Internet to wielki cmentarz treści. Dowody masz na własnym profilu
Możesz tego nie widzieć, możesz ten fakt ignorować, jednakże internet to cmentarz pełen porzuconych profili i kont, do których zapomniałeś hasła, czy wpisów, na widok których odwracasz wzrok. Takich osób jak ty jest ponad pięć miliardów - i wszyscy żyjemy na cmentarzu, który sam zbudowaliśmy.
Twoja pierwsza skrzynka email, twój pierwszy profil w mediach społecznościowych, twoje profile na forach tematycznych, zdjęcia, które opublikowałeś w sieci poprzez różne usługi i serwisy.
Do ilu z nich nadal pamiętasz hasło? Ile z nich posiada treści, które są dla ciebie istotne dzisiaj? Ile osób obecnych na owych profilach czy w owych treściach nadal jest obecnych w twoim życiu?
Porzucone konta, profile, strony i fora. Tak zbudowaliśmy cmentarz
Web 2.0 to piękny okres w historii internetu, mający swój początek około roku 2004, kiedy to treści w internecie przechodziły transformację. W sieci 2.0 - w przeciwieństwie do 1.0, która była właściwie tylko do odczytu, z ograniczonymi możliwościami wkładu - każdy internauta stał się twórcą i odbiorcą treści, a sieć - zasięg, przekaz, wartość - zaczęła polegać na wkładzie przeciętnego Kowalskiego.
I tak zaczęły tworzyć się pierwsze konta i profile. Nadal pamiętam mój pierwszy adres email, a potem drugi, bo do pierwszego zapomniałam hasła po roku. Oba stanowiły moje "główne" adresy email, na które zakładałam konta i podawałam w szkole. Dziś pamiętam je jak przez mgłę, lecz zapewne serwisy, które nie upadły i nadal aktywne fora wysyłają mi powiadomienia.
Pierwszym medium społecznościowym, na którym zawitałam była - jak zobowiązuje mnie narodowość - Nasza Klasa. Ten serwis akurat nie jest cmentarzem treści, bo już po prostu nie istnieje, jednak w ostatnich latach działania był pięknym przykładem cyfrowej pustyni. Porzucone profile dorosłych, niegdyś pragnących odzyskać kontakt ze znajomymi ze szkolnych lat, który i tak ponownie utracili. Zdjęcia dzieciaków, które równolegle na Facebooku publikowały już zdjęcia prac dyplomowych albo własnych dzieci.
Facebook też jest cmentarzem treści - wystarczy, że wejdziesz na swój profil i trochę przejedziesz w dół. Wydarzenia, o których Facebook przypomina ci cyklicznie co roku, ale ich nie publikujesz "Bo trochę wstyd", "Bo po co". Zdjęcia przedstawiające znajomych, z którymi nie rozmawiasz od ponad sześciu lat. Mój profil praktycznie nie posiada zdjęć, lecz ma liczne posty reprezentujące niedojrzały humor i liczne zrzuty ekranu z gier, które przypominają mi o moich wielogodzinnych sesjach w League of Legends i znajomych, których znam jedynie z imienia i głosu.
A wszystko to - niestety lub stety - leży poza świadomością kogokolwiek, bowiem algorytm nie lubi treści starszych niż 72 godziny.
Polska blogosfera była oparta na polskich serwisach, które w dużej mierze zostały zamknięte ze względu na nikłe zainteresowanie, a wraz z nimi zniknęła ogromna część cyfrowej pustyni. Jednak ja miałam to szczęście, że przypadły mi do gustu rozwiązania zagraniczne i nadal można odnaleźć moje blogi na Bloggerze i Tumblrze, a wraz z nimi moje gimnazjalne "ja". Moje stosunkowo infantylne przemyślenia, wpisy niczym kartki z kalendarza o zdarzeniach, o których nawet nie pamiętam, że miały miejsce. Odzwierciedlenie moich preferencji, gust i zainteresowań. Mam kolejne szczęście, że tu akurat hasło nadal mam w ręku i umyślnie powiększam internetowy cmentarz treści, zamiast po prostu je usunąć. Jednak kilka moich koleżanek nie ma tego szczęścia. Gdy jakiś czas temu spytałam je, dlaczego nie podejmą wysiłku, by odzyskać dostęp i usunąć albo ograniczyć dostęp do bloga za pomocą ustawień, odpowiadały mi zgodnie:
"Po co? Przecież i tak tam nie zagląda, o ile w ogóle pamięta o ich istnieniu".
Kocham fora dyskusyjne. Kiedyś - za dyskusje. Dziś - za czynienie mnie archeologiem i antropologiem
O istnieniu for dyskusyjnych przypominamy sobie zwykle wtedy, gdy wyszukując dość specyficzną frazę w Google, wyszukiwarka podsuwa nam idealny wynik z jakiegoś forum dyskusyjnego. 12 lipca 2008, napisane przez użytkownika katarzynka86. Ostatnio aktywny(a) sierpień 2011.
