Pani Lidia zaproponowała mi pracę marzeń. Uważajcie na takie oferty na Facebooku
Uwielbiam grupki osiedlowe. Poza informacjami o tym, że właśnie płonie kosz na śmieci albo ktoś znowu nie posprzątał trawnika po swoim psie, można też zobaczyć nietypowe ogłoszenia. "Dam pracę, 400-800 zł na tydzień, 2-3 godziny dziennie" - tylko głupi by nie kliknął, prawda? Odpisałem i tłumaczę, dlaczego nie warto odpowiadać na takie atrakcyjne oferty.
Na grupie jest już kilkanaście odpowiedzi z prośbą o dokładniejsze informacje. Wątpię, by pozostali tak jak ja postanowili przeprowadzić mini-śledztwo i jedynie z ciekawości nawiązali kontakt. W końcu teoretycznie nawet przy najmniej optymistycznym wariancie, czyli wpadającym 1600 zł miesięcznie, można sobie fajnie dorobić, niewiele pracując. Praca marzeń?
Pewnie bardziej świadomym użytkownikom od razu zapaliła się lampka ostrzegawcza. Tego typu idealnie brzmiące oferty niemal zawsze są sprawką oszustów. Sam przed kilkoma laty byłem świadkiem podobnego przekrętu.
Szukająca pracy ofiara odpowiedziała na ogłoszenie. Wszystko brzmiało profesjonalnie, wystarczyło tylko przelać złotówkę w celu weryfikacji, podając wcześniej swoje dane. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że przelew faktycznie służył do potwierdzenia - jednak nie przed pracodawcą, a bankiem. Imię i nazwisko, PESEL i tym podobne szczegóły zostały wykorzystane do wzięcia przez oszusta pożyczki.
Czy tutaj miało być podobnie? Skontaktowałem się z autorką ogłoszenia i po chwili dostałem informacje.
- Praca polega na wypełnieniu wniosków bankowych, testowaniu darmowych ofert bankowych oraz promocji i polecaniu ich w prosty sposób, za co otrzymujesz bonusy do wynagrodzenia - odpowiedziała mi pani Lidia, która jak się potem okazało jest mentorem. Brzmi absurdalnie? Poczekajcie, bo coachingowa nowomowa dopiero wjedzie. I to na pełnej.
Czytaj także: Jak odzyskać konto na Facebooku?
Pierwszy etap to rejestracja. Na drugim już zarabia się pierwsze pieniądze
- Ja ani przez moment nie żałuję, że się zdecydowałam wejść do tego projektu. Warto dać sobie szansę, a systematyczna praca gwarantuje sukces, satysfakcję - zachwala pani Lidia w rozmowie na Messengerze.
Wchodzę na podaną stronę. Okazuje się, że projekt to program partnerski, działający na następujących zasadach:
Wertując stronę okazuje się, że mogę zarobić miesięcznie nawet ponad 4 tys. zł. Nieźle, bo przecież najpierw optymistyczny wariant zakładał 3,2 tys. zł. Jeszcze nie zacząłem pracy, a już 800 zł do przodu!
Czytam dalej:
Strona pani Lidii ma zakładkę "kontakt", "więcej" i dwie poświęcone na "opinie". Złośliwi powiedzą, że błąd, inni zauważą, że pozytywnych komentarzy jest tak dużo, że w jednym dziale się nie zmieściły. Reakcje zadowolonych to screeny z rozmów z Messengerze, więc już wiecie wszystko o wiarygodności.
Jestem ciekawski, więc klikam w "kontakt". Dzięki temu dowiaduję się, że pani Lidia - albo jej firma - biuro ma w Bukareszcie, a można do niej zadzwonić wykręcając numer do... Johna Doe. Brzmi znajomo?
Jonh Doe to nazwisko używane w USA, by nazwać mężczyznę o niezidentyfikowanej lub ukrytej tożsamości. Dla określenia kobiet używa się nazwiska Jane Doe.
Zapewne to jakieś przeoczenie. Zresztą po co ktokolwiek miałby klikać w zakładkę kontakt, skoro znajomość z panią Lidią została już nawiązana? Jeżeli coś od niej potrzeba, wystarczy odezwać się na Facebooku. Całkiem logiczne.
Pani Lidia wyjaśnia mi, że to efekt robienia strony w Wordpressie. Ja i tak rejestruję się gdzie indziej, pracujemy online, biurem jest nasz adres, a platformy, na których się działa, są legalne.
- Jeśli panu przeszkadza ta informacja o kontakcie, to ja mogę ją nawet usunąć - zapewnia mnie w wiadomości głosowej.
Wróćmy wiec do zapisu. Już w pierwszym kroku muszę podać podstawowe informacje, jak przy każdej innej rejestracji. Przebieg procesu najpierw oglądam na wideo pokazującym krok po kroku wypełnianie wniosku. O ile narratorka skrupulatnie tłumaczy, dlaczego zaznaczamy "nie" w odpowiedzi na pytanie o znajomość SEO, tak już mniej dokładnie wyjaśnia, dlaczego mam podać numer PESEL.
Pytam więc panią Lidię: a po co wam mój PESEL? Odpowiedź na Messengerze przychodzi błyskawicznie.
- Do weryfikacji, czy dana osoba jest pełnoletnie. Ponadto ten program rozlicza nas z prowizji i generuje rachunki, na podstawie którego rozliczamy sue z US (zachowałem oryginalną pisownię - dop. red.) - odpowiada pani Lidia, a potem przesyła mi wiadomość głosową.
To nic, że zwraca się do mnie per pani. Jest pochmurny poranek (być może w Bukareszcie też), a poza tym pani Lidia jest zapracowaną kobietą sukcesu. Wyjaśnia mi, że PESEL tak naprawdę i tak rozdaje się na prawo i lewo, bo przecież w jaki inny sposób moglibyśmy zostać zweryfikowani? Pracujemy z bankami, tłumaczy pani Lidia, więc musimy mieć gwarancję, że po drugiej stronie jest osoba pełnoletnia. Pełen profesjonalizm.
Moja mentorka dodaje przy okazji, że nie ma się czego obawiać, bo PESEL nie jest daną wrażliwą
I to akurat nie jest kłamstwo. Jak wyjaśniał Niebezpiecznik, z punktu widzenia prawa faktycznie PESEL nie ujawnia tak intymnych spraw jak pochodzenie, poglądy czy stan zdrowia.
Z perspektywy zdrowego rozsądku PESEL jednak jak najbardziej warto chronić:
Na tym etapie postanowiłem zakończyć współpracę. Co dzieje się dalej? Odpowiedź możemy znaleźć na portalu zbierającym opinie o pracodawcy. Okazuje się, że firma odpowiedzialna za całą tę akcję ma mnóstwo pozytywnych recenzji.
Oto kilka przykładowych:
Nie, te znaki zapytania to nie żaden błąd w kopiowaniu - tak właśnie napisane są te jakże przekonujące komentarze. Czytając je można zrozumieć, dlaczego pani Lidia uznała, że ja również jestem kobietą. Strzelam, że głównym celem są bezrobotne kobiety lub przebywające na urlopie macierzyńskim, które chcą dorobić lub cokolwiek zarobić. Naciągacze są tak pewni swego, że nie patrzą, kto się do nich zgłasza i wklejają gotowe formułki licząc na to, że ofiara i tak już połknęła haczyk, więc nie będzie zwracać uwagi na detale.
No dobrze, ale o co w tym całym procederze chodzi? Wyjaśniają komentujący:
Banki, owszem, mają takie programy, ale służą do polecania usług znajomym i bliskim. Kiedy więc zaczyna się robić z tego sposób na zarobek, to sprawa jest już śliska.
Być może nie stracicie pieniędzy, ale czas - na pewno
Cały ten proceder pokazuje, że trzeba z dystansem podchodzić do obietnic jakie pojawiają się w ofertach. Najpierw jest atrakcyjne ogłoszenie. Potem rozmowa, by zdobyć zaufanie - choć wiele wskazuje na to, że po drugiej stronie siedzi po prostu znudzony ktoś, kto wkleja gotowe formułki.
Następnie wchodzicie na stronę, na której pełno jest pustych sloganów i obietnic. Papka w postaci haseł o zarabianiu tysięcy, realizowaniu się i spełnianiu, ma nakręcić ofiary. Wystarczy jeden krok, żeby odmienić swoje życie!
Poświęcając choćby minutę zobaczymy, że to fikcja. Po zerknięciu w zakładkę kontakt przekonamy, że nic się tu nie klei. To dobry sposób, żeby weryfikować sklepy, sprzedawców czy właśnie rzekomych pracodawców. Strony mogą wyglądać "właściwie", ale szybko okazuje się, że są robione na kolanie. Niestety, patrząc po reakcjach na ogłoszenie na tylko jednej grupie facebookowej, możemy założyć, że ten proceder przyciąga szukających prostego i szybkiego zarobku. Ostrzeżcie znajomych i bliskich.