REKLAMA

Uczynił Internet dużo lepszym miejscem, a potem się rozbestwił - 10 urodziny Google Chrome

Chrome to aplikacja, która znacząco polepszyła wygodę konsumpcji witryn internetowych. Właściwie każdy przedstawiciel konkurencji w jakiś sposób go kopiuje. Dziś nazywany jest drugim Internet Explorerem. Co niezupełnie jest pochwałą.

03.09.2018 09.45
przeglądarka google chrome - 10 urodziny
REKLAMA
REKLAMA

Cofnijmy czas o dekadę i przypomnijmy sobie, jak właściwie wyglądały i działały przeglądarki internetowe. Podobnie jak dziś Google Chrome, były to prawdziwe wielofunkcyjne kombajny do przeglądania Internetu. Mozilla, Microsoft, Opera i reszta prześcigały się w doklejaniu do swoich aplikacji nowych funkcji, które mogłyby w jakiś sposób wyróżnić je od konkurencji.

Efekt tego wyścigu był – patrząc na to po latach – dość komiczny. Przeglądarki internetowe zasłaniały swoim interfejsem strony internetowe, bo przecież te wszystkie użyteczne funkcje trzeba było eksponować. I najlepiej od razu stosować, bo przecież są takie cudowne.

I wtedy pojawił się on. Z początku, w wersji testowej (beta). I pokazał światu, jak powinna wyglądać przeglądarka internetowa.

Google Chrome powstał wbrew woli szefa Google.

Niewiele brakowało byśmy dziś nie mieli powodu do świętowania dziesiątych urodzin przeglądarki Chrome. Ówczesny szef Google’a – Eric Schmidt – stanowczo sprzeciwiał się pomysłom stworzenia własnej przeglądarki. Uważał, że jego firma nie ma czasu ani zasobów, by angażować się w rywalizację na rynku przeglądarek.

Sergey Brin i Larry Page – założyciele Google’a – mieli inne zdanie. Wykorzystali swoje wpływy w firmie by zdobyć fundusze na podkupienie kilkoro inżynierów z Mozilli. Gdy zaprezentowali Schmidtowi prototyp aplikacji, ten przyznał się do błędu. – Była tak dobra, że musiałem zmienić zdaniewspomina Schmidt.

Przeglądarka pojawiła się na rynku drugiego września 2008 r., choć data ta jest ciut umowna – wtedy po raz pierwszy mogliśmy zacząć z niej korzystać. Była to bowiem produkcyjna wersja beta, przeznaczona do testów, a nie do użytku przez postronnych. Dopiero 11 grudnia pojawiła się jej stabilna wersja. Z początku wyłącznie w wersji na Windows XP. Dopiero 25 maja 2010 r. Google wydał Chrome’a na OS X i Linuksa.

Przeglądarka, jakiej świat dawno nie widział.

Chrome pokazał światu, jak powinna wyglądać i działać przeglądarka internetowa. Po pierwsze, od samego początku dbał o zgodność ze wszystkimi webowymi standardami. Po drugie, był diabelnie szybki, renderując błyskawicznie witryny internetowe. Po trzecie, miał minimalistyczny interfejs, dzięki któremu większość ekranu zajmowała sama witryna, a nie interfejs przeglądarki. Trudno w to uwierzyć, ale na rynku nie istniała alternatywa oferująca wszystkie z tych trzech cech.

przeglądarka google chrome class="wp-image-795934"
Widok nowej karty w przeglądarce Chrome. Nawet mimo zainstalowania wielu rozszerzeń zachowuje minimalizm w interfejsie - trend, który sama wylansowała

Konkurencja z początku bagatelizowała pojawienie się Chrome’a na rynku. Witała nowego kolegę ciepło nie wierząc w jego sukces – jak Mozilla czy Opera – czy wręcz ignorowała jego obecność, myśląc, że i tak rynkiem rządzi i dzieli Internet Explorer. To był wyłącznie objaw krótkowzroczności.

Szybko się okazało, że ociężałe i niewygodne potworki nie mają szans z wygodą i szybkością oferowaną przez Chrome’a. Warto też pamiętać, że w tych czasach Chrome nie dysponował dzisiejszymi argumentami za jego użytkowaniem – nie był ściśle zintegrowany z ekosystemem Google’a, nie istniał też jeszcze Chrome Web Store. Produkt Google’a wygrywał jakością.

Przeglądarka Google Chrome musi zarabiać.

Chrome składa się niejako z dwóch elementów. Jego fundamentem jest Chromium, a więc właściwa przeglądarka internetowa. To projekt otwartoźródłowy, stanowiący fundament całej aplikacji. Chrome to Chromium zmodyfikowany o rozwiązania własnościowe. Z początku różnice między oboma były niewielkie – dla przykładu Chrome zawierał obsługę techniki Adobe Flash, której Chromium był pozbawiony.

Przeglądarka z biegiem lat stawała się jednak coraz istotniejsza na rynku. Udowodniła światu, że aplikacje webowe mogą być relatywnie szybkie i wygodne. A skoro ten świat jest wyraźnie zainteresowany takim podejściem, to czas go podbić. W sposób bardzo agresywny.

Z początku nikt nie traktował poważnie Chrome OS-a.

A gdyby tak wyeksponować w interfejsie przeglądarki aplikacje webowe? Stworzyć ich repozytorium, które użytkownicy mogą łatwo przeglądać i dodawać je w formie wygodnych skrótów? A może jeszcze wykorzystać to repozytorium do umieszczania w nim użytecznych rozszerzeń – mikroskopijnych aplikacji, które pozwalają wykorzystywać aplikacje webowe na nowe sposoby? Dorzućmy do tego głęboką integrację z usługami Google'a pokroju poczty, dokumentów czy map, to… czy właściwie typowy internauta będzie potrzebował czegoś jeszcze?

przeglądarka google chrome class="wp-image-795937"
Chrome Web Store, czyli wbudowane repozytorium aplikacji i rozszerzeń

7 lipca 2009 r. firma Google po raz pierwszy pokazała system operacyjny Chrome OS. Zbudowany na jądrze linuksowym OS składał się w zasadzie wyłącznie z przeglądarki internetowej (oraz bardzo podstawowych aplikacji typu menadżer plików czy odtwarzacz multimedialny). System ten przez wiele lat nie mógł się przebić do masowej świadomości – choć ostatnio to się zmienia – ale wyznaczył nowy trend, jakim jest budowanie funkcjonalnych aplikacji webowych. Chrome za sprawą Chrome OS stał się kombajnem. Wielu internautów posługujących się Windowsem lub macOS-em po dziś dzień rzadko kiedy opuszcza okno tej przeglądarki, bo… nie widzą takiej potrzeby.

Miałeś być Wybrańcem, przywrócić równowagę Mocy!

Za każdym razem gdy rozmyślam o historii Chrome’a, w mojej podświadomości od razu pojawia się znane internetowe meme, w którym zrozpaczony Obi-wan Kenobi w kultowej scenie z Zemsty Sithów krzyczy zrozpaczony do Anakina Skywalkera. Sierota z Tatooine miała przywrócić ład w galaktyce, tymczasem przeobraziła się w Dartha Vadera. Podejrzewam, że akurat wśród Czytelników Spider’s Web nie będzie to hermetyczne skojarzenie.

Chrome zaczynał jako lekka, szybka i wygodna przeglądarka zgodna ze standardami. Dziś Chrome to potężna, funkcjonalna i ociężała krowa, która jest tylko niewiele mniej zasobożerna czy funkcjonalna od zwirtualizowanego systemu operacyjnego. Powtarza większość błędów konkurencji, dzięki którym mogła w ogóle zaistnieć jako alternatywa. Robi to jednak… sprytniej.

Ociężałość Chrome’a w dużej mierze wynika z jego modułowości, a więc możliwości zwiększania jego funkcjonalności przez rozszerzenia. Tyle że wspomniane rozszerzenia są wygodne i użyteczne, lwia część użytkowników tej przeglądarki zapewne nie wyobraża sobie korzystania z przeglądarki bez tych malutkich programików. Trudno też żalić się na ścisłą integrację z usługami Google’a, skoro i tak większość z nas ich używa.

A brak zgodności ze standardami webowymi? Google robi to sprytniej.

Gdy Microsoft chciał kreować własne, niezatwierdzone przez stosowne konsorcjum pomysły na tworzenie witryn internetowych, po prostu usuwał obsługę normalnych metod. Internet Explorer dominował na rynku, więc programiści – chcąc, nie chcąc – implementowali pomysły Microsoftu, by witryny internetowe poprawnie wyświetlały się w systemowej windowsowej przeglądarce. Google zaczął stosować dużo łagodniejsze podejście, paradoksalnie zwiększając jego skuteczność.

Chrome niezmiennie jest zgodny ze wszystkimi standardami. Niestandardowe funkcje napędzającego przeglądarkę wywodzącego się z WebKita silnika Blink są tylko ciekawymi propozycjami. Z których deweloperzy coraz chętniej korzystają, bo są przydatne, a przecież i tak większość internautów surfuje za pomocą Chrome’a. W efekcie coraz częściej napotykamy witryny internetowe, które działają w Chrome lepiej, mimo iż sam Google w teorii niczego nie wymusza.

Chrome to drugi Internet Explorer. Tyle że, dla odmiany, prawie wszyscy go lubią.

Nie jest tak dziurawy, wolny i niestabilny jak niegdyś przeglądarka Microsoftu. Miękko narzuca własne, niezgodne ze standardami rozwiązania. Śledzi nasze poczynania w Sieci mocno naruszając naszą prywatność, ale w zamian oferuje wygodne podpowiedzi i dopasowane do nas sugestie. Jest ociężały i zasobożerny, ale w zamian oferuje funkcjonalność na poziomie bliskim prostego systemu operacyjnego.

Na chwilę obecną Chrome kontroluje 62 proc. rynku przeglądarek na desktopach (na drugim miejscu Internet Explorer z niemal 12-procentowym udziałem) oraz 62 proc. rynku telefonów komórkowych (na drugim miejscu Safari – 26,61 proc. rynku). Jest nie tylko systemową przeglądarką najpopularniejszego systemu operacyjnego na rynku, ale również skłania internautów do porzucenia domyślnych systemowych Edge i Safari na innych platformach. To Chrome dyktuje warunki i w zasadzie nie ma realnej konkurencji.

przeglądarka google chrome class="wp-image-795940"
Przy aktywnych domyślnych ustawieniach Chrome wysyła na serwery Google'a wiele osobistych informacji
REKLAMA

To zabawne w kontekście historii genezy tejże aplikacji. Powstała mimo wyraźnego sprzeciwu dyrektora generalnego firmy, która ją stworzyła. Dziś można o nim mówić per nowy Internet Explorer 6. Produkt lepszy po stokroć, jednak nadal dążący do niebezpiecznej pozycji monopolisty. Kontrolowanie otwartej sieci przez jeden komercyjny byt nigdy nie kończyło się dobrze.

Problem w tym, że Apple, Mozilla i Microsoft wyraźnie nie mają nic lepszego do zaoferowania internautom – mimo iż walczą zażarcie o klienta. Chrome utrzymuje pozycję lidera od maja 2012 r. Przez sześć i pół roku konkurencja nie była w stanie skusić użytkowników czymś lepszym. A skoro przez taki czas nie znalazła odpowiedniego wytrychu, to zaczynam tracić wiarę czy to w ogóle jest jeszcze możliwe.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA