REKLAMA

Chciałem kupić nowego MacBooka Pro z ekranem Retina. Zamiast tego zrobiłem coś innego

25.06.2012 16.56
macbook pro 2010
REKLAMA
REKLAMA

Miałem wielką ochotę na kupno nowego MacBooka Pro. Nawet uwzględniłem go w planowaniu budżetu na ten rok przy założeniu, że jego cena będzie zbliżona do cen zwykłych MacBooków Pro. Mina zrzedła mi okrutnie, gdy zobaczyłem ceny nowych komputerów Apple’a – w konfiguracji sprzętowej, która by mnie interesowała, nowy MacBook Pro kosztował 13 tys. zł. Postanowiłem szukać alternatywnego rozwiązania. No i znalazłem.

Dlaczego w ogóle chciałem zmieniać komputer? Bo mimo, iż mój MacBook Pro na papierze wciąż wygląda dobrze (2,66 GHz, i7, 8 GB RAM – model late 2010), to jednak coraz częściej odczuwałem spory dyskomfort szybkości i stabilności działania. Szczególnie problematyczne zdawały się być momenty, w których przeglądarka Chrome oraz aplikacja Mail zapychały pamięć RAM – wtedy korzystanie z komputera było raczej powodem frustracji, aniżeli przyjemności.

Przesiadka na komputer od innego producenta nie była przeze mnie brana pod uwagę. Tak bowiem jak mogę bez problemu zmienić iOS na Androida, czy Windows Phone’a nie odczuwając przy tym żadnych braków (ba, myślę nawet, że zarówno Android, jak i Windows Phone są dziś bardziej przyjazne użytkownikowi), tak OS X nie ma dla mnie żadnej alternatywy.

Zamiast wydawać 13 tys. na nowego MacBooka Pro zdecydowałem się na inne rozwiązanie podpowiedziane mi przez Błażeja Marciniaka z PrivacyProtector – kupno dysku SSD i zainstalowanie go jako głównego dysku systemowego, usunięcie napędu optycznego z komputera (z którego skorzystałem najwyżej ze trzy razy w ciągu prawie dwóch lat) i zastąpienie go dyskiem HDD, który wcześniej był systemowym. Tak też zrobiłem.

Chwilę się porozglądałem na rynku, poczytałem co nieco i pogadałem z kolegami Cortland Katowice i zdecydowałem się na dysk SSD od OCZ marki Agility (model 2,5″, 240 GB) w cenie 1149, 94 zł. Do tego kieszeń na dysk HDD w cenie 200 zł, co łącznie dało sumę 1350 zł. Całość operacji, wraz z przeniesieniem danych, reinstalacją systemu operacyjnego z odtworzeniem ustawień zajęła 5 godzin.

Teraz jestem szczęśliwym posiadaczem odmienionego MacBooka Pro. Boost związany z prędkością jest gigantyczny i nawet jakby RAM mniej się zapychał, a z pewnością jego zapełnienie nie skutkuje frustrującymi piłeczkami plażowymi (<= dla niewtajemniczonych: systemowa ikona czkawki systemu OS X). System włącza się dosłownie kilkanaście sekund do pełnej kontroli nad biurkiem, wszystkie bez wyjątku aplikacje odpalają się na jeden podskok w docku, a odpalenie dużego dokumentu Power Pointa nie trwa wieczność, lecz dosłownie 1 – 2 sekundy.

Szczerze polecam taką operację. Zamiast wydawania 13 tys. zł na nowego MacBooka Pro obarczonego specjalnym podatkiem nowości Apple, za niecałe 1,5 tys. można dać gigantycznego kopa wydajnościowego swojemu aktualnemu sprzętowi. Wprawdzie ekran ten sam, nie żadna Retina, ale za to szybkość i zadowolenie z działania zupełnie nowe.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA