Premier przyznaje, że ACTA to nieprzemyślana sprawa. Po co więc była cała ta wojna?
Premier Donald Tusk przyznał, że dotychczasowe stanowisko w sprawie ACTA było nieprzemyślane i zaproponował partiom należącym do frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim odrzucenie ACTA. Za TVN24: . “- Nasze stanowisko ws. ACTA było nieprzemyślane - przyznał na konferencji prasowej szef rządu. (...) Zdaniem Tuska, ACTA oznaczałaby zanik internetu metodami administracyjnymi, a na to, jak się wyraził nie można pozwolić w XXI wieku.”
Po co więc była cała ta wojna? Kontrowersje wokół ACTA trwają już od kilku tygodni. Bomba wybuchła, gdy do internautów dotarło, czym jest ACTA i jakie mogą być jej konsekwencje. Obawiają się oni, że Anti-Counterfeiting Trade Agreement, międzynarodowe porozumienie handlowe dotyczące wielu aspektów i mające na celu ochronę własności intelektualnej, praw autorskich i tym podobne, może negatywnie wpłynąć na internet, a dokładniej doprowadzić do sytuacji, w której dostawcy internetowi zmuszeni się do kontroli ruchu w sieci, internauci narażeni na ponoszenie sporych konsekwencji za same podejrzenia o złamanie praw autorskich, a wytwórnie i właściciele licencji na treści dostaną możliwość kontrolowania internetu.
Internauci, a właściwie obywatele zaczęli organizować się w sieci i zaprotestowali. Rząd, na czele z premierem, twierdzili, że ACTA nie wpłynie na obecne polskie prawo, że jest z nim zgodna, a Polska nie powinna wychodzić przed szereg innych europejskich państw, które mają zamiar podpisać ACTA. Jak premier mówił, tak zrobił; mimo wyjścia dziesiątek tysięcy osób na ulice w wyrażenia sprzeciwu ACTA została podpisana przez polską ambasador w Japonii.
Skąd więc takie zmiany decyzji? Najpierw premier zapowiedział, że zawiesza ratyfikację ACTA (po tej decyzji proces zawiesiły też Czechy i Łotwa), a teraz wystosunkował dosyć jasny przekaż: ACTA w obecnej postaci stanowi zagrożenie, wynegocjowany przez Komisję Europejską kształt ACTA jest niebezpieczny i nie powinniśmy go przyjmować.
Czyżby faktycznie Anonimowi wyrządzili nam niedźwiedzią przysługę? W celu zwrócenia uwagi na problem ACTA internauci, a dokładnie grupa Anonimowych, czyli niezrzeszonych haktywistów, zaczęła atakować polskie rządowe strony, przeciążała się, a do niektórych nawet włamywała w mniej czy bardziej wymyślny sposób. Rząd stwierdził, że to akt terroryzmu i szantażu, i że nie podda się mu. ACTA więc zostało podpisane.
Już wtedy zwracano uwagę, że ataki zamiast polepszyć, pogorszą sprawę - rząd po prostu nie może ugiąć się pod presją, bo okaże słabość. Wychodzi na to, że tak było i po ostygnięciu nastrojów premier podjął prawidłową decyzję.
Nie wiem, czym jest ona naprawdę powodowana, jednak warto zauważyć, że w końcu rząd mówi głośno “pomyliliśmy się, popełniliśmy błąd, postanowiliśmy w związku z tym zwrócić na niego uwagę także innym środowiskom”.
Nie wiadomo też, co z tego wyniknie - czas pokaże. Parlament Europejski zrobi, co uzna za słuszne, trzeba jednak mieć nadzieję, że stanowisko premiera z czasem nie ulegnie zmianie i nie są to tylko zagrywki w celu uspokojenia nastrojów społecznych.
Ja mam jedną, sporą obawę: ACTA w tak dużej formie może przejdzie, ale jeśli nie, to pewnie możemy spodziewać się mniejszych, stopniowych zmian prawnych, na które nikt nie zwróci uwagi.