REKLAMA

Czemu kupowanie laptopa przypomina wybór samochodu

24.07.2012 21.21
Czemu kupowanie laptopa przypomina wybór samochodu
REKLAMA
REKLAMA

Nie ukrywajmy – pewna epoka komputerów minęła. Od szafek zajmujących pokoje, przez Commodorki i rupiecie rodem z sali z informatyki po blaszaki, którego każdy miał/ma. Nadeszło nowe, mobilne, lekkie, skrojone pod użytkownika. Mowa tu o smartfonach/tabletach/laptopach. Jaka jest istotna różnica między nimi a poprzednikami z tamtej zamierzchłej epoki? Coraz mniej mamy ingerencji w oprogramowanie oraz hardware.

Powoli odchodzą piękne czasy, gdy nagrywało się audycje z radia, aby mieć grę…

Gdy grzebało się w konsoli i kombinowało w plikach…

Gdy dokupywało się nowy procesor z kartą graficzną, aby nasz blaszak mógł pociągnąć trochę dłużej…

To właśnie przypomina złote czasy motoryzacji. Gdy linkę samemu się naciągało, po holowanie dzwoniło się do szwagra, a przy silniku dłubało się z grupą dziwacznych ekspertów po samochodówkach. Stare wygi doceniają możliwość ingerencji w komponenty swojego rupiecia. To łączy nerdów wymiatających w MS-DOSie i poczciwych panów mających władzę nad swoimi czterema kółkami.

Teraz jest inaczej.

Jak to wygląda w sferze ‚komputerowej’? Obecnie panuje ciśnienie na mobilność i zamknięcie systemów. Laptopy można wciąż rozbudowywać, ale jest to coraz trudniejsze, a czasem niemożliwe(nowe Maki). Tabletów i smartfonów z racji oczywistej nie ‚dopakujemy’ kością RAM czy nowym procesorem. A systemy? Choć Android dalej jest otwartym systemem, Google coraz mniej przychylnym okiem patrzy na roota i kombinowanie w software, które prowadzi często do strat spółki(niekupowanie aplikacji na Google Play). Pisanie aplikacji jest coraz bardziej utrudniane, gdyż każda musi być odpowiednio scertyfikowana i spełniać warunki sklepów na danych systemach. Oczywiście trzeba wspomnieć, że Windows trzyma się dalej, a uruchomienie nieautoryzowanych aplikacji na Androidzie i iOS jest możliwe, ale w przypadku dwóch ostatnich wymaga to – podstawowej – acz pewnej wiedzy informatycznej. Z tym pierwszym też będzie coraz trudniej – Microsoft ze swoim Marketplace wywęszył łatwy zysk na wygodnickich i casualach, którzy wejdą w pierwszą lepszą zakładkę w systemie, podepną kartę i zapłacą grosze, aby mieć święty spokój.

Podobnie ma się rzecz z samochodami.

Dłubanie jest mocno utrudnione, gdyż producenci dla ‚naszego’ bezpieczeństwa robią zabezpieczenia, których obejście nierzadko jest ciężkie. Cacka są dopasione elektroniką, która lubi się psuć, a na to tylko czekają głodni mechanicy z autoryzowanych(a jak!) serwisów. No i w ogóle kiedyś to się mniej psuły, nie to co dzisiaj… A my staliśmy się bardziej wygodniccy. Gdy samochód się zepsuje, wysyłamy go do ekspertów za grube pieniądze, ‚bo coś zepsujemy i będzie bieda’. A za to płacimy, i płacimy, i płacimy…

Wtedy nadchodzi moment kupna laptopa. Takiego, wiecie, fajnego i szybkiego. Nie jakiśtam rupieć z marketu za 1500 zł. Taki godny nas, naszej pracy, tego co na nim stworzymy. Jak to w dzisiejszych czasach bywa, rozpoczyna się wielodniowe ślęczenie na różnych forach internetowych, gdzie zobaczymy niejedną bitwę fanbojów oraz ekspertów, którzy polecą konkretny model, bo tylko ten mają.

