REKLAMA

Wymarłe polskie strusie mogą powrócić. Niedługo zaczną im wykradać jaja, by stało się to możliwe

Dropie były ptakami licznie występującymi w Polsce, ale obecnie to gatunek wymarły w kraju. Może to się zmienić. Pomogą w tym niemieckie ptaki, które zostaną przesiedlone. W jajach.

Wymarłe polskie strusie mogą powrócić. Niedługo zaczną im wykradać jaja, by stało się to możliwe
REKLAMA

Porównanie do strusia jest nieprzypadkowe, bo dropie to naprawdę okazałe ptaki. Osiągają do 110 cm długości i 85 cm wysokości, a waga w przypadku dorosłych samców może wskazywać nawet 18 kg. To jeden z najcięższych ptaków potrafiących latać. Imponująca jest rozpiętość skrzydeł wynosząca do 230 cm.

REKLAMA

Ostatnia samica polskiego dropia zmarła w hodowli w 1989 r. Te na wolności zabito trzy lata wcześniej. A jeszcze w XIX w. ptaków w kraju było naprawdę wiele. Portal Crazy Nauka wspominał o źródłach mówiących, że jeszcze przed II Wojną Światową populację szacowano na 18 tys.

Dlaczego dropie w Polsce nie przetrwały? W rozmowie z Gazetą Lubuską Wojciech Pawliszak, przewodniczący zarządu Polskiego Związku Łowieckiego w Gorzowie Wielkopolskim, tłumaczył, że drop „bardzo słabo adaptuje się do zmieniających się warunków środowiskowych”. Tyle że warunki nie zmieniają się same.

Jego zagładę spowodowała między innymi chemizacja rolnictwa, która generalnie zdziesiątkowała nam ptaki drapieżne, czyli jastrzębie czy myszołowy. Narastająca intensyfikacja rolnictwa, zmiany w użytkowaniu gruntów oraz rozwój infrastruktury przesyłowej oraz komunikacyjnej również zrobiły swoje. Drop trudno też się rozmnaża. Wymaga odkrytych terenów z niską roślinnością i znajdujących się z dala od lasu. W zagłębieniu terenu składa tylko dwa jaja, z których wylęgają się młode. Zarówno jajka jak i pisklęta stanowią łatwy łup dla wszystkich drapieżników

– wyjaśniał.

Jest plan na to, żeby dropie znowu (o)żyły w Polsce

Wszystko za sprawą Polskiego Związku Łowieckiego, który prowadzi program reintrodukcji w dropi w Polsce. Oficjalnie rozpoczął się rok temu – wówczas powstała Stacja Hodowli Dropia wraz z infrastrukturą niezbędną do wylęgu i odchowu piskląt dropia. Jak informuje wyborcza.pl wiosną w stacji zamieszkają dorosłe ptaki, które będzie można oglądać. Będą to dropie po wypadkach albo takie, które nie mogą się rozmnażać. Mają być przyzwyczajone do ludzi.

Co jednak najważniejsze, wiosną do stacji trafią też jaja. Zostaną wykradzione niemieckim dropiom. To właśnie w Brandenburgii od 30 lat prowadzony jest podobny program. Z bardzo dobrym efektem, więc w Stacji Hodowli Dropia liczą na powtórzenie sukcesu.

Jak działa program? Niemieccy rolnicy, którzy znajdą na swojej ziemi gniazda dropia, informują o tym naukowców. Dostają za to nagrody finansowe, a badacze „przejmują” jaja, by ptak mógł się wykluć w sztucznych warunkach. Dość brutalna metoda, ale pamiętajmy o tym, że jaja i pisklęta są łatwym łupem dla drapieżników. Dzięki kradzieży jest szansa, aby dropie mogły występować częściej na wolności.

Najpierw – jak opisuje Wyborcza – do Polski trafi kilkanaście sztuk jajek. Nie ma gwarancji, ale wszyscy liczą na to, że wyklują się pierwsze dropie na polskiej ziemi od bardzo dawna. Nie będą mieć kontaktu z człowiekiem, by nie przyzwyczajać ich do ludzkiej obecności. W Wielkiej Brytanii ptaki karmione są przez pracowników przebranych za dropia. Z czasem dropie zaczną opuszczać przygotowaną dla nich wolierę.

Od czasu do czasu można było w Polsce dostrzec dropia, ale były to ptaki, które przylatywały do nas z Niemiec czy południa. Od lat mówi się też próbie odbudowy gatunku – w 2018 r. liczono, że pierwsze polskie dropie wyfruną na wolność w 2023 r. Nic takiego się nie stało, ale teraz jest nadzieja, że program odniesie sukces. Cała nadzieja w niemieckich jajach.

REKLAMA

Więcej o technologii i zwierzętach przeczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA