Aktualizacja Windowsa sypie błędami, a pani z Indii rozkłada ręce. Microsoft, oddaj moje 630 zł
Uaktualnienie z Windowsa 11 Home do Windowsa 11 Pro powinno było pójść jak z płatka. Tymczasem zmarnowałem na to cały dzień mój, pół dnia przesympatycznej Shivangi, a jeszcze czeka mnie drugie tyle - bez gwarancji na sukces. To chyba nie powinno tak wyglądać.
Wymieniłem komputer, hip hip, hurra. Laptopy Copilot+ z Snapdragonem nie dawały mi spokoju, różnica w jakości mojej pracy jest na nich ogromna. Na dodatek uznałem, że powinienem mieć taki sprzęt na co dzień, by móc na bieżąco recenzować przeznaczone dla niego software’owe nowości.
Wybór padł na Yogę Slim 7 z 32 GB RAM i Snapdragonem X Elite. Jako że laptop ten nie jest wypożyczany prasie przez Lenovo, nie spieszę się z jego recenzją - dam państwu o nim szerzej znać recenzją jeszcze za kilkanaście dni, jak jeszcze wystawię go na kilka prób. Ale już teraz mogę napisać, że zakupu absolutnie nie żałuję. Nie jest idealny, ale jest świetny.
Czytaj też:
Jedno, co okazało się downgrade’em wobec mojego poprzedniego laptopa, to zainstalowane oprogramowanie. Korzystałem z Windows 11 Pro, podczas gdy omawiana Yoga sprzedawana jest z Windowsem 11 Home. Jako że koszt aktualizacji to aż 630 zł, to odłożyłem ten zakup na nieco łaskawsze ekonomicznie czasy. Te, na szczęście, w końcu nadeszły.
Dokonałem zakupu przez Microsoft Store i… nadal piszę do państwa z Windowsa 11 Home. Choć angażowałem w rozwiązanie problemu swoją wiedzę, wiedzę ekspertów Microsoftu z oficjalnej pomocy technicznej, wiedzę cioci wyszukiwarki. To będzie krótka opowieść o tym, jak wygląda pomoc techniczna Microsoftu i jak dojrzałym systemem operacyjnym jest Windows 11. Nie będzie to miła lektura dla pracowników tej firmy.
Krótka dygresja: po kiego czorta do biurowej pracy Windows 11 Pro?
Zakupu dokonywałem niechętnie, bowiem prawie wszystkie udogodnienia w Windowsie Pro mnie nie dotyczą. Nie pracuję w dużej firmie podpiętej pod narzędzia Microsoftu, a w większości do tego Pro służy. Nie mam też w pamięci komputera tak wrażliwych danych, by korzystać z zaawansowanych systemów bezpieczeństwa droższego systemu. Nie potrzebuję też zarządzać flotą komputerów czy maszyn wirtualnych. Po co mi więc drogie Pro? Dla szpanu?
Chodzi o wirtualizację. Niestety na dziś jedynym narzędziem do wirtualizacji dla komputerów z Windowsem i procesorem o architekturze ARM64 jest Hyper-V, który jest częścią Windowsa Pro. Popularne darmowe rozwiązania, takie jak VirtualBox czy Vmware Workstation, działają tylko na czipach od Intela i AMD. Nie ma też żadnych komunikatów na temat portów tych rozwiązań na ARM64. A wirtualizacja akurat do mojej pracy się bardzo przydaje.
Korzystam z wirtualnych maszyn celem stworzenia bezpiecznego środowiska dla testowych systemów operacyjnych. Na Spider’s Web nieraz opisujemy nowości publicznych testów Windowsa 11, czasami pochylamy się nad systemami linuxowymi, a czasem warto coś sprawdzić w, dajmy na to, Windowsie 7. Za sprawą technologii wirtualnych maszyn nie muszę pisać artykułów bazując na teorii - mogę sam wszystko sprawdzić i odpowiednio państwu opisać. Gdyby nie Hyper-V, nie miałbym ani jednego powodu do przejścia na Pro.
Jak uaktualnić Windows 11 Home do Windows 11 Pro? To proste, wystarczy Microsoft Store
Jest kilka sposobów na pozyskanie Windowsa 11 Pro, w zależności od potrzeb klienta (głównie związanych z licencją). Większość zapewne będzie jednak chciała uaktualnić dostarczony z komputerem system operacyjny (OEM, elektroniczna licencja) do rozszerzonej wersji (bez możliwości przeniesienia uaktualnienia na inny komputer). Do tego celu służy Microsoft Store. Wystarczy w nim odnaleźć Windows 11 Pro (lub Windows 11 Workstation) i kliknąć na opcję zakupu.
Po podaniu danych karty lub wskazaniu jednej z zapisanych pojawia się opcja instalacji. Przerabiałem to już wiele razy: należy kliknąć, system przez kilkadziesiąt sekund będzie się przygotowywał, nastąpi ponowny rozruch komputera, ten potrwa nieco dłużej i już, sprawa załatwiona. Cóż, nie tym razem. Nie na nowiutkim komputerku, który z cała pewnością nie został jeszcze w żaden sposób zagracony aplikacjami czy jakimiś moimi dziwnymi eksperymentami.
Po fazie przygotowawczej Windows poinformował o błędzie 0x8007371b rekomendując ponowną próbę. Nie muszę dodawać, że ponowna próba nic nie pomogła. Również po ponownym rozruchu komputera. Narzędzia SFC i DISM nie wykazują żadnych problemów. Diagnostyka aktywacji systemu i Windows Update nie wykazuje żadnych problemów. Nie idzie. Zżarł 630 zł i pokazuje środkowy palec.
Na początku nie chciałem kontaktować się z pomocą techniczną. No przecież mam kod błędu
Ktoś mógłby pomyśleć, że informacja o błędzie nr 0x8007371b jest skrajnie niepomocna. Cóż, dla laika zapewne tak. Tym niemniej kody błędów są akurat fantastycznym ułatwieniem do diagnozowania problemów z systemem komputerowym. Jednoznaczny, konkretny kod błędu pozwala zajrzeć do dokumentacji oprogramowania i sprawdzić do czego się odnosi. Rzeczona dokumentacja jest w stanie zapewnić znacznie więcej informacji niż komunikat na ekranie, kod błędu można wręcz postrzegać jako analogowe hiperłącze do stosownej książki czy PDF-a. Pod warunkiem, że system jest dojrzały, a jego dokumentacja dobrze prowadzona.
Tymczasem 0x8007371b oznaczać może bardzo, bardzo wiele rzeczy. Generalnie błąd ten opisuje problemy z działaniem usługi Windows Update na skutek naruszenia struktury samego systemu. Problem w tym, że ów błąd ma zastosowanie do bardzo wielu modułów Windowsa i bardzo wielu różnych czynności, więc niestety jest dość mało użyteczny. Na dodatek wydaje się niepoprawny: wspominałem, że SFC i DISM nie wykazują nieprawidłowości. Zresztą struktura systemu nie została naruszona, nie było kiedy.
Zdecydowałem się nie bawić się w domorosłego hakera. Zapłaciłem kupę forsy i należy mi się pomoc. Zdecydowałem się na kontakt z pomocą techniczną, tą oficjalną. Kilka godzin później daliśmy sobie ja i pani ekspertka spokój. Miała wiele dobrych chęci - choć samo obcowanie z oficjalnym polskim suportem Windowsa to osobliwe doświadczenie.
To, co mogę powiedzieć o Microsoft Support, to że to całkiem niezła reklama usługi Microsoft Translator
Dział pomocy technicznej Microsoftu nie składa się z Polaków i nie znajduje się w Polsce. Z jakim rejonem geograficznym mnie połączono, gdy poprosiłem o pomoc? Trudno mi powiedzieć. Moją konsultantką została jednak Shivangi, więc zgaduję, że chodzi o Indie. Wskazuje na to nie tylko imię, ale też popularny trend - bardzo wiele firm outsource’uje usługi obsługi technicznej do Indii z uwagi na związane z tym korzyści finansowe.
Spodziewałem się, że będę musiał pisać po angielsku (dla mnie nie problem, ale przecież dla kogoś innego mogłoby to być barierą) i że moja rozmówczyni może niekoniecznie sprawnie tym językiem władać. Tymczasem konwersowała ze mną niemal cały czas po polsku. Ewidentnie wykorzystując do tego Microsoft Translator, który miał kilka drobnych potknięć (np. Great! czyli Świetnie! przetłumaczył na Wielki!), ale ogólnie rozumieliśmy się bez najmniejszego problemu. A przecież używaliśmy też i technicznego żargonu.
Pierwsza faza rozmowy była niestety marnowaniem mojego czasu, choć rozumiem przyczynę. Ekspertka nie ma na mój temat zielonego pojęcia i musi założyć, że jestem bardzo niezaradny, że źle wytłumaczyłem mój problem i że nic nie umiem. Przez 20 minut wykonywaliśmy rutynowe testy aż w końcu poprosiła o pozwolenie na zdalne połączenie się z moim komputerem.
Odbywa się to poprzez systemową aplikację Szybka pomoc. Konsultant podaje na czacie kod, który należy przekleić do aplikacji. Następnie należy osobno udzielić zgody na podglądanie zawartości ekranu i na zdalną kontrolę. W każdej chwili można je cofnąć, a wszystkie wykonywane przez konsultantkę czynności są widoczne na ekranie. Ekspertka próbowała wielu rzeczy, w pewnym momencie z lekkim uśmiechem obserwowałem nawet, jak przebijała mi mój klucz Windowsa na serwisowy, co często też robią piraci by rozwiązać problemy z aktywacją - bardzo mnie to rozbawiło. Próbowaliśmy przejść na Pro z wielu różnych punktów interfejsu Windowsa, od Ustawień po PowerShella - zawsze kończyło się to błędem 0x8007371b. Żadne czary mary wiersza poleceń nie pomogły.
Pan se tego Windowsa 11 reinstaluje. Zgubisz se pan wszystkie aplikacje, ale może zadziała
No dobrze, Shivangi ujęła to znacznie grzeczniej i elkokwentniej. Właściwie to była bardzo miła, sprawiała wrażenie osoby kompetentnej i dziękowała mi za cierpliwość (jest pan dla mnie stanowczo zbyt miły - a czemu miałbym nie być miły, to nie jej wina, że Microsoft wydaje wadliwe oprogramowanie). Kolejnym etapem miała być wspólna reinstalacja całego Windowsa, od zera, z nadzieją (sic!), że po czystej instalacji powiedzie się przejście na Pro. No nie, za to podziękowałem.
Reinstalacja Windowsa 11 to akurat relatywnie szybka i łatwa czynność, ale przywracanie potem wszystkich aplikacji, ich ustawień, personalizacja - to zadanie na jakiś wolny wieczór. I to na taki dłuższy wolny wieczór. Niestety, prędko się na niego nie zanosi. Oczywiście że w końcu do tego siądę, wydałem kupę forsy na potrzebne mi do pracy narzędzie. Natomiast potrzebuję to narzędzie również i teraz, nie mam czasu na ślęczenie nad wadliwym oprogramowaniem.
To prosta droga do impulsywnego kupna Chromebooka lub MacBooka
No nie, nie grozi mi to. Zdecydowanie preferuję Windowsa, a nowy laptop jest świetny. Doskonale bym zrozumiał jednak kogoś innego, który zażądałby jak najszybszego zwrotu pieniędzy za licencję, za komputer i adresu do sklepu, gdzie sprzedają komputery z innym niż Windows oprogramowaniem operacyjnym. Ja też jestem wkurzony.
Rozumiałbym, gdyby chodziło o jakiś stary komputer, gdzie różne eksperymenty mogłyby wewnętrznie zepsuć Windowsa i z jakiegoś powodu uniemożliwić uaktualnienie. Rozumiałbym, gdyby to była jakaś tymczasowa czkawka, do szybkiego rozwiązania jakimś narzędziem naprawczym. Rozumiałbym nawet konieczność łączenia się z pomocą techniczną. To materia nieożywiona, czasem się psuje, jest niedoskonała. Zdarza się.
Tymczasem wydałem pieniądze na produkt, który nie został mi dostarczony. Otrzymałem kod błędu, który jest bezużyteczny nawet dla kogoś, kto wie jak takie kody czytać. Zapewniono mi pomoc techniczną z innego kraju niż mój - choć pracy Shivangi akurat doczepić się nie mogę. A na sam koniec okazuje się, że muszę wyjąć sobie wieczór z życia na odtwarzanie systemu po czystej instalacji. I nawet to bym przełknął w jakimś dziwnym przejawie kapitulacji - ale wiecie państwo co? Nie mam żadnej gwarancji, że po wyczyszczeniu komputera i aktywacji Windowsa na nowo tym razem przejście z Home na Pro się uda. Jest całkiem możliwe, że poświęcę te godziny tylko po to, by znów musieć kontaktować się z pomocą techniczną.
Cóż, przynajmniej był tani. A nie, czekaj…