Fora dyskusyjne to mój ulubiony przykład internetowego cmentarza treści, bowiem opierały się one na idei wymiany wypowiedzi pomiędzy użytkownikami na temat zaproponowany przez pierwszą osobę w wątku. Z jednej strony dyskusje były żywe niczym w komunikatorach, z drugiej były bogatsze w treści i przekaz ze względu na specyfikę medium. Obecnie fora, które się ostały to bezdenna, zapomniana studnia wypowiedzi odzwierciedlających ówczesne trendy, przekonania czy wydarzenia, specyficzne dla danego forum. Z łatwością można znaleźć na nich wypowiedzi sprzed lat, pochodzące od kont nieaktywnych również od lat. Posty, w których kluczowy element wypowiedzi został zatracony, bo Zapodaj.net czy Photobucket usunęły obrazy zamieszczone w poście.
Niezależnie jak umrzemy, wszyscy będziemy leżeć na tym samym, cyfrowym cmentarzu
A to tylko pocztówka z internetowego cmentarza, bowiem ma on dwa wymiary: cmentarz treści i cmentarz ludzi. Bowiem czytając wszystkie porzucone w internecie treści, podświadomie wychodzimy z założenia, że jedynie umarła tworząca je internetowa persona, a jej rzeczywisty właściciel żyje swoim życiem, z dala od klawiatury - lub przynajmniej danego konta. Zdecydowana większość obecnych internautów to grupa 15-35 lat, która w roku 2063 będzie mieć pomiędzy 55 a 75 lat. O ile dożyje tego wieku, bowiem nie jesteśmy w stanie przewidzieć choroby, wypadku, nieszczęśliwego zbiegu wydarzeń czy złych zamiarów prowadzących do czynu karalnego.
Istnieją metody zarządzania kontami po śmierci danej osoby, jednak jej bliscy często nie zdają sobie z tego sprawy - lub po prostu tego nie chcą. Profile zmarłych osób stanowią pamiątkę, de facto internetowy nagrobek, na którym żałobnicy mogą odnaleźć wspomnienia, a znajomi czy przypadkowe osoby pogrążyć się w zadumie i pozostawić wyrazy współczucia.
Według analizy przeprowadzonej w 2019 roku przez naukowców z Oxford Internet Institute przewiduje, że do 2100 roku przynajmniej 1,4 miliarda użytkowników Facebooka umrze, pozostawiając po sobie wirtualne nagrobki. Jeżeli przewidywania badaczy są trafne, już w 2070 roku liczba kont pozostałych po zmarłych przewyższy liczbę aktywnych kont należących do żywych.
Z kolei w scenariuszu, w którym liczba użytkowników będzie rosnąć na poziomie z 2018 roku, przed końcem wieku nawet 4,9 miliarda kont będzie należeć do zmarłych.
Cmentarz, któremu można wyciągnąć wtyczkę
Również firmy technologiczne mają swój interes w utrzymywaniu naszej prezencji w sieci. Platformy internetowe, motywowane możliwościami reklamy w sieci łączącej wszystkie komputery na świecie, zachęcały (i wciąż zachęcają) użytkowników do podejmowania nowych aktywności, nie myśląc o tym, co stanie się z ich treściami w dłuższej perspektywie czasu. W miarę gromadzenia się treści publikowanych przez użytkowników, jedynym rozwiązaniem, na jakie wpadła większość firm technologicznych, było dalsze hostowanie opublikowanych, już dawno zapomnianych przez algorytmy i samych użytkowników treści. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dalsze przechowywanie twojego zdjęcia z wakacji we Władysławowie w 2011 roku to marnotrawstwo zasobów gigantów technologicznych (ale i zasobów naturalnych, w końcu prąd musi jakoś powstać), ale spójrzmy prawdzie w oczy: oni nie mają innego wyboru.
Cykliczne "czyszczenie" zachwiałoby zaufanie do firm technologicznych, bowiem my podświadomie chcemy utrzymać owe cmentarze treści, nie zmieniając ich formy. Nie chodzi jedynie o nostalgię i wspomnienia, ale także pewne poczucie własności. Pomimo że "Warunki korzystania z serwisu" często mówią inaczej, czujemy, że nasze dane są nasze i chcemy, by nikt ich nie tykał, by kurzyły się na serwerach i leżały zapomniane niczym stary telefon w szufladzie. Chcemy mieć wybór, czy opowieści z naszego życia mają być zapomniane, czy usunięte.
Te zapomniane i w codziennym biegu niezauważane zakątki sieci, jak i nasze wspomnienia związane z "życiem" w internecie pokazują pewną prawdę, przepowiedzianą lata temu przez socjologów i medioznawców. Ta wyjałowiona ziemia, pełna wpisów sprzed ponad dekady, "Image not found" i "Strona nie istnieje", "Użytkownik nieaktywny" to świadectwo tego, że postęp technologiczny dystrybuowany przez gigantów nie tylko pokazał nam, jak mamy uczestniczyć w otaczającej nas rzeczywistości, ale wręcz do tego przekonał. I nieświadomie wszyscy stworzyliśmy cyfrowy cmentarz, który teraz dla wielu niewygodny, dla antropologów, którzy wyrosną z naszych dzieci oraz wnuków, będzie bezcennym i bezdennym źródłem informacji.
Lecz to pod warunkiem, że nie zostanie wyciągnięta wtyczka.
Może zainteresować cię także: