Oszustwa i scamy na Facebooku. Jak frajer straciłem ponad 200 zł, ty możesz być następny

Platformy społecznościowe wypełnione są fałszywymi reklamami. Oszuści tworzą nawet udające polskie marki "sklepy widmo". Kuszą ogromnymi promocjami, budzą współczucie, a tak naprawdę nawet nie istnieją. Prawdziwe są za to rzesze oszukanych ludzi. Jestem jednym z nich.

Fot. Shutterstock/ pedrorsfernandes

Wszystko zaczęło się od spodni. A właściwie ich braku. Podskórnie czułem, że w mojej szafie przydałaby się nowa para. Kiedy dosłownie za chwilkę zalogowałem się na Facebooka – aby tylko coś sprawdzić – to moim oczom wyświetliła się płatna reklama spodni.

Oto Szyk Kraków, polski sklep z pięknymi i długimi tradycjami oraz stacjonarną siedzibą tuż przy Starym Mieście, ogłasza wielką promocję. Ba, wręcz tnie ceny tasakiem. I zaprasza do zakupów. Wchodzę! Tfu! Klikam. Wirtualny sklep wygląda prawilnie. Na pierwszy rzut oka wszystko gra. Ma adres, regulamin i opcję kontaktu. Oczywiście nie sprawdzam ich dokładnie. Nie mam na to czasu. Ufam, że skoro są, to wystarczy. W końcu czasy – tak sobie myślę – kiedy w zakupach przez Internet można było zamiast zakupionego telefonu dostać ziemniaka dawno odeszły w niepamięć.

Zamiast czytać regulamin oglądam spodnie. Wrzucam do koszyka jedne, drugie, a potem i trzecie. Na zdjęciach wyglądają świetnie. Myślę, że jeśli nie będą pasować, to najwyżej zrobię zwrot. Profesjonalne na zdjęciach wyglądają też wnętrza stacjonarnego sklepu. Są gustowne, ciepłe, przyjemne. Mówiące: odwiedź nas. Zmęczony życiową tułaczką wędrowcze usiądź, odpocznij. A przy okazji przymierz spodnie, koszulę albo i sweter. Na pewno coś dla Pana znajdziemy. Tak to sobie wyobrażam widząc, jak z niektórych zdjęć uśmiecha się miła obsługa.

Ceny? Na co dzień wysokie. Raczej nie na pański portfel. Ale dziś akurat jest wyprzedaż. Okazja. Promocja. Może najwyższa w historii. Rabaty? Są i to jakie!

20 procent? Oczywiście proszę pana.

30 procent? Też może być.

I 50 procent też proszę Pana się znajdzie!

Dziękuję bardzo, całuję rączki, oczywiście proszę pana – powiedziałby Dario ze "Ślepnąc od świateł".

Ja widząc te rabaty mam zaś oczy jak jego rozmówca – Poziomka. Duże. Ogromne jak pięć złotych. Jedyny problem, że trzeba się śpieszyć. Promocja kończy się dziś! Bez zastanowienia przechodzę do zakupów. Ale suma zamówienia wydaje mi się za wysoka. Spodnie wyglądają dobrze, ale do wypłaty daleko jak od liścia do korzenia. Ostatecznie w koszyku zostawiam więc tylko towar za nieco ponad 200 złotych, już po ogromnych obniżkach. Klikam, płacę. I zapominam o całych tych zakupach.

Fot. Shutterstock/ pedrorsfernandes
Na platformach społecznościowych roi się od reklam oszustów. Fot. Shutterstock/ pedrorsfernandes

Mniej więcej po tygodniu przypominam sobie o zakupionych spodniach. Przyzwyczajony do błyskawicznych dostaw zaczynam się zastanawiać: dlaczego przesyłka jeszcze nie dotarła?

Loguję się na pocztę, a tam czeka na mnie wiadomość od właścicieli sklepu. I to nie jedna, a cztery. Wysyłane dokładnie co dwa dni. W pierwszej podkreślają, że uczciwość jest dla nich najważniejsza. W kolejnej, że kontrola jakości jest zakończona pomyślnie. W trzeciej, że pakowanie zostało zakończone. W czwartej, że paczka jest gotowa do nadania.

Trochę się uspokajam i myślę: ale ci krakusi to dbają o klienta!

Ale chwilę później zaczynają się wątpliwości. Zaczynam w Google dokładniej sprawdzać, co to za sklep, w którym kupiłem spodnie. Po kilku chwilach płonę ze wstydu. Odkrywam, że Szyk Kraków nie istnieje.

Istnieją za to całe rzesze ludzi, którzy czują się oszukani. Zamówili towar i zamiast pięknie wyglądających ubrań nie otrzymali nic a w najlepszym razie paczkę zawierającą niewiele warte szmaty. Takie same, które na chińskich platformach internetowych jak Temu czy AliExpress, można kupić za góra kilka dolarów, czyli ułamek tego, co zapłacili.

Odkrywam, że istnieją całe wątki na forach i grupach internetowych na Facebooku, gdzie klienci odradzają zakupy w tym i podobnych miejscach. Bo Szyk Kraków to wcale nie wyjątek, lecz metoda działania internetowych oszustów.

Łowcy jeleni 

Mechanizm jest prosty. To masowe oszustwa z elementami "łowiectwa". Trzeba stworzyć wiarygodnie wyglądający sklep. Zainteresować. Zastawić pułapkę. A potem czekać ofiarę. 

Takich ładnych sklepów jest dziesiątki, a może i setki.  Mają solidnie wyglądające witryny internetowe, reklamują się na platformach społecznościowych takich jak Facebook czy Instagram. Ale w rzeczywistości nie istnieją. Choć informują, że ich stacjonarny sklep mieści się w prestiżowej lokalizacji Warszawy, Krakowa, Poznania czy innego dużego miasta, to pod wskazanym adresem oczywiście nic takiego nie ma. Podany na stronach numer telefonu nie odpowiada, a dane firmy jak NIP są błędne albo ukradzione.

Sklepy widmo łączy też to, że w podają się za marki "polskie". W często nazwie mają miasto i nazwisko właściciela na zasadzie: Zieliński Kraków, Jóźwik Warszawa. Kuszą dużymi promocjami, a te spowodowane są nierzadko likwidacją albo wołaniem o pomoc. Klienci biorąc udział w ograniczonej czasowo np. do 24 godzin wyprzedaży mają pomóc uratować biznes. Na ten emocjonalny przekaz łatwo się nabrać. Bo nie dość, że sami zyskujemy produkt w okazyjnej cenie, to mamy poczucie, że oto robimy coś dobrego. Współczujemy, więc pomagamy polskiej marce, której właściciele od wielu lat prowadzili biznes, a teraz mają problemy. Ulegamy, płacimy, ale potem okazuje się, że na zamówienie trzeba czekać nawet kilka tygodni.

Dlaczego? Bo nie są wysyłane z Polski, lecz najczęściej z Chin.

– Wystarczy wejść na stronę takiego sklepu i kolejne produkty sprawdzać przez narzędzie na przykład lupę Google’a, która pokazuje nam skąd pochodzi dane zdjęcie. Okazuje się, że te same fotografie produktów są na podobnych stronach, ale mają już inne nazwy, a przede wszystkim niższe ceny. Zamiast kilkuset złotych kilka dolarów na chińskiej platformie Temu czy AliExpress – wyjaśnia Paulina Górska, dziennikarka i podcasterka, która w jednym ze swoich materiałów przyjrzała się temu, jak sklepy widmo oszukują internautów.

Cechą charakterystyczną stron internetowych sklepów widmo jest też to, że wyglądają dość schludnie. Są czytelne, jasne. Łatwo się po nich poruszać. Kiedy jednak przyjrzymy się im dokładniej, to możemy zwrócić uwagę, że zdjęcia bardzo często wygenerowane są przez sztuczną inteligencję. W pośpiechu jednak może nam to umknąć. 

– Podobnie jak to, że profile tych sklepów w mediach społecznościowych na przykład na Facebooku mają kupionych obserwatorów. A kiedy zejdziemy głębiej i sprawdzimy, kiedy zarejestrowano domenę, czyli adres internetowy danego "sklepu", to okaże się, że nie istnieje wiele lat, jak mówi sprzedawana na narracja, lecz góra kilka miesięcy – mówi Paulina Górska.

Opowieść o polskim biznesie z wieloletnimi tradycjami sypie się jak domek z kart również, gdy próbujemy znaleźć więcej informacji owych właścicielach. Wtedy okazuje się, że regulamin – nawet jeśli istnieje – nie zawiera takich informacji. Bywa, że jest bardzo ogólny albo widocznie ukradziony.

– Nie wiadomo, kto jest właścicielem sklepu, regulamin nie informuje gdzie zwrócić paczkę, a podany adres czy numer telefonu są nieprawdziwe – ostrzega Paulina Górska.

Na dziadka, na celebrytę

Internetowe oszustwa mają się dobrze. Sklepy widmo to tylko jedna z metod. Tych jest o wiele więcej, choć wykorzystują podobne mechanizmy budzące w odbiorcach współczucie i chęć zaoszczędzenia na okazyjnej cenie. Te cechy łączy choćby sposób tzw. dziadka, który zaobserwowała Paulina Górska. Zwraca ona uwagę, że oto często dostajemy historię opowiedzianą w krótkim wideo np. na TikToku czy Instagramie o starszym panu, który jest szewcem.

– Przez całe życie utrzymywał się z szycia dajmy na to kapci, a teraz  widzimy go jak płacze, bo nikt tych kapci nie chce kupić. Ma to wywołać u odbiorców emocje, wzruszenie, chęć pomocy. Kupują więc oni te kapcie myśląc, że uszyje je ów starszy pan ze zdjęcia, choć to często fotografia wygenerowana przez AI, a de facto po kilku tygodniach otrzymują kapcie z Chin – opisuje Paulina Górska i tłumaczy, że ta metoda ma wiele wariantów.

Jeśli nie wzrusza nas starszy pan szyjący kapcie, to może zwrócimy uwagę na zdolną, młodą projektantkę, która chce zdobyć rozgłos. Coś dla dla tych z prawa, i tych z lewa; opowieści dla self-made manów i dla tych, którzy płakali czytając "Dziewczynę z zapałkami". 

Te oszustwa to tzw. internetowe scamy. Ten termin wywodzi się z języka angielskiego. Jego korzeni należy szukać w latach 60. XX wieku i Stanach Zjednoczonych, gdzie początkowo określano nim nieuczciwe gry hazardowe i nieetyczne schematy inwestycyjne. Z czasem i wraz z rozwojem technologii jego znaczenie ewoluowało o nowe formy oszustw – telefoniczne, a potem i te internetowe. 

Scam to oczywiście bardzo szeroka kategoria, bo zaliczyć można do niej nie tylko działania polegające na zakupach, ale również wszelkie sposoby na to, aby użytkownik kliknął w fałszywy link, podał swoje dane czy dokonał przelewu. Mogą one przybrać formę fałszywych e-maili z banku, SMS-ów od kurierów, czy telefonów od "policjanta" czy "pracownika banku". Lwią część stanowią też oszustwa inwestycyjne, gdzie znane osobistości i celebryci mają rzekomo namawiać do kupna choćby kryptowalut.

Wielu oszustów znajduje swoje ofiary reklamując się na platformach społecznościowych takich jak Facebook, Instagram, WhatsAppa czy wspomniany przez Paulinę Górską TikTok.

W ten sposób i ja natrafiłem na sponsorowany post, który wyświetlił mi się na Facebooku. Meta, czyli jego właściciel zarabia na procederze publikowania fałszywych reklam miliardy dolarów rocznie. I co gorsza, robi to zupełnie świadomie licząc się z tym, że odda za opłatą przestrzeń przestępcom, którzy następnie okradną użytkowników serwisu.

Tak wynika z wewnętrznych dokumentów firmy Meta, które ujawnili dziennikarze agencji Reuters. Użytkownicy platform należących do spółki Marka Zuckerberga widzą 15 miliardów reklam dziennie, które promują oszustwa. Firma doskonale o tym szkodliwym procederze wie. Wewnętrzne dokumenty firmy pokazują, że Meta zarabia na nim 16 miliardów dolarów każdego roku, co stanowi aż 10 procent jej całkowitych rocznych przychodów. Mało tego, aż 7 mld dolarów z tej kwoty, pochodzi z reklam, które noszą oczywiste znamiona oszustwa, na przykład podszywają się pod osoby publiczne lub marki.

Kiedy pytam o ustalenia Reutersa Piotra Mieczkowskiego z Fundacji Digital Poland, która zajmuje się m.in. dbaniem o to, aby cyfryzacja i nowe technologie wspierały zrównoważony rozwój, odpowiada, że oburzyła go z jednej strony skala tego, ile na oszustwach zarabia Meta, z drugiej postawa samej firmy.

– To pokazuje patologię w działaniu Mety, bo okazuje się, że kierownictwo firmy doskonale wiedziało, że daje przestrzeń na niezgodne z prawem działania, świetnie na tym zarabia i co gorsza świadomie oraz celowo niewiele z tym zrobi, bo jej się to zwyczajnie opłaca – mówi Piotr Mieczkowski i przypomina, że Reuters ustalił też, że amerykańska firma co najmniej od 3 lat nie radzi sobie z procederem oszustw.

– A właściwie nie chce radzić, bo w ramach walki ze scamami… zamknięto dział, który zajmował się tymi nadużyciami.  W każdej zdrowej firmie w przypadku wykrycia błędu mielibyśmy przeprosiny, działania naprawcze a być może i rekompensaty dla poszkodowanych. Tutaj jest zamykanie oczu na to, że firma jest częścią nielegalnego procederu. To skandaliczne – dodaje Mieczkowski.

Z ustaleń Reutersa wynika natomiast, że wewnętrzne systemy ostrzegawcze informowały firmę, że wykupujący promocję może z dużym prawdopodobieństwem być oszustem. Jednak Meta blokowała jedynie takie konta, co do których algorytm miał co najmniej 95 procentową pewność. Jeśli zaś ten wskaźnik był niższy, to Meta uznawała, że choć jest prawdopodobnym oszustem, to jedynie naliczała wyższe stawki za reklamę jako swego rodzaju karę. Miało to zniechęcić podejrzanych reklamodawców.

– To jest działanie na zasadzie: wiemy, że gangster jest naszym klientem, robi coś nielegalnego, więc zamiast mu to uniemożliwić, wymagamy od niego większej zapłaty, swojej doli. To pokazuje skalę patologii w firmie Meta – ocenia Mieczkowski.

Scam nasz powszedni 

Skala oszustw a więc i wynikające z nich straty są ogromne. Tylko amerykańscy użytkownicy serwisów Mety zgłosili, że stracili ledwie w jednym roku łącznie 16 mld dolarów. A kwota ta jest prawdopodobnie zaniżona, bo ofiary oszustw często ich nie zgłaszają odczuwając głęboki wstyd, że dały się nabrać. Niektórzy też przyjęli gorszy, wybrakowany produkt i machnęli ręką. 

Też ten wstyd czułem, choć straciłem stosunkowo niewiele. Widziałem wpisy internautów również oszukanych przez sklepy widmo, którzy mieli zapłacić za zamówienie tysiąc złotych a nawet więcej.

W skali globalnej liczby są ogromne. Organizacja Global Anti-Scam Alliance szacuje, że tylko w 2024 roku oszuści ukradli ludziom na całym świecie ponad bilion dolarów. To kwota, którą trudno w ogóle sobie wyobrazić.

A jak to wygląda w Polsce? Z danych NASK wynika, że w samym 2024 roku odnotowano 600 tysięcy zgłoszeń, z których specjaliści wyodrębnili 103 tysiące incydentów.

– Pokazuje to zarówno aktywność cyberprzestępców, jak i, a nawet przede wszystkim, rosnącą świadomość społeczną Polaków w zakresie cyberbezpieczeństwa. Dzięki tym zgłoszeniom oraz działaniom własnym, zespół CERT Polska umieścił w zeszłym roku na Liście Ostrzeżeń ponad 92 tysiące domen, co przełożyło się na udaremnienie ponad 70 milionów prób wejścia na nie i potencjalnie utraty danych oraz pieniędzy przez niedoszłe ofiary przestępców – informuje mnie Iwona Prószyńska, szefowa biura komunikacji NASK.

Domena sklepu widmo o nazwie Szyk Kraków, na którego "świetną ofertę" dałem się nabrać została zablokowana przez Ministerstwo Cyfryzacji. Kiedy dziś na nią wejdziemy przeczytamy komunikat, że stało się to, aby chronić użytkowników przed możliwymi stratami finansowymi. Tyle tylko, że moje pieniądze (i pieniądze innych ofiar) już rozpłynęły się w powietrzu. A właściwie to trafiły do przestępców.

Nie mamy pańskiej paczki i co pan nam zrobi? 

Paczka mająca rzekomo zawierać zamówione spodnie została do mnie wysłana z Chin. Cała jej podróż trwała pod moje drzwi trwała kilka tygodni. Zdecydowałem się jej nie odbierać. Liczyłem, że paczka wróci do nadawcy i może ten sposób uda mi się odzyskać zapłacone pieniądze. W końcu nie ma spodni, to nie ma transakcji? Nic z tego!

Kilkukrotnie pisałem e-mail też do wspomnianego sklepu, aby zwrócili mi pieniądze, skoro nie otrzymałem towaru. Za każdym razem dostawałem wiadomość, która wyglądała co najmniej jak wygenerowana przez sztuczną inteligencję. Raz przepraszano mnie, że tyle to wszystko trwa. Innym razem, że już zajmują się sprawą mojego zwrotu. Jeszcze innym, że muszą wyjaśnić problem, ale oczywiście nic nie wyjaśniają.

"Szanowny Marek, W pełni rozumiemy Państwa sytuację i zdajemy sobie sprawę, że jest to niezwykła okoliczność dla nas wszystkich. Doskonale rozumiemy Państwa frustrację i doceniamy Państwa cierpliwość. Przekazaliśmy Państwa sprawę odpowiedniemu zespołowi i obecnie czekamy na odpowiedź. Prosimy o cierpliwość — poinformujemy Państwa, gdy tylko otrzymamy odpowiedź. Dziękujemy za zrozumienie i współpracę" – pisała Natalia z Szyk Kraków (pisownia oryginalna – przy. red).

Generatywny, sztuczny i miejscami nielogiczny polski nie pozwalał mieć wątpliwości, że chodzi o tekst automatycznie "wypluty" i wysłany przez AI. 

Współpraca zakończyła się mniej więcej wtedy, gdy otrzymałem e-mail, że paczka została dostarczona. Do mnie? Zdziwiłem się. To niemożliwe – pomyślałem. Sprawdziłem w systemie Poczty Polskiej i okazało się, że przesyłka wróciła do jej magazynu w Komornikach pod Poznaniem. A "sklep" uznał, że to ja ją odebrałem. Kiedy e-mailowo wyjaśniłem, że to pomyłka, nawet przyznali mi rację. Ale na żądania zwrotu pieniędzy nie otrzymałem już odpowiedzi.

Kiedy opowiadam całą historię Paulinie Górskiej, odpowiada, że wcale jej to nie dziwi. Zwraca uwagę, że platformy społecznościowe umywają ręce i nie ponoszą odpowiedzialności, choć zarabiają na reklamowaniu oszustw.

– Odpowiedzialność platform za to, jakie reklamy wyświetlają użytkownikom powinna być większa. Stan obecny jest nie do zaakceptowania – mówi Górska i dodaje, że sama zgłaszała reklamy sklepów widmo, które wydawały się jej podejrzane.

– Otrzymywałam jednak odpowiedz, że wszystko jest w porządku. Platformy takie jak Meta mają tu więc dużo do zrobienia – dodaje.

– Aktywna moderacja dużych platform społeczościowych jest kluczowa w zapobieganiu cyberprzestępstwom – podkreśla Iwona Prószyńska i dodaje, że wspomniany artykuł Reutersa pokazuje, że platformy mają narzędzia pozwalające wykrywać oszustów. – Jednak ich reakcja jest wciąż nieadekwatna.

Jakie działania by były adekwatne? Pytam o to Piotra Mieczkowskiego, który zauważa, że tylko od woli platform i firm takich jak Meta zależy, na jak wielką skalę oszustw będą narażeni ich użytkownicy. Podkreśla, że wiele rozwiązań można wprowadzić niemal od ręki.

Po pierwsze platformy społecznościowe powinny wykorzystać algorytmy sztucznej inteligencji do wykrywania fałszywych reklam. Wystarczy, że system będzie wykrywał słowa klucze. To narzędzie, które Meta już ma, ale podejrzanych reklamodawców trzeba blokować, a nie obciążać ich dodatkowymi opłatami. Pozwoliłoby to prewencyjnie wyeliminować sporą część oszustów, bo przestępcy straciliby możliwość docierania do użytkowników, czyli późniejszych ofiar – mówi Mieczkowski.

Po drugie – zaleca Mieczkowski – firma Meta (ale też inni właściciele platform) powinna stworzyć katalog zaufanych reklamodawców. Takich, których treści sponsorowane dotąd nie budziły wątpliwości. To pozwoliłoby łatwiej oddzielić tych uczciwych, rzetelnych, mających długą historię korzystania z usług Mety od tych nieuczciwych, którzy pojawiają się, wykupują reklamy, a następnie znikają.

– Oczywiście zawsze jest ryzyko, że ktoś włamie się na konto pracownikowi agencji czy domu mediowego i opublikuje płatną reklamę prowadzącą do oszustwa, ale to byłby promil tego, z czym mamy do czynienia obecnie – mówi Mieczkowski.

Po trzecie – proponuje – system zgłoszeń, czyli flagowania podejrzanych treści przez użytkowników powinien być nie tylko prosty (aby łatwo byłoby takie zgłoszenie wysłać), ale też zwyczajnie brany pod uwagę.

– Nie może być tak, że wiele osób zgłasza reklamę jako oszustwo, czy inne niebezpieczne treści a mimo to nadal są one tygodniami widoczne – twierdzi Mieczkowski.

Zapytałem firmę Meta, jakie kroki podejmuje, aby zmniejszyć skalę fałszywych reklam w swoich platformach, dlaczego procedury zgłaszania i usuwania reklam zawierających Scam są powolne i nieskuteczne, co pozwala oszustom działać przez wiele godzin lub dni. A także jakie inwestycje w AI firma Meta podjęła specjalnie na prewencyjną weryfikację treści reklamowych w ostatnim roku oraz czy zamierza ustanowić fundusz kompensacyjny dla ofiar SCAM-u.

Fot. Shutterstock/ pedrorsfernandes
Widok reklam wyglądających na oszustwa choćby na Facebooku to codzienność. Fot. Shutterstock/ pedrorsfernandes

W odpowiedzi, którą uzyskałem z biura prasowego Mety można przeczytać, że firma z "determinacją zwalcza oszustwa na swoich platformach i nie toleruje tego rodzaju treści".

"Taktyki oszustów, którzy często działają na skalę globalną, w międzynarodowych siatkach, są coraz bardziej złożone. W miarę jak aktywność przestępcza się intensyfikuje, rosną również nasze wysiłki, aby ją zwalczać" – czytamy w oświadczeniu Mety.

Firma chwali się też, że w ciągu ostatnich 15 miesięcy liczba zgłoszeń użytkowników dotyczących oszukańczych reklam spadła o ponad połowę.

"Od początku 2025 roku usunęliśmy ponad 134 miliony reklam, których celem było oszustwo. Jednocześnie cały czas szkolimy nasze systemy, aby były w stanie samodzielnie wykrywać tego typu treści. Nasza wiedza bazuje m.in. na feedbacku i opiniach użytkowników, ich doświadczeniach i sytuacjach, w których zgłaszane przez nich reklamy niejednoznacznie wskazują na scam" – informuje biuro prasowe Meta.

Jak nie zostać z gołą d…

Mimo to widok reklam wyglądających na oszustwa choćby na Facebooku to codzienność. A w okresie wyprzedaży i promocji na Black Friday można spodziewać się, że będzie ich jeszcze więcej. Zaraz po "czarnym piątku" zacznie się okres przedświąteczny i kolejne żniwa dla oszustów. 

Paulina Górska radzi zachować szczególną ostrożność, kiedy decydujemy się na zakupy czegoś, czego reklamę zobaczymy na platformach społecznościowych.

– Kluczowe, aby nie ulec emocjom. Zastanowić się, czy na pewno tej rzeczy potrzebuję? A jeśli tak, to dokładnie sprawdzić czy sklep, który ów towar oferuje w ogóle istnieje – mówi Paulina Górska, jednocześnie zwracając uwagę, że to może nie wystarczyć i jest swego rodzaju przerzucaniem odpowiedzialności na użytkowników. Dlatego jak twierdzi sporo do zrobienia mają nie tylko platformy, ale i instytucje państwowe oraz rządy.

– Świetnie, że strony internetowe zgłaszanych sklepów są zamykane, ale to dzieje się zwykle, gdy mleko już się rozleje a grupa ludzi zostanie oszukana. Potrzebujemy skuteczniejszego egzekwowania obecnych przepisów, a być może i dodatkowych regulacji – twierdzi Paulina Górska.

Kiedy pytam o obecnie istniejące regulacje Iwonę Prószyńską, ta odpowiada, że ustawa o zwalczaniu nadużyć w komunikacji elektronicznej, daje zespołowi CSIRT NASK uprawnienia, które pozwalają mu skuteczniej walczyć z oszustwami w cyberprzestrzeni.

– Polska legislacja odpowiada na wyzwania związane z cyberprzestrzenią. Wciąż potrzebne są jednak nowe regulacje, które pozwolą na wywarcie realnego nacisku na tzw. gigantów cyfrowych, w tym platformy mediów społecznościowych – dodaje Prószyńska.

Ten nacisk może popłynąć z wdrażanych na poziomie całej Unii Europejskiej regulacji, które nakładają na platformy cyfrowe większą odpowiedzialność za treści publikowane w ich serwisach. Mowa tu o przepisach zawartych w Digital Service Act oraz Digital Market Act.

– Założenie jest takie, że pozwoli to na szybsze usuwanie nielegalnych materiałów i ograniczenie rozprzestrzeniania się szkodliwych informacji. To szczególnie ważne w kontekście walki z fałszywymi reklamami, które są dziś jednym z najczęstszych zagrożeń. Równolegle jednak musimy rozwijać kompetencje Polaków w rozpoznawaniu treści generowanych przez sztuczną inteligencję – to dziś niezwykle cenna umiejętność – dodaje Prószyńska.

A ja może i zostałem bez spodni, ale za to z solidną lekcją na przyszłość. Czasem zamiast szyku może doznać wyłącznie szoku.