REKLAMA

Elon Musk poszedł do sądu po ważny wyrok. Odpowie na pytanie, czy twoje konto w internecie, jest twoje

Elon Musk złożył przed sądem skargę, w której wprost sprzeciwia się sprzedaży kont X, które w myśl warunków korzystania z serwisu, należą do niego. Anglojęzyczny internet się burzy, a ja ciężko wzdycham, bo to nie precedens, a przypomnienie w jak okrutnej rzeczywistości żyjemy.

Elon Musk poszedł do sądu po ważny wyrok. Odpowie na pytanie, czy twoje konto w internecie, jest twoje
REKLAMA

Niecałe dwa tygodnie temu internet obiegła informacja, że amerykańska spółka The Onion specjalizująca się w publikowaniu żartobliwych i satyrycznych informacji tak ze Stanów Zjednoczonych, jak i ze świata, wygrała aukcję upadłościową serwisu InfoWars. Serwis InfoWars zasłynął w anglojęzycznym internecie jako medium skrajnie prawicowe i niejednokrotnie szerzące teorie spiskowe oraz dezinformację.

REKLAMA

"Stara się sprzedać coś, czego nie posiada ani nie ma w nim interesu prawnego". No i tyle w kwestii czy posiadasz swoje konto

W ramach zakupu, The Onion miało przejąć nie tylko sam serwis, ale i "inne powiązane aktywa", na które składają się m.in. profile InfoWars i jego założyciela, Alexa Jonesa, w mediach społecznościowych.

"Miało" gdyż przejęcie stoi w miejscu. A to za sprawą Elona Muska, który minionej nocy złożył sprzeciw w sprawie. A właściwie posiadana przez niego firma X Corp., która jest prawnym właścicielem X (dawnego Twittera).

Z treści sprzeciw złożonego przed sądem upadłościowym stanu Teksas dowiadujemy się, że w myśl warunków korzystania z serwisu X wszystkie konta na X należące do Alexa Jonesa i Free Speech Systems - firmy zarządzającej InfoWars - są własnością serwisu społecznościowego i nie powinny być sprzedane The Onion bez zgody X Corp.

"Sprzedaż" kont X zgodnie z żądaniem powiernika stanowiłaby bezprawne przeniesienie licencji na korzystanie z usług X Corp. Taka sprzedaż wyraźnie naruszałaby warunki użytkowania X Corp. i jej prawa własności. [...] Innymi słowy, powiernik stara się sprzedać coś, czego ani on, ani Free Speech Systems, ani Jones nie posiada, ani nie ma w tym żadnego interesu prawnego

- czytamy w treści sprzeciwu wystosowanego przez X Corp.

W treści dokumentu wyraźnie stwierdzono, że X Corp nie sprzeciwia się ogólnej sprzedaży Free Speech Systems na rzecz The Onion, ale wyłącznie części transakcji dotyczącej kont na X. Konta wymienione w sprawie to @infowars, @BANNEDdotVIDEO, @WarRoomShow i @RealAlexJones.

Nasze konta nie są nasze. To wypożyczalnia narzędzi

Pomijając relacje, jakie wiążą Elona Muska z Alexem Jonesem oraz kontrowersje wokół obu postaci, cała sprawa jest interesująca ze względu na fakt, że prawnicy X Corp. mówią wprost: ani The Onion, ani Free Speech Systems, ani Alex Jones nie posiadają żadnych praw do kont w mediach społecznościowych. O ile możemy się kłócić o prawa The Onion do kont, to nie ulega wątpliwości, że w definicji "posiadania prawa do konta" przeciętnego użytkownika internetu, Free Speech Systems i Alex Jones są właścicielami swoich profili na X.

Z tym, że przeciętny użytkownik nie czyta warunków użytkowania danej platformy. Przez to w sytuacjach takich jak ta, gdy mleko się rozlewa i medialna obecność danej jednostki lub podmiotu się sypie, nagle dowiadujemy się, że w myśl warunków użytkowania, które zaakceptowałeś wielokrotnie (bo te zmieniają się nie raz i nie dwa) twoje konto w danym serwisie lub platformie dosłownie wypożyczasz, a pojęcie własności rozmywa się w umiejętnej grze słownej prawników korporacyjnych.

Samo korzystanie z mediów społecznościowych - niezależnie kto jest ich zarządcą i niezależnie od ich stopnia zasięgu - to stała wymiana dóbr, gdzie firma technologiczna udostępnia przestrzeń i narzędzia pozwalające za darmo użytkownikom takim jak ty stworzyć sieć kontaktów i wzajemnego udostępniania treści. W zamian za darmowy dostęp 24 godziny na dobę, stale i pasywnie oddajemy gigantom nie tylko swoje dane, ale i treści, które publikujemy.

W felietonie o Internecie jako wielkim cmentarzu treści poruszyłam także szalenie ważny, lecz również pomijany wątek interesu koncernów technologicznych w utrzymaniu naszych profili w mediach społecznościowych. Bowiem każde zdjęcie, post czy filmik wrzucony do danego serwisu to bezcenne źródło danych dla algorytmów. Nie tylko tak gorących algorytmów jak te sztucznej inteligencji, ale choćby tych uczących się dopasowywania treści do wyszukiwanych fraz. Powodem do utrzymania nas i naszych kont w ryzach jest także zasilanie sfer tematycznych: "feedów", hashtagów czy tagów, dzięki którym dana osoba może zatracić się, przeglądając interesujące je treści, dorzucając swoje pięć groszy do tak cennych dla firm technologicznych statystyk jak "dzienny czas spędzony w serwisie" czy "czas spędzony na oglądaniu wideo".

Problem, na który nie ma remedium

Choć to działania Elona Muska rzuciły nowe światło na istniejący od dawna problem, to trudno powiedzieć, że miliarder i należący do niego X to ewenement na rynku mediów społecznościowych - czy w internecie w ogóle. Bo podobne zestawy warunków korzystania z serwisu zabezpieczających własność konta użytkownika znajdziemy nie tylko na innych platformach społecznościowych, ale także w grach. Choćby konto Riot Games (dające dostęp do gier takich League of Legends, Valorant czy Teamfight Tactics) faktycznie - w myśl warunków użytkowania - jest własnością koncernu i gracz je jedynie wypożycza od Riot Games na czas rozgrywki.

Teraz na klawiaturę ciśnie się pointa gdzieś pomiędzy "czytaj zanim wciśniesz przycisk Zaakceptuj" a "uważaj, komu powierzasz swoje wirtualne ja". Ale oba byłyby próbą okłamania siebie, bo wiem, że prędzej słońce zacznie wschodzić na zachodzie, niż ktokolwiek będzie skrupulatnie czytać regulaminy i warunki użytkowania, i nie zgadzać się na rejestrację tam, gdzie wyczytał coś niepokojącego.

Sama rezygnacja z rejestracji czy zaakceptowania nowych warunków to także, nie bójmy się tego stwierdzenia, wyrok śmierci. Bo zwykle firmy, które posiadają najbardziej wątpliwie sformułowane warunki użytkowania, posiadają również najbardziej potrzebne nam media, serwisy, platformy czy usługi. I chcąc dalej z nich korzystać, musimy zgodzić się na niezbyt uczciwą grę.

Na odchodne powiem jedno: jakiejkolwiek decyzji w internecie nie podejmiesz, pamiętaj, że zawsze nad twoimi treściami i danymi stoi jakiś gigant.

REKLAMA

Może zainteresować cię także:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA