LiveLeak nie działa. Po 14 latach królestwo drastycznych filmów bez cenzury odchodzi do przeszłości
Jedna z najbardziej kontrowersyjnych usług społecznościowych kończy swoja działalność. LiveLeak, który wsławił się wyjątkowo swobodnym podejściem do publikowanych przez użytkowników treści, to już historia.
YouTube nie jest jedyną popularną usługą społecznościową skupioną wokół klipów wideo – choć zdecydowanie dominuje na rynku. Ze świecą szukać konkurencji, a tej bezpośredniej w zasadzie brak. Godne wspomnienia są dwie alternatywy. Pierwszą jest Vimeo, które stara się wyróżnić promowaniem treści wyłącznie wysokiej jakości. Drugą jest – a właściwie był – LiveLeak, czyli usługa, która kusiła użytkowników bardzo luźnym regulaminem.
LiveLeaka można w skrócie określić jako YouTube bez cenzury. To właśnie tam internauci dzielili się klipami, które niemal z całą pewnością byłyby szybko usunięte z usługi Google’a. Pirackie nagrania, przemoc, szokujące treści – kontrowersyjnym atutem LiveLeaka była niemal nieistniejąca cenzura. Wiedzą to dobrze choćby mirki i mirabelki z Wypoku - jak ktoś wrzucał wideo i zaznaczał, że pochodzi z LiveLeaka, to... wiadomo było, że będzie hardcore. Teraz fani usługi będą dziś niepocieszeni – ta ogłosiła zakończenie działalności.
Powody zamknięcia usługi nie są jasne. Jeżeli wierzyć jej twórcom, LiveLeak osiągnął już wszystko, co było do osiągniecia, więc chcemy spróbować czegoś nowego. Próby odwiedzenia usługi kończą się przekierowaniem na coś zupełnie nowego od rzeczonych twórców: na ItemFix, który ma być platformą ułatwiającą dzielenie się viralowymi treściami. Z dość standardowym – wykluczającym kontrowersyjne treści – regulaminem.
LiveLeak nie działa. Po ponad 14 latach twórcy wyłączają usługę.
Brytyjski LiveLeak został uruchomiony 31 października 2006 r.. To dzieło twórców kontrowersyjnej witryny Ogrish.com. W założeniu – co zresztą w dużej mierze udało się osiągnąć – usługa miała na celu stanowić platformę dla dziennikarstwa obywatelskiego. Nie było w nim miejsca na brak brutalności czy na poprawność polityczną.
Rozgłos LiveLeak zyskał w 2007 r., kiedy to na tej usłudze pojawiło się nieocenzurowane nagranie ze stracenia Saddama Husseina. W tym samym roku stacja BBC zdecydowała się nakręcić reportaż o LiveLeaku – w ramach programu Panorama reporterzy skupili się na przemocy obecnej w wielu reporterskich klipach hostowanych przez LiveLeaka. Właściciele usługi odmówili ich usunięcia, twierdząc, że materiały te ilustrują otaczającą nas rzeczywistość.
Usługa tylko raz ugięła się pod naciskiem podmiotów zewnętrznych - w 2008 r., a cała sprawa była komentowana w światowych mediach. Krytykujący Koran film Fitna wyprodukowany przez holenderskiego polityka musiał zostać usunięty po tym, jak muzułmańscy ekstremiści wystosowali groźby do założyciela LiveLeaka, Haydena Hewitta. Ten usunął film na 48 godz., a czas wykorzystał na zapewnienie ochrony swojej rodzinie, którą – według zapewnień szantażystów – czeka śmierć w męczarniach za obrazę świętej księgi.
LiveLeak był w dalszych latach źródłem wielu innych kontrowersji. O serwisie było głośno w lato 2014 r., kiedy pojawiło się na nim nagranie ścięcia amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya przez terrorystów reprezentujących Państwo Islamskie. Wideo nie zostało usunięte mimo wielu nacisków, jednak LiveLeak od tej pory wprowadził nowy zapis do regulaminu – zakaz publikacji wideo autorstwa ISIS prezentującego ścięcia ofiar.
Czy pojawi się godny następca LiveLeak?
Trudno powiedzieć, bowiem prowadzenie tak kontrowersyjnej usługi jest nie tylko ryzykowne, ale i kosztowne. Serwisy umożliwiające hostowanie nagrań wideo i nastawione na duży ruch internautów generują bardzo duże obciążenie centr danych, w których są hostowane. A biorąc pod uwagę kontrowersyjną formę, mało który reklamodawca zechce wejść we współpracę z taką usługą. Niewykluczone, że to właśnie brak rentowności był prawdziwą przyczyną zakończenia działalności LiveLeaka – choć to na razie jest tylko spekulacją.