REKLAMA

Good App / Bad App. Co odróżnia dobrą aplikację od kiepskiej? (Na przykładzie czytników RSS)

Nie każda aplikacja musi być innowacyjna, aby stać się popularną. Wiele z nich z pozoru nie powinno się zbytnio od siebie różnić — skoro dostarczają tę samą treść, bazują na tych samych usługach, tym samym API, a zasada ich działania nie należy do najbardziej wyszukanych, to czym mogą nas zaskoczyć? Okazuje się, że niektóre potrafią, w najbardziej nieoczekiwanym momencie, wytrząsnąć niejednego asa z rękawa.

Good App / Bad App. Co odróżnia dobrą aplikację od kiepskiej? (Na przykładzie czytników RSS)
REKLAMA

Ze źródeł RSS zacząłem korzystać jeszcze przed powstaniem Google Readera — wtedy w agregacji treści z moich ulubionych stron pomagał mi Bloglines. Tego typu czytniki były bardzo prostymi aplikacjami nie dysponującymi zbyt dużym arsenałem opcji. Takie (old-shool'owe) podejście pozostało mi do dziś, dlatego idea aplikacji bazujących na 'curation' nigdy specjalnie do mnie nie przemawiała.

REKLAMA

Co taki algorytm może wiedzieć o tym, co dla mnie dobre? Wypilibyśmy kilka piw, pogadali po męsku, wymienili się mailami — wtedy mógłby mi od czasu do czasu kilka linków do śmiesznych zdjęć kotów wysłać, ale dopóki Skynet nie przestanie się ociągać, może nie być ku temu okazji. Do tego czasu pozostanę kowalem własnego losu i listę RSSów komponować będę własnoręcznie!

Zaglądanie do Google Readera (zazwyczaj za pośrednictwem aplikacji gReader Pro dla Androida) stało się dla mnie swoistym rytuałem. Każdego dnia odwiedzałem serwis dwukrotnie — rano i wieczorem. Rzadko zdarzało się, abym namiętnie co chwilę sprawdzał, czy pojawiły się nowe newsy. Lista źródeł zawsze była przeze mnie starannie pielęgnowana, zawsze uporządkowana, odpowiednio wyselekcjonowana. Ostatnimi czasy zauważyłem, że więcej źródeł usuwam, aniżeli dodaję. Kierowałem się chęcią ograniczenia natłoku informacyjnego. To jednak niedawno uległo zmianie.

REKLAMA

Pojawiła się spora aktualizacja Feedly i cały mój uporządkowany (ascetyczny niemalże!) świat RSSów stanął do góry nogami. Nagle zrobiłem się głodny informacji, zacząłem do aplikacji zaglądać niemalże co godzinę, a gdy okazało się, że nowych newsów jest zdecydowanie zbyt mało, aby zaspokoić mój apetyt, zacząłem poszukiwania nowych źródeł. Zaniechałem nawet stosowania swoich rygorystycznych zasad odnośnie nazewnictwa i porządku w folderach — chciałem po prostu czytać i korzystać z aplikacji!

Co w takim razie sprawia, że aplikacje, których jedynym zadaniem jest prezentacja tych samych treści, różnią się od siebie do tego stopnia, że korzystanie z jednej jest męczarnią, a z drugiej czystą przyjemnością? Bazują przecież na tej samej zasadzie, podobnych możliwościach, a 'user experience' jest wręcz nieporównywalny. Dobra aplikacja, poza przyjemnym wyglądem oraz łatwością i jasnością obsługi, musi mieć to "coś", a czym to "coś" jest, to już kwestia naszych osobistych preferencji. Jak myślisz, co odróżnia dobrą aplikację od kiepskiej?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA