Po kilku miesiącach przerwy wróciłem do Pokemon GO i mówię, jak jest
Ostatnia aktualizacja Pokemon GO była tak duża, że wróciłem do gry. Intensywnie grałem przez ostatni tydzień i odkryłem chyba wszystkie nowości oraz zmiany, które ominęły mnie w ciągu kilkumiesięcznej przerwy. Oto moja ocena.
W Pokemon GO grałem intensywnie przez pierwsze tygodnie od premiery. Z włączoną grą zrobiłem wtedy ponad 100 km i… dałem sobie spokój. Gra zaczęła mnie nudzić, a do tego rozgrywka momentami była niemożliwa przez długotrwałe problemy z serwerami. Gwoździem do trumny była jednak aktualizacja, która usunęła z gry radar - jeden z lepszych sposobów na szukanie nowych Pokemonów.
Przez kilka miesięcy nie grałem wcale. Pokemon GO zainstalowałem raptem na kilkanaście minut, aby podczas zimowego spaceru sprawdzić, czy trafię na jakieś nowe Pokemony z regionu Johto, które dodano do gry w połowie lutego br.
Złapałem kilka stworków i stwierdziłem, że nie mam ochoty więcej grać. Pokemon GO wyleciało z mojego smartfona.
Wróciłem do gry
Kilka dni temu złamałem się znowu i wróciłem do gry. Tym razem na dłużej.
Olbrzymia aktualizacja, która wprowadziła nowe Gymy oraz zupełnie nowy element rozgrywki, czyli raidy, sprawiła, że znowu zacząłem spacerować z włączonym smartfonem w ręce.
Nowością była dla mnie nie tylko ostatnia aktualizacja. Przez ostatni rok gra Pokemon GO doczekała się bardzo dużej liczby zmian, które łącznie wprowadziły bardzo wiele usprawnień. Zdecydowana większość z nich mnie ominęła, dlatego powrót do Pokemon GO owocował w masę niespodzianek.
Co się zmieniło w Pokemon GO?
Pierwszą zmianą, którą zauważyłem, była znacznie większa liczba Pokemonów, na które trafiałem. Początkowo grałem w tym samym rejonie, co na początku mojej przygody z Pokemon GO i łapałem znacznie więcej stworków niż kilka miesięcy temu.
Zmiana wynika z tego, że jakiś czas temu zmieniono czas, na jaki pojawiają się Pokemony. Dawniej znikały po 15 minutach, a teraz po 30. To spore ułatwienie i urozmaicenie rozgrywki, ale jednocześnie pewna wada.
Znacznie większa liczba Pokemonów, które czekają na złapanie, oznacza zwiększone zużycie PokeBalli, które nie rosną na drzewach, a trzeba je mozolnie zbierać z PokeStopów. Jako że w mojej okolicy nie ma ich za wiele, musiałem wybierać się na nieco dalsze spacery, aby uzupełnić zapas.
Początkowo nawet byłem zmuszony je dokupić. Po powrocie do gry szybko wystrzelałem się z kulek i aby kontynuować zabawę udałem się do sklepu po pakiet Poke Balli.
Okazało się, że najkorzystniejsza cenowo jest najmniejsza paczka PokeCoinów, czyli wirtualnej waluty, która obowiązuje w grze. Aby wymienić złotówki na Poke Balle musiałem najpierw kilkukrotnie kupić mały pakiet PokeCoinów, a dopiero później zaopatrzyć się w kulki.
Taki stan rzeczy zawdzięczamy przeprowadzonej swego czasu obniżce cen właśnie najmniejszej paczki monet. Zmiana w cenniku dotyczyła biedniejszych krajów, do których zaliczono również Polskę.
Mimo wszystko dla mnie to niezrozumiałe, że cennik w Pokemon GO nie sprzyja robieniu większych zakupów. Gdyby ceny większych pakietów były choć odrobinę atrakcyjniejsze od najmniejszej paczki monet, to gracze chętniej zostawialiby w grze większe kwoty. A większe kwoty zainwestowane w pokemonową walutę oznaczają większe przywiązanie do gry. Dziwne, że twórcom Pokemon GO na tym nie zależy.
Wróćmy jednak do plusów
Zdecydowaną zaletą jest większa liczba Gymów oraz nowy system raidów, w których udział wziąłem parę razy.
Za pierwszym razem trafiłem na niski poziom rajdu i bossa powaliłem w pojedynkę. Po pokonaniu Bayleefa udało mi się go złapać i zyskałem nie tylko stworka z dobrymi genami, ale również nowy wpis w Pokedeksie.
Za drugim razem trafiłem na raid 4. poziomu. W miejscu, w którym w grze znajduje się Gym, spotkało się kilku graczy. Wspólnie próbowaliśmy pokonać Snorlaksa. Bezkutecznie.
Było nas chyba 9 osób, ale zabrakło nam zgrania, a kilku graczy - w tym ja - nie mieliśmy wystarczająco wysokich poziomów, aby położyć bossa.
Kolejny raid również zakończył się niepowodzeniem, a to dlatego, że tym razem nie byłem w stanie samodzielnie pokonać Magmara.
Mimo tego, że moja przygoda z raidami była krótka, to bardzo pozytywnie oceniam nową funkcję w grze. Sytuacja, w której kilka nieznających się osób spotyka się w jednym miejscu i wspólnie próbuje przez kilkadziesiąt minut pokonać bossa, sprzyja poznawaniu nowych ludzi i przełamywaniu pewnych barier, które czasem pojawiają się między starszymi i młodszymi graczami Pokemon GO.
Twórcy gry dodali w końcu świetny element społecznościowy i pozostaje tylko żałować, że zrobili to tak późno. Gdyby taka opcja była dostępna na samym początku, gdy w Pokemon GO grało znacznie, znacznie więcej osób, byłaby szansa na jeszcze bardziej spektakularny sukces. Również finansowy.
Co mi się nie podobało?
Oczywiście nowe Pokemon GO nie są bez wad. Do największych zaliczamy brak radaru, który pokazywał, czy zbliżyliśmy się do danego Pokemona, czy może idziemy w złym kierunku i oddalamy się od niego.
Radar został zastąpiony przez rozwiązanie, które pokazuje PokeStopy, w okolicy których znajdziemy danego Pokemona. Rozwiązanie to działa wyśmienicie, ale wyłącznie w miejscach, gdzie jest sporo PokeStopów. W mniejszym mieście ogranicza się to praktycznie do ścisłego centrum.
Na obrzeżach miasta, na osiedlach lub opłotkach PokeStopów jest znacznie mniej i polowanie na Pokemony znajdujące się w okolicy polega wyłącznie na szukaniu w ciemno.
Przez wiele miesięcy nie udało się twórcom gry rozwiązać również problemu olbrzymiego apetytu gry na energię elektryczną. Grając w Pokemon GO poziom naładowania akumulatora spada wręcz w oczach, a po trzech godzinach smartfon jest już martwy. Wykluczone jest granie oraz jednoczesne korzystanie z pozostałych funkcji urządzenia, a to oznacza, że jeśli bawimy się w Pokemon GO intensywnie, to praktycznie tracimy wszystkie smart funkcje naszego telefonu.
Podsumowanie: warto wrócić do gry czy nie?
Spędziłem z Pokemon GO ponad tydzień. Grałem codziennie, nałapałem masę Pokomenów, wykonałem kilka ewolucji, wydreptałem kilka jajek. Odbyłem też parę raidów, odwiedziłem dziesiątki PokeStopów, zamieniłem na cukierki setki stworków.
I to właśnie na tym ostatnim skończyłem grę. Zabawa polegająca na szukaniu w terenie nowych Pokemonów znowu zamieniła się w powtarzalne zbieranie i odsyłanie stworków, aby uzyskać jak najwięcej cukierków wymaganych do przeprowadzania ewolucji.
I to przestało mnie bawić.
Mimo wszystko uważam, że warto grze Pokemon GO dać ponownie szansę. Sporo się zmieniło, wiele nowych Pokemonów jest do złapania i gra potrafi przysporzyć sporo radości nawet tym niehardcoreowym graczom.