.
Dragon Age II zrzucał nas w zupełnie nowy region z (niemal) zupełnie nowymi bohaterami. Przekreślał w zasadzie cały dorobek pierwszej części Dragon Age. Porównywanie tych dwóch gier to jak porównywanie ostatniego Call of Duty z Battlefield. RPG z ambicjami zamienił się w sieczkę na kształt Mass Effect 2, choć fani gier fantasy są w tej kwestii zdecydowanie bardziej konserwatywni, chcą godzinami liczyć parametry i wypróbowywać dziesięć taktyk na przeciwniku. Fabularnie "dwójka" nie poruszała żadnej istotnej tematyki, stanowiąc częściowe rozwinięcie dalszych wątków, a częściowo - mam nadzieję - preludium wydarzeń z Dragon Age III. Mam nadzieję, ponieważ w przeciwnym wypadku Hawke'a i jego ekipy po prostu nigdy mogłoby nie być.
Czy gra oparta na dwóch filarach, gdy jeden jest "w porządku", a drugi raczej mizerny, ma szanse na sukces? Są takie serie, które po mizernym starcie odbiły się w bardzo dobrym kierunku - np. Assassin's Creed. Obawiam się jednak, że Dragon Age III, niezależnie od deklaracji o wysłuchiwaniu i braniu sobie do serca opinii graczy, nigdy nie będzie RPG-iem wybitnym.
I żeby była jasność - nie stanowi to najmniejszego problemu. Historia gier widziała setki gorszych RPG-ów od serii Dragon Age. Mówimy jednak o twórcach Baldur's Gate, Neverwinter Night czy Knights of the Old Republic. Ostatnio na polu role play'ów bezlitośnie wręcz tyłek skopała im produkcja małego studia z Warszawy, które w życiu zrobił dwie gry. Cały czas nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszystkiemu nie sprzyja nieco mariaż z EA. Niezależnie od tego, BioWare, przestań produkować wybrakowane gry i sprzedawać do nich hurtowo DLC, bierz się do roboty.
Ps. A najlepszą grą w uniwersum Dragon Age, był chyba dodatek pod tytułem Przebudzenie. Krótko, ale najkonkretniej.