To urządzenie podbiło CES. Wieszczą, że zastąpi smartfony, jednak bez Apple'a i innych, to się raczej nie uda
Jest szansa, że na naszych oczach utworzy się historia nowego sprzętu. Na targach CES pokazano gadżet w postaci Rabbit R1, którego popularność - przynajmniej medialna - bije rekordy. To zupełnie nowa kategoria mobilnego urządzenia, które mówi "nie" aplikacjom i stawia na AI.
Były telefony komórkowe, teraz mamy smartfony. Niemal każdy ma w swojej kieszeni „mobilny komputer”, który w dzisiejszych czasach jest praktycznie kluczem do wszystkiego: komunikacji ze znajomymi i bliskimi, rozrywki, załatwiania spraw finansowych (zakupy w internecie, BLIK), a odkąd mamy mObywatela, to nawet załatwiania spraw urzędowych.
To wszystko jednak wymaga masy kont, aplikacji, haseł, maili, mimo iż wielu użytkowników najchętniej by z tego zupełnie zrezygnowało. Co jednak powiecie na urządzenie opierające się na sztucznej inteligencji, w którym ekran jest tylko dodatkiem? Pomysł jest świetny, ale… bez Apple i innych gigantów technologii to się nie uda.
Rabbit R1 to sprzęt, który podbija świat technologii. Oto co potrafi
Rabbit R1 to kawałek elektroniki, który jest duchową inspiracją do Siri, Alexy lub Asystenta Google, ponieważ obsługujemy go za pomocą głosu. Sprzęt potrafi naprawdę wiele sztuczek i powinniśmy go określać jako kontroler do aplikacji, który tak naprawdę nie wymaga ich instalowania.
Króliczy sprzęt potrafi wiele: może odtwarzać muzykę (opisać ją, odpowiedzieć na pytania dotyczące utworu m.in. kto ją stworzył, powiedzieć, co o niej myśli), zamówić Ubera dostosowanego na określoną liczbę osób i dodatkowy bagaż (gdzie urządzenie zaproponuje określony pakiet), a nawet zamówić pizzę bez określania adresu z zaznaczeniem, że chcemy taką, która jest najbardziej popularna – sprzęt wybierze ją za nas, a my musimy wyłącznie potwierdzić zamówienie.
Możemy też poprosić, aby gadżet zaplanował dla nas wycieczkę (wystarczy, że podamy wymagania – np. że chcemy lecieć klasą ekonomiczną, w hotelu musimy mieć dostęp do WiFi, chcemy też wypożyczyć samochód), a po kilkunastu sekundach mamy wybrane przez AI opcje i wystarczy, że wszystko potwierdzimy. Nie brakuje też planu wycieczki i jeśli ta wydaje się zbyt skomplikowana, to można poprosić o zdecydowanie prostszą opcję.
Mimo że to dopiero wczesna wersja sprzętu, to Rabbit R1 ma na pokładzie funkcję tłumacza w czasie rzeczywistym ze sporządzaniem notatek do komunikacji w dwie strony z osobami mówiącymi w innych językach. Urządzenie ma też moduł aparatu i wykrywania obiektów w kadrze – można pokazać co mamy w lodówce i zapytać urządzenie co możemy z tego zrobić z dokładnym przepisem i instrukcjami.
Funkcji jest znacznie więcej, ale wszystko sprowadza się do jednego. Braku aplikacji i szeregu rozwiązań potrzebnych do ich kontrolowania (maile, loginy, hasła, konta). Sam producent twierdzi, że to sprzęt nowej generacji, który ma być szybszy, bardziej intuicyjny od smartfonów z systemami operacyjnymi opierającymi się na aplikacjach, które bądź co bądź są z nami od przeszło 15 lat. Można rzec, że to zupełnie inna kategoria, która ma być czymś innym niż smartfon.
To zupełnie nowa kategoria sprzętu, a nie nowy smartfon
Urządzenie ma na pokładzie wiele funkcji, których typowy smartfon po prostu nie potrafi. Nie potrzebuje też najmocniejszego procesora na rynku rzędu A17 Pro czy Snapdragona 8 Gen 3, które tylko windują ceny telefonów, gdzie tak naprawdę większość z nas nie jest w stanie wykorzystać w pełni możliwości takich układów (a mimo tego wciąż kupujemy najdroższe, sztandarowe smartfonu). Rabbit R1 działa na procesorze MediaTek, ma 4 GB RAM-u i nie ma też najlepszego ekranu LPTO OLED o najwyższej możliwej jasności, rozdzielczości i częstotliwości odświeżania.
Dotykowy ekran w tym gadżecie służy do potwierdzania i czytania zapisanych danych przez sztuczną inteligencję. Całość działa na LAM (Large Action Model), który wykonuje wszystkie mówione polecenia użytkownika – na boku też mamy analogowy guzik do funkcji push to talk (naciśnij, aby mówić). To w odróżnieniu od współczesnych smartfonów po prostu działa i wydaje się funkcjonalne, mimo braku najlepszej specyfikacji. Jest jeden wspólny interfejs wyświetlany na 2,88-calowym ekranie, dzięki któremu możemy obsługiwać popularne aplikacje i usługi, bez obowiązku instalacji ich na urządzeniu.
Jak ChatGPT można utożsamiać z wyszukiwarką nowej generacji, to na Rabbit R1 powinniśmy patrzeć jak na interfejs do obsługi sklepu z aplikacjami, bez ich instalacji. Oczywiście, po drodze pojawia się masa argumentów za tym, że smartfon praktycznie potrafi zrobić to samo, a nawet w wielu przypadkach lepiej. Po prostu smartfony to coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i obecnie nie wyobrażamy sobie korzystania z urządzenia, które nie bazuje na aplikacjach zainstalowanych lokalnie na urządzeniu.
Bez Apple i innych gigantów technologicznych to się nie uda
Rabbit R1 jest czymś nowym, ale wydaje się, że może powtórzyć się historia ChatGPT oraz Bing Czat, które tak bardzo miały wygryźć wyszukiwarki internetowe, jakie dzisiaj znamy. Rozwiązania te znalazły swoją niszę i z pewnością jest wiele osób, które dzisiaj nie wyobrażają sobie życia i pracy bez wykorzystania tych narzędzi, ale tak naprawdę dla przeciętnego użytkownika, który nie jest mocno zainteresowanymi technologiami, wyszukiwarka Google jest po prostu zwyczajnie wystarczająca.
Podobna sprawa może być z tym urządzeniem. Dla zdecydowanej większości użytkowników ich smartfon – czy to iPhone, czy to Samsung (te dwie firmy kompletnie dominują światowy rynek urządzeń mobilnych) jest wystarczający. No bo przecież na Rabbit R1 od wyciągnięcia z pudełka nie będziemy mogli scrollować TikToka w nieskończoność, odkrywać coraz to kolejne wątki na Twitterze (to znaczy X-ie), oglądać Netflixa lub YouTube’a, szybko i wygodnie płacić BLIK-iem, czy rozmawiać ze znajomymi przez FaceTime, lub Discorda. Przyzwyczajenia ludzi na to nie pozwolą.
Dopóki Apple i inni giganci technologiczni nie zobaczą w tym szansy (chociaż szczególnie patrzę w stronę Apple), to tak naprawdę koncepcja urządzenia opartego w pełni na sztucznej inteligencji nie ma prawa bytu. Rabbit R1 kosztuje 199 dolarów, a za taką cenę możemy co najwyżej kupić średniopółkowy smartfon, gdzie za sztandarowce Apple iPhone z najlepszymi ekranami, procesorami, głośnikami kosztują tysiące złotych, a gigant technologiczny zarabia ogromne pieniądze z marży. To wydaje się nieopłacalne dla Apple, który jednocześnie też wspiera swój ogromny sklep z aplikacjami App Store, wkładając w niego ogromne sumy pieniędzy. Producenci aplikacji też dużo zarabiają dzięki usługom i mikropłatnościom, więc zarówno dla Apple, jak i innych gigantów technologicznych jest to po prostu nie na rękę.
Dopóki zwykłe smartfony są opłacalne dla gigantów technologicznych to nie ma miejsca na rynku na taki sprzęt jak gadżet startupu Rabbit. Jeśli Apple wprowadziłoby takie urządzenie, to sprawa mogłaby wyglądać nieco inaczej. Niemniej jednak to bezpieczne rozwiązania dla giganta z Cupertino w postaci iPhone’a (i konkurencyjnych smartfonów z Androidem) będzie królować przez następne lata.
Więcej o ciekawych gadżetach pokazanych na CES 2024: