Dlaczego europejscy gracze łoją skórę Amerykanom? Poleciałem do USA, by znaleźć odpowiedź
Podczas DreamHack Dallas rozmawiam z organizatorami największych e-sportowych imprez w Europie i USA na temat tego, dlaczego gracze ze Starego Kontynentu regularnie łoją skórę Jankesom, mimo potencjału drzemiącego w amerykańskim przemyśle gier.
Stany Zjednoczone. Tutaj powstały pierwsze strzelaniny wnoszące rywalizację na zupełnie nowy, profesjonalny poziom. Quake, Unreal Tournament, Medal of Honor, Halo, Counter-Strike - wszystkie kultowe serie wypełniające monetami sejfy w kafejkach internetowych narodziły się w Stanach. USA do teraz jest uznawane za główną fabrykę sieciowych strzelanin, z seriami Call of Duty, Valotant i Fortnite na czele.
W tym samym czasie królami amerykańskich strzelanin - a także strategii i MOBA - rzadko kiedy są obywatele Stanów. Podczas najbardziej prestiżowych turniejów e-sportowych puchary są dumnie wznoszone ku niebu przez europejskich oraz azjatyckich graczy. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego pierwszy (lub drugi, licząc wpływy mobile w Chinach) rynek gier na świecie przestał produkować czempionów? By znaleźć odpowiedzi na to pytanie, poleciałem do Teksasu.
Ostatnia istotna amerykańska wygrana na prestiżowym turnieju miała miejsce w 2019 roku - mówi organizator DreamHack Dallas.
DreamHack Dallas to największa impreza LAN Party na świecie, a jednocześnie wielki festiwal gier połączony z e-sportowymi zmaganiami. Za wydarzeniem stoi ESL FaceIt Group - ta sama organizacja, która odpowiada za finały Intel Extreme Masters w katowickim Spodku. W Dallas także trwa przystanek IEM, przyciągający profesjonalnych graczy z całego świata. E-sportowcy uczestniczą ponadto w pojedynkach Tekkena 8, Street Fightera 6, FC 24 czy Overwatcha.
Pośród najlepszych na DreamHack Dallas trudno doszukać się obywateli Stanów. Pierwsze miejsce w eliminacjach Street Fightera przypada Japończykowi Tsunehiro "gachikunowi” Kanamoriemu. W Tekkenie wymiataczem jest Japończyk Daichi "Nobi" Nakayama. Turniej CS2 w ramach IEM wygrał zespół G2 Esports złożony z graczy ze wschodniej Europy, z przebojowym udziałem Amerykanina Jacky’ego "Stewie2K" Yipa jako rezerwisty. Żeński turniej CS2 wygrał zespół Imperial fe zdominowany przez kobiety ze wschodniej Europy. W StarCraft 2 najlepszy okazał się Fin Joona “Serral” Sotala.
Puchary były więc rozdzielane głównie między Europejczyków oraz Azjatów. Amerykanie odnosili sukcesy wyłącznie w mniej prestiżowych turniejach, jak ten dla Super Smash Bros. Ultimate czy Mortal Kombat 1. Dlaczego tak się dzieje? Czemu Jankesi przegrywają we własnym ogródku, pod teksańską flagą? Zapytałem o to samych organizatorów DreamHack Dallas.
Weteran e-sportowej sceny Michał „Carmac” Blicharz tłumaczy mi, na czym polega przewaga europejskich graczy nad tymi z USA.
Aby wytłumaczyć, dlaczego europejscy gracze regularnie tłuką amerykańskich rywali w CS2, Michał „Carmac” Blicharz - wiceprezes do spraw produktów w ESL FaceIt Group - posługuje się prostą analogią. Prosi mnie o wyobrażenie sobie dwóch odizolowanych wysepek, na których gra się w szachy. Na pierwszej jestem tylko ja i Blicharz, trenując po 12 godzin dziennie. Na drugiej jest setka osób, oni także grają w szachy po 12 godzin dziennie. Szachiści z której wyspy okażą się skuteczniejsi? Oczywiście z tej drugiej.
Według Michała Blicharza w Europie jest znacznie większe zagęszczenie i nasycenie graczy komputerowych, co ma istotne znaczenie w przypadku CS2. Już na starcie mamy więc większą bazę potencjalnych mistrzów i nieoszlifowanych diamentów. Kandydaci na czempionów uczą się jedni od drugich. Dochodzi bowiem do wysokiej rotacji na regionalnych turniejach. Rywale poznają różne taktyki, stykają się z szerszym przekrojem zagrywek.
W Stanach Zjednoczonych sieć potencjalnych mistrzów jest mniejsza. Rozwój zachodzi więc wolniej. Jedyny sposób, by temu przeciwdziałać, to grać, grać i jeszcze raz grać z drużynami z innych kontynentów, ucząc się od nich. Gracze z Europy mają łatwiejszy dostęp do eventów z mistrzami, a więc zdobycia turniejowego doświadczenia. Carmac wskazuje tutaj przykład ostatniej amerykańskiej drużyny, która odniosła wielki sukces, jeszcze przed pandemią: musiała przegrać 12 razy z mistrzami, by w końcu podnieść wymarzone trofeum.
Bardzo duży wpływ na poziom amerykańskich drużyn ma COVID-19 i pandemiczne odcięcie Stanów od świata.
Podczas pandemii COVID wielu e-sportowych graczy w Europie wciąż mogło brać udział w tradycyjnych turniejach, ze względu na bliskość sąsiednich państw oraz stosunkowo zunifikowaną politykę graniczną. W tym samym czasie większość amerykańskich profesjonalistów została odcięta od podobnej możliwości.
Nieliczni, którzy docierali na treningi np. do Holandii, musieli zostawiać w Stanach swoje rodziny i swoich bliskich na bardzo długi czas. To z kolei wywierało znaczny wpływ na zawodników. Wielu graczy sobie z tym po prostu nie radziło. Woleli zostać w Stanach, blisko rodziny, podczas gdy europejscy gracze aktywnie rywalizowali ze sobą podczas zgrupowań, nieustannie szlifując umiejętności.
W ten sposób powstała przepaść między graczami z Europy oraz Stanów, wyraźnie widoczna także w 2024 roku. Zdaniem Michała „Carmaca” Blicharza gracze ze Stanów mogą ponownie wejść na sam szczyt, ale muszą teraz pracować ciężej niż inni oraz dawać z siebie więcej niż inni. Tylko w ten sposób nadrobią stracony dystans, ponownie zagrażając rywalom z Europy i Azji. Amerykanom nie brakuje motywacji, by osiągnąć ten cel, co udowodnił w Dallas Jacky "Stewie2K" Yip. Amerykanin znalazł się w drużynie G2 Esports w roli zastępcy, nieoczekiwanie wywalczając puchar w Dallas, ku dzikiej radości kibiców skandujących "Ju Es Ej".