Najgroźniejszymi wrogami nowego smartfonu LG są... inne telefony producenta. LG G7 fit -pierwsze wrażenia
LG G7 fit ma identyczne wymiary, co wcześniejszy model Koreańczyków - LG G7 ThinQ, różni się jednak od niego w kilku znaczących punktach, takich jak procesor czy aparat. Kusi świetnym ekranem i doskonałym dźwiękiem.
LG G7 fit przed kilkoma dniami zadebiutował na polskim rynku.
Telefon wygląda po prostu pięknie. Smukłą bryłę otacza z przodu i tyłu szklana powierzchnia, którą po bokach okala metalowa ramka. LG zadbało również o wodoodporność, oznaczoną certyfikatem IP68, co oznacza, że z telefonem bez problemu możemy brać prysznic.
G7 fit bardzo dobrze trzyma się w ręce. Rogi są zaokrąglone, a plecki wygodnie przywierają do skóry. Brakuje może tylko zaokrąglenia krawędzi ekranu.
Notch, wszędzie notch.
Niestety nie uciekło od niego i LG. Oczywiście, notcha możemy się pozbyć dzięki oprogramowaniu, które zamienia część wyświetlacza w czarny pasek. Tymczasem belki z góry i dołu są na tyle duże, że konstruktorzy zdecydowanie mają miejsce do poprawy na przyszłość.
Sam ekran ma przekątną 6,1 cala i wysoką rozdzielczość QHD+ (1440 na 3120 pikseli). Niestety jest to panel IPS, który nie oferuje tak wysokiego kontrastu jak OLED-y. Zamiast tego LG skorzystało tu z autorskiej technologii Super Bright. Dzięki temu wyświetlacz jest niesamowicie jasny i nie ma problemu z jego wykorzystaniem nawet w słoneczny dzień.
Sam ekran ma zaś proporcje 19,5 do 9, jest więc węższy niż większość konstrukcji, jakie trafiają na rynek. Dlatego też telefon trzyma się bardzo pewnie, ale z drugiej strony dosięgnięcie ikon na samej górze wyświetlacza może nastręczać problemy.
Wyjście słuchawkowe w 2018 roku? Doskonale!
Wciąż mam wiele słuchawek z klasycznym 3,5-milimetrowym wyjściem, do których zawsze brakuje mi adaptera. Pozostawienie tego portu, to świetny ruch ze strony LG, który daje mi większą wygodę. Kiedy pod ręką mam słuchawki bezprzewodowe, mogę je szybko połączyć z telefonem i uwolnić się na chwilę od kabli.
Samemu dźwiękowi należy się zaś oddzielny akapit. G7 fit ma bowiem poczwórny przetwornik cyfrowo-analogowy (Quad DAC) i opcję wspierania dźwięku 3D w słuchawkach. Różnica jest słyszalna nawet w porównaniu do świetnego pod tym kątem HTC U11. Dźwięk jest czysty i odpowiednio wyważony, co zdecydowanie zapisuję po stronie największych plusów.
Nieco słabiej wypada wbudowany głośnik, jest bowiem pojedynczy.
Zadowalająca wydajność.
Na pokładzie LG G7 fit znajdziemy dość wiekowy już procesor Snapdragon 821 (zaczerpnięty z LG G6), któremu towarzyszą 4 GB RAM-u. Nie jest to konfiguracja, która byłaby w stanie zrobić na kimkolwiek wrażenie w 2018 roku. Sprawdza się jednak dobrze w codziennym korzystaniu. Animacje nie są tak płynne jak w szybszych modelach, a przełączanie się pomiędzy aplikacjami, potrafi zaskoczyć kogoś przyzwyczajonego do błyskawicznego multitaskingu.
W żadnym z tych elementów G7 fit nie sprawił jednak, że poczułem irytację. Trójwymiarowe gry nie miały problemu z zaadoptowaniem się do tego dwuletniego układu. O wiele węższym gardłem stała się za to wbudowana pamięć, dająca użytkownikowi zaledwie 32 GB przestrzeni na dane.
Na szczęście można ją rozszerzyć kartami pamięci. Wtedy nie skorzystamy jednak z drugiej karty sim – wysuwany slot jest bowiem hybrydowy. Jedno z miejsc może być zajęte przez kartę microSD lub kartę sim.
Żal cięcia kosztów na aparacie.
Nie mamy już podwójnego aparatu znanego z modelu ThinQ. Z tyłu został tylko jeden obiektyw współpracujący z matrycą 16 MP, który dysponuje światłem f/2.2. Kiedy jest jasno nie mam do niego najmniejszych zastrzeżeń, choć fotografie nawet wtedy nie mają oszałamiającej liczby detali. Po zmroku ciężko uznać jakość zdjęć za zadowalającą.
[gallery ids="838220,838208,838211,838214,838217,838223"]
Ciekawie prezentuje się za to wykorzystanie uczenia maszynowego do dobierania odpowiedniej konfiguracji aparatu. Telefon może bowiem rozpoznawać scenerię i dostosowywać do niej ustawienia, aby zdjęcie wypadło jak najlepiej.
Telefon może także nagrywać wideo w 4K lub niższej rozdzielczości ze stabilizacja elektroniczną.
Z przodu mamy zaś aparat 8 Mpx z trybem portretowym rozmywającym tło. Takie rozwiązania sprawdza się o tyle dobrze, że selfie często są tylko po to, aby skupiać się na twarzach, a nie na otoczeniu. Efekt jest bardzo przyjemny dla oka.
[gallery columns="2" size="medium" link="file" ids="838202,838205"]
Po lewej zwykłe selfie, po prawej selfie z rozmyciem tła.
O czym jeszcze nie wspomniałem? Akumulator na 3000 mAh i wykorzystuje technologię Quick Charge 3.0. Przez te kilka dni spokojnie przeprowadzał mnie przez cały dzień z dala od gniazdka. Po części odpowiadają za to optymalizacje najnowszego Androida w wersji 8.1 Oreo.
[gallery size="medium" link="file" ids="837692,837695,837698"]
Promocja na zakup LG G7 fit trwa do 25 listopada 2018 roku. Jeśli dość szybko zdecydujemy się na nabycie smartfonu, to w cenie telefonu (1800 zł) dostaniemy również:
- słuchawki bezprzewodowe LG Tone Platinum SE (warte ok. 850 zł),
- rok gwarancji na wyświetlacz LG G7 fit – zostanie wymieniony na nowy nawet po zbiciu (warte ok. 450 zł),
- 50-procentową zniżkę na buty New Balance.
Po odliczeniu gratisów dostaniemy więc kwotę kilkuset złotych – równą najtańszemu smartfonowi jaki można kupić na polskim rynku bez zgrzytania zębami. Pozostaje jednak pytanie – na ile potrzeba nam tych wszystkich dodatków? Słuchawki LG są rzeczywiście bardzo wygodne i odgrywają doskonały dźwięk, a gwarancja na wyświetlacz przydać się może w najbardziej niespodziewanym momencie, ale oba te gratisy zostały dość wysoko wycenione.
Największym wrogiem LG G7 fit są jednak... inne telefony LG. Już za 400 zł mniej możemy dostać zeszłorocznego flagowca - LG G6, a nieco droższy (o 200 zł) jest obecnie LG G7 ThinQ. Oba telefony bardzo dobrze sprawdzają się w praktycznie każdym zastosowaniu, a przy ich zakupie nie musimy kalkulować czy mamy co zrobić z gratisami.
Dlatego mimo całej sympatii w stosunku do G7 fit nie jestem w stanie określić rynku docelowego, w który LG starało się trafić. Dobre wykonanie, świetny dźwięk i ekran przydadzą się każdemu, ale wątpię, aby było to najlepsze spożytkowanie 1700 złotych na rynku mobilnym.