Za 5 lat połowa ludzi nie będzie miała dostępu do wody pitnej. Uratować nas mogą szklarnie nowego typu
Według prognoz Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w 2025 r. mniej więcej połowa ludzkiej populacji nie będzie miała dostępu do wystarczającej ilości wody pitnej. 2025 r. będzie już za 5 lat.
Przyznaję, że ta prognoza może brzmieć absurdalnie. Przecież powierzchnia Ziemi składa się w 71 proc. z wody i nigdy nam jej jakoś bardzo nie brakowało, więc skąd ta panika? Tak, rzeczywiście, powierzchnia Ziemi to w 71 proc. woda, ale woda, która nadaje się do picia to zaledwie 2,5 proc. całego naszego wodnego zasobu.
Trochę mało. Jeśli dorzucimy do tego równania rosnącą temperaturę na naszej planecie i wieloletnią ignorancję wielu państw w kwestii gospodarki wodnej, nagle okazuje się, że zasoby wody pitnej na świecie nie są wcale takie duże. A, no i cały czas przybywa ludzi. Nie trzeba być ekspertem, żeby dojść do wniosku, że prędzej, czy później, wody zacznie brakować.
No chyba, że zaczniemy czerpać ją bezpośrednio z morza
Pomysł przetwarzania wody morskiej na wodę pitną nie jest wcale nowy. Takie przedsięwzięcia działają już od wielu lat na terenie Stanów Zjednoczonych, Izraela, Chin, Hiszpanii, Australii i Dubaju. Największym problemem, jeśli chodzi o odsalanie wody, pozostaje koszt tego procesu. Władze Dubaju mogą pozwolić sobie na pozyskiwanie 99 proc. wody pitnej właśnie poprzez odsalanie wody morskiej. Rocznie wydają na to jednak ok. 1,6 mld dolarów, produkując przy tym ok. 182 mln litrów wody dziennie. Mniej zamożne kraje muszą niestety obejść się smakiem.
No, chyba że ktoś opracowałby tańszy sposób odsalania wody. Aktualnie bowiem do pozyskiwania wody pitnej stosuje się jedną z dwóch metod: odparowywanie albo odwrócona osmoza. Oba sposoby są dość wydajne, jednak ich wspólnym problemem jest duże zużycie energii do produkcji odsolonej wody. Od czego jednak są naukowcy.
Na o wiele tańszy pomysł odsalania wody wpadli badacze z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii. Stan ten od jakiegoś czasu boryka się z problemem niedoboru słodkiej wody, tak więc nic dziwnego, że tamtejsi naukowcy żywo interesują się tym problemem.
Nowa metoda odsalania wody: srebro i tlenek manganu
Naukowcy ze Stanforda opracowali metodę, która opiera się na zastosowaniu dwóch elektrod wykonanych z tlenku manganu i srebra. Przepuszczony przez nie prąd sprawia, że do elektrody wykonanej ze srebra przyłączają się jony chloru, a do tej wykonanej z tlenku manganu, jony sodu. W ten sposób sól (NaCl) rozkładana jest na czynniki pierwsze i oddzielana od wody.
Tzn. oddzielana w teorii. W praktyce niestety okazuje się, że jednorazowe zastosowanie tej metody usuwa ok. 50 proc. soli z morskiej wody. A żeby uznać odsoloną wodę za zdatną do picia, należy usunąć z niej 98 proc. soli. Metodę tę można oczywiście powtarzać kilkukrotnie, jednak mija się to trochę z zamysłem opracowania taniego, szybkiego i skutecznego sposobu odsalania, dlatego jak na razie mówimy tu o prototypie metody, który wymaga dalszych ulepszeń. Jest to jednak na pewno krok w dobrym kierunku.
Skoro odsalanie wody zużywa dużo energii, być może odpowiedzią jest... tańsza energia?
Kolejną bardzo obiecującą metodą, szczególnie w rejonach charakteryzujących się ciepłym i suchym klimatem jest… tworzenie specyficznego mikroklimatu w szklarniach. Wybaczcie taką opisową nazwę, już tłumaczę o co chodzi.
Chodzi o pomysł Charlie'ego Patona, założyciela projektu Seawater Greenhouse, który stwierdził, że w takich miejscach jak Oman, Australia, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie jest na tyle sucho i gorąco, że odparowywanie wody zachodzi tam błyskawicznie i bez wykorzystywania żadnej dodatkowej energii.
No dobrze, ale samo darmowe odparowywanie nie rozwiązuje jeszcze problemu powrotnego pozyskiwania wody. I tu, całe na zielono, pojawiają się szklarnie Patona, nawadniane przy pomocy odparowywanej wody morskiej i zasilane (chodzi głównie o wentylację) energią elektryczną produkowaną przez panele solarne.
Działa to nad wyraz dobrze. Woda morska, tzw. solanka, wystawiana jest na działanie energii słonecznej, która sprawia, że od parującej wody oddziela się sól. Taka wilgotna para następnie nawadnia rośliny hodowane w szklarni, a dodatkowo jest przez nie filtrowana, dzięki czemu jej nadmiar wykorzystywany jest do picia i nawadniania pobliskich terenów. Pomysł ten, oprócz niebagatelnej zalety polegającej na pozyskiwaniu wody zdatnej do picia, umożliwia również hodowanie roślin w miejscach, w których byłoby to normalnie niemożliwe.
Taka współpraca pomiędzy naszą technologią i roślinami pozwala też na zatrzymywanie większej ilości wody w ziemi i w samych roślinach, co bardzo korzystnie wpływa na retencję i szeroko pojętą gospodarkę wodną. Stąd też apele w naszym kraju o niekoszenie trawników w czasie suszy. Skuteczne metody na pozyskiwanie i odzyskiwanie wody pitnej stają się coraz ważniejszą kwestią. I nie chodzi tu tylko o jakieś odległe, pustynne kraje. Susza staje się regularnym problemem również w Polsce. Sytuacja na razie nie jest jeszcze tak dramatyczna, żeby zainteresować opinię publiczną, a więc minie jeszcze trochę czasu, zanim zaczniemy masowo przejmować się tym problemem, jednak nie miejmy złudzeń. Ten problem istnieje. I z roku na rok robi się coraz większy.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.