Nie ukrywam, sam to przeżyłem i w sumie dalej to trwa. Czytanie o tym, że do gier ten i ten, do pracy ten. Że generalnie to lepiej Linuksa postawić, chyba że chcesz pociupać w Batelfilda trzy, to wtedy Windows. A przy okazji to Apple sux i koniec kropka.

Co rozumiem przez laptopa wyższej klasy?

Niech ma procesor Intela nowej generacji, przynajmniej i5. 4 GB RAM to minimum. Grafika nieistotna, bo i tak nie gram. Wolę zamiast tego solidną obudowę, złącza USB 3.0 i dobry dysk. Jeśli ma być zwykły, to niech będzie pojemny. Mile widziany SSD, dla niego mogę się poświęcić na te 128 GB i kupno zewnętrznego. Komputer ma być stabilny jak skała i mieć wytrzymałą baterię, bo będzie przenoszony nieraz. Wygląd jest sprawą drugorzędną.

Tak go właśnie widzę. Wykorzystywany do różnych rzeczy – od pracy na arkuszach i w programie graficznym, po surfowanie po sieci przy dużej ilości kart, po relaks w postaci filmu i muzyki. Słowem – kombajn, ale z delikatnym naciskiem na pracę, bo kto wie, co będę musiał (dziwnego) na nim uruchomić. Z tego co widzę, byłby to dzisiejszy ‚ultrabook’ – lekki, wydajny.

Niestety, w takim wypadku będzie konfrontacja, której chciałem uniknąć. Tej z smartfonów. iOSa i Androida. W tym przypadku – Windowsa/Linuxa i OSXa.
Ale mniejsza z wyborem, powróćmy do tematu – czemu aktualnie wybór laptopa jest równie dramatyczny, jak kupno samochodu? Nie ukrywajmy – Windows w Polsce ma się bardzo dobrze, a Macintoshe to raczej margines. Ten pierwszy wygrywa dzięki ‚składakom’, których pełno w kraju nad Wisłą. W tym bardziej high-endowym segmencie również prowadzi. Dla mnie, osoby która robi rozpoznanie na obie osie Windows/Mac niewiele się dowiem na temat tego drugiego. No, może prócz paru popularnych haseł, których przytaczać raczej nie warto. Dla równowagi dostaję zimny prysznic na zagranicznych forach, gdzie dowiaduję się o tym, że każdy profesjonalista używa Macbooka do ‚tworzenia’, które jest o wiele łatwiejsze. No i generalnie to posiadanie go to należenie do śmietanki IT, a ‚plastikowe laptoki’ z Windą są dla ubogich i nie warto się nimi interesować.

A więc stało się. Rynek komputerów się skomercjalizował, posiadanie komputera takiego a siakiego daje nam przynależność. Podobnie jak z samochodami, tyle że przeszły ten etap dawno temu i kupno Mercedesa to prestiż, a Fiata to ekonomiczność i praktyczność.

Pozwolę sobie na całkowicie subiektywny podział, za który proszę mnie nie krzywdzić! Być może niektórzy zgodzą się, a inni nie.

Wszelkie laptopy z Windowsem do tych 4000 zł to klasa średnia. Cena jest przyzwoita, a możliwości spore. Mogą służyć do grania, tworzenia, jak i surfowania. Wymieniać podzespoły można, ich konstrukcja jest przyzwoita, choć często trochę plastikowa. Bateria niestety nie trzyma długo, a matryce są niezłe. System każdemu dobrze znany, czasem lubi chrupnąć i się zwiesić, ale generalnie daje radę. Taka Toyota Yaris. Również w niej trochę podłubiemy, cena atrakcyjna, a i w teren pojedziemy, na wakacje, po autostradzie też przygrzejemy.

Z kolei Maki to klasa wyższa. Cena jest spora, a wymieniać nie ma za bardzo czego, bo wszystko jest spasowane pod konkretny model. Co najwyżej dodamy RAM i wymontujemy napęd aby dać dysk SSD. Za to konstrukcja jest lekka i bardzo solidna. Matryca wysokiej jakości, choć niestety zwykle ‚lustro’. Komfort z korzystania duży, bo wszystko śmiga i jest gotowe od pierwszego uruchomienia. Bateria trzyma całkiem długo. Takie Porsche albo inne auto sportowe. Jest drogie, ale korzystanie to przyjemność. Niewiele do powiedzenia w kwestii naprawiania i dłubania. Skrojone pod jeden, konkretny cel – szybkość.

Ktoś powie: „to ja mogę wmontować do swojego Mondeo silnik Porsche i też będzie szybkie!” Tylko niewielu tak robi. Czemu? Bo ostatecznie koszta okazują się większe… no cóż, każdy chce mieć chyba piękne, szybkie sportowe autko, prawda?

Podobnie jest z tego co widać z Makami. Ich szybkość i stabilność jest lepsza z racji dopasowania komponentów i systemu od producenta, więc wszystko się ładnie zazębia. Tu Windows może dogonić Macbooka lepszymi bebechami, np. lepszy procesor, czy więcej RAM. Ok. Potem ekran. Te w Makach są bardzo dobre. Aby mieć taki w laptopie z Windowsem, będzie trochę trudniej. Trzeba będzie znaleźć Della, najlepiej z matrycą IPS. A te już kosztują jak Maki. No i wtedy jeszcze kwestia solidnej obudowy i baterii, i okaże się, że takiego laptopa z Windą nie znajdziemy, albo będzie nawet droższy(vide nowe ultrabooki Samsunga z serii 9).
Nie ukrywajmy – pewna epoka komputerów minęła. Od szafek zajmujących pokoje, przez Commodorki i rupiecie rodem z sali z informatyki po blaszaki, którego każdy miał/ma. Nadeszło nowe, mobilne, lekkie, skrojone pod użytkownika. Mowa tu o smartfonach/tabletach/laptopach. Jaka jest istotna różnica między nimi a poprzednikami z tamtej zamierzchłej epoki? Mamy coraz mniej możliwości ingerencji w oprogramowanie oraz hardware.

Powoli odchodzą piękne czasy, gdy nagrywało się audycje z radia, aby mieć grę…

Gdy grzebało się w konsoli i kombinowało w plikach…

Gdy dokupywało się nowy procesor z kartą graficzną, aby nasz blaszak mógł pociągnąć trochę dłużej…

To właśnie przypomina złote czasy motoryzacji. Gdy linkę samemu się naciągało, po holowanie dzwoniło się do szwagra, a przy silniku dłubało się z grupą dziwacznych ekspertów po ‘samochodówkach’. Stare wygi doceniają możliwość ingerencji w komponenty swojego rupiecia. To łączy nerdów wymiatających w MS-DOSie i poczciwych panów mających władzę nad swoimi czterema kółkami.

Teraz jest inaczej.

Jak to wygląda w sferze ‚komputerowej’? Obecnie panuje ciśnienie na mobilność i zamknięcie systemów. Laptopy można wciąż rozbudowywać, ale jest to coraz trudniejsze, a czasem niemożliwe(nowe Maki). Tabletów i smartfonów z racji oczywistej nie ‚dopakujemy’ kością RAM czy nowym procesorem. A systemy? Choć Android jest dalej otwarty, Google coraz mniej przychylnym okiem patrzy na roota i kombinowanie w software, które prowadzi często do strat spółki(niekupowanie aplikacji na Google Play). Pisanie aplikacji jest coraz bardziej utrudniane, gdyż każda musi być odpowiednio scertyfikowana i spełniać warunki sklepów na danych systemach. Oczywiście trzeba wspomnieć, że Windows trzyma się dalej, a uruchomienie nieautoryzowanych aplikacji na Androidzie i iOS jest możliwe, ale w przypadku dwóch ostatnich wymaga to – podstawowej – acz pewnej wiedzy informatycznej. Z tym pierwszym też będzie coraz trudniej – Microsoft ze swoim Marketplace wywęszył łatwy zysk na wygodnickich i casualach, którzy wejdą w pierwszą lepszą zakładkę w systemie, podepną kartę i zapłacą grosze, aby mieć święty spokój.

Podobnie ma się rzecz z samochodami.

Dłubanie jest mocno utrudnione, gdyż producenci dla ‚naszego’ bezpieczeństwa robią zabezpieczenia, których obejście nierzadko jest ciężkie. Cacka są dopasione elektroniką, która lubi się psuć, a na to tylko czekają głodni mechanicy z autoryzowanych(a jak!) serwisów. No i w ogóle kiedyś to się mniej psuły, nie to co dzisiaj… A my staliśmy się bardziej wygodniccy. Gdy samochód się zepsuje, wysyłamy go do ekspertów za grube pieniądze, ‚bo coś zepsujemy i będzie bieda’. A za to płacimy, i płacimy, i płacimy…

Wtedy nadchodzi moment kupna laptopa. Takiego, wiecie, fajnego i szybkiego. Nie jakiśtam rupieć z marketu za 1500 zł. Taki godny nas, naszej pracy, tego co na nim stworzymy. Jak to w dzisiejszych czasach bywa, rozpoczyna się wielodniowe ślęczenie na różnych forach internetowych, gdzie zobaczymy niejedną bitwę fanbojów oraz ekspertów, którzy polecą konkretny model, bo tylko ten mają.

Nie ukrywam, sam to przeżyłem i w sumie dalej to trwa. Czytanie o tym, że do gier ten i ten, do pracy ten. Że generalnie to lepiej Linuksa postawić, chyba że chcesz pociupać w Batelfilda trzy, to wtedy Windows. A przy okazji to Apple sux i koniec kropka, bo to nawet prawdziwe laptopy nie są.

Co rozumiem przez laptopa wyższej klasy?

Niech ma procesor Intela nowej generacji, przynajmniej i5. 4 GB RAM to minimum. Grafika nieistotna, bo i tak nie gram. Wolę zamiast tego solidną obudowę, złącza USB 3.0 i dobry dysk. Jeśli ma być zwykły, to niech będzie pojemny. Mile widziany SSD, dla niego mogę się poświęcić na te 128 GB i kupno zewnętrznego. Komputer ma być stabilny jak skała i mieć wytrzymałą baterię, bo będzie przenoszony nieraz. Wygląd jest sprawą drugorzędną.

Tak go właśnie widzę. Wykorzystywany do różnych rzeczy – od pracy na arkuszach i w programie graficznym, po surfowanie po sieci przy dużej ilości kart, po relaks w postaci filmu i muzyki. Słowem – kombajn, ale z delikatnym naciskiem na pracę, bo kto wie, co będę musiał (dziwnego) na nim uruchomić. Z tego co widzę, byłby to dzisiejszy ‚ultrabook’ – lekki, wydajny.

Niestety, w takim wypadku będzie konfrontacja, której chciałem uniknąć. Tej z smartfonów. iOSa i Androida. W tym przypadku – Windowsa/Linuxa i OSXa.
Ale mniejsza z wyborem, powróćmy do tematu – czemu aktualnie wybór laptopa jest równie dramatyczny, jak kupno samochodu? Nie ukrywajmy – Windows w Polsce ma się bardzo dobrze, a Macintoshe to raczej margines. Ten pierwszy wygrywa dzięki ‚składakom’, których pełno w kraju nad Wisłą. W tym bardziej high-endowym segmencie również prowadzi. Dla mnie, osoby która robi rozpoznanie na Windows/Mac, niewiele się dowiem na temat tego drugiego. No, może prócz paru popularnych haseł, których przytaczać raczej nie warto. Dla równowagi dostaję zimny prysznic na zagranicznych forach, gdzie dowiaduję się o tym, że każdy profesjonalista używa Macbooka do ‚tworzenia’, które jest o wiele łatwiejsze. No i generalnie to posiadanie go to należenie do śmietanki IT, a ‚plastikowe laptoki’ z Windą są dla ubogich i nie warto się nimi interesować.

A więc stało się. Rynek komputerów się skomercjalizował, posiadanie komputera takiego a siakiego daje nam przynależność. Podobnie jak z samochodami, tyle że przeszły ten etap dawno temu i kupno Mercedesa to prestiż, a Fiata to ekonomiczność i praktyczność.

Pozwolę sobie na całkowicie subiektywny podział, za który proszę mnie nie krzywdzić! Być może niektórzy zgodzą się, a inni nie.

Wszelkie laptopy z Windowsem do tych 4000 zł to klasa średnia. Cena jest przyzwoita, a możliwości spore. Mogą służyć do grania, tworzenia, jak i surfowania. Wymieniać podzespoły można, ich konstrukcja jest przyzwoita, choć często trochę plastikowa. Bateria niestety nie trzyma długo, a matryce są niezłe. System każdemu dobrze znany, czasem lubi chrupnąć i się zwiesić, ale generalnie daje radę. Taka Toyota Yaris. Również w niej trochę podłubiemy, cena atrakcyjna, a i w teren pojedziemy, na wakacje, po autostradzie też przygrzejemy.

Z kolei Maki to klasa wyższa. Cena jest spora, a wymieniać nie ma za bardzo czego, bo wszystko jest spasowane pod konkretny model. Co najwyżej dodamy RAM i wymontujemy napęd aby dać dysk SSD. Za to konstrukcja jest lekka i bardzo solidna. Matryca wysokiej jakości, choć niestety zwykle ‚lustro’. Komfort z korzystania duży, bo wszystko śmiga i jest gotowe od pierwszego uruchomienia. Bateria trzyma całkiem długo. Takie Porsche albo inne auto sportowe. Jest drogie, ale korzystanie to przyjemność. Niewiele do powiedzenia w kwestii naprawiania i dłubania. Skrojone pod jeden, konkretny cel – szybkość i komfort. W przypadku Maków głównie to drugie.

Ktoś powie: „to ja mogę wmontować do swojego Mondeo silnik Porsche i też będzie szybkie!” Tylko niewielu tak robi. Czemu? Bo ostatecznie koszta okazują się większe i… no cóż, każdy chce mieć chyba piękne, szybkie sportowe autko, prawda?

Podobnie jest z tego co widać z Makami. Ich szybkość i stabilność jest lepsza z racji dopasowania komponentów i systemu od producenta, więc wszystko się ładnie zazębia. Tu Windows może dogonić Macbooka lepszymi bebechami, np. lepszy procesor, czy więcej RAM. Ok. Potem ekran. Te w Makach są bardzo dobre. Aby mieć taki w laptopie z Windowsem, będzie trochę trudniej. Trzeba będzie znaleźć Della, najlepiej z matrycą IPS. A te już kosztują jak Maki. No i wtedy jeszcze kwestia solidnej obudowy i baterii, i okaże się, że takiego laptopa z Windą nie znajdziemy, albo będzie nawet droższy(vide nowe ultrabooki Samsunga z serii 9).
Nie chciałbym rozpoczynać kolejnej wojenki, bo nie taki miał cel ten tekst. Raczej przypomnienie, że komputery to już nie szare skrzynki dla wyg w okularach na nosie. Stały się częścią naszego świata, również tego, gdzie mała Basia gra w grę, a pan Edward na emeryturze szuka ciekawych aukcji. Nie wszyscy potrzebują wysokiego wyniku w benchmarku, a dobrego czasu na baterii. Inni z kolei wolą niską cenę i ekonomiczność, zamiast dopłacania za lekkość Aira i jego słabsze komponenty, gdzie w jego cenie można mieć Windowsową bestię. Aktualnie ludzie kupują komputery na własne potrzeby i zasobność portfela. Tak jak samochody. Nie hejtujcie Makowców za to, że wydali 6 kafli za coś, co nie pociągnie Diablo 3. Oni wolą przyjemnie i szybko jechać po drodze, tylko internetowej. Bez problemów, błędów i konfigurowania, bo to kontroluje OSX niczym komputer pokładowy w Porsche. Z kolei Makowcy muszą pamiętać, iż nie wszyscy mają zasobne portfele i zamiast fajnej obudowy i działania na baterii wolą mobilnego zastępcę tower-pc, który pociągnie wiele aplikacji i nowe gry. Na komputery już nie można patrzeć tylko na wyniki w testach, ale na swoje osobiste upodobania i potrzeby. Wydajności, mobilności, stabilności, a nawet estetyki.
To pisałem ja, posiadacz laptopa z Windowsem i iPhone’em.

Pozdrawiam 🙂

